- Mam ci naprawić ten twój obecny motocykl, czy zbudować nowy? - spytałem pół żartem, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę.
Starsza roześmiała się, ale z wyraźnym trudem. Stwierdziłem jednak, że nie będę jej za to winić.
- Potrzebuję jeszcze rzeczy do samochodu - mruknęła, siląc się na luźny ton.
Wziąłem od niej ciężki już wózek i zacząłem go prowadzić.
- Z nim też mam ci pomóc? - uśmiech w moim wykonaniu prawdopodobnie wyglądał dość krzywo, ale nie mogę zmienić swojej twarzy.
- Nie... poradzę sobie - odparła, przez chwilę dość uważnie mi się przyglądając. - Nie uśmiechasz się zbyt często? - raczej stwierdziła niż spytała.
Wzruszyłem nieznacznie ramionami.
- Nie lubię tego - mruknąłem. - Bezsensowne męczenie mięśni twarzy.
Na te słowa starsza nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, na co tylko wywróciłem oczami oraz westchnąłem głośno.
- Co? - spytałem, kiedy tylko się w miarę uspokoiła.
- Nic - otarła łezkę rozbawienia i pchnęła wózek do kasy. - Po prostu mam nowe stwierdzenie do swojego obszernego słownika. Zapłaciła za zakupy, po czym ruszyła w stronę wyjścia. - Pomóż mi to zapakować - zażądała, otwierając bagażnik. Zrobiłem więc, o co prosiła.
- To... widzimy się we wspólnocie? - spojrzałem na nią pytająco.
Siwa pokiwała tylko głową i wsiadła do swojego samochodu. Po chwili odjechała, tak po prostu zostawiając mnie samego.
Rosalie? W sumie nie będę niczego komentować :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz