niedziela, 8 kwietnia 2018

Od Sebastiana cd. Aoife


Chyba każdy zrozumie, że byłem co najmniej zdziwiony. Ledwo bowiem dotarłem do swojego domu, a za drzwiami już usłyszałem pukanie. Nawet już człowiek we własnych czterech ścianach spokoju nie dostanie. Czekajcie, przecież ja nie jestem człowiekiem — czy oznacza to więc, że nie mam takich samych praw? Porzucając jednak te jakże głębokie rozmyślania, postanowiłem otworzyć, wyklinając przy tym w trzy diabły osobę naruszającą moją przestrzeń domową i z trwającą nadal wiązanką przekleństw, ruszyłem w stronę wejścia do lokum. Głos uwiązł mi jednak w gardle, kiedy za tym kawałem drewna zobaczyłem kobietę będącą prawą ręką samego Lucyfera, o ironio — jedną z trzech Starszych. I to w dodatku tą, za którą przepadam najmniej. Pomimo ogólnych niechęci, nie pozostało mi jednak nic innego, jak wykonać jej rozkaz będący ponownym przyjściem do rezydencji. Zarządzenie losu, że po znalezieniu się w odpowiednim pomieszczeniu, znów miałem niebywałe szczęście, by spędzić czas w towarzystwie cudownej oraz niebywale uroczej Aoife. Czuć ten sarkazm. Przez myśl przeszło mi, że gdybym poznał ją, zanim stałem się jednym z ludzi Czarta, polubiłbym ją. Ba, pewnie razem z nią łamałbym prawo. Z lekka przypominała bowiem mnie samego, kiedy miałem o połowę mniejszy mózg i nie wiedziałem jeszcze, co to względna powaga oraz odpowiedzialność. Całe szczęście to było prawie 100 lat temu. Trzymam kciuki, że dziewczynie dorośnięcie zajmie co najmniej pół wieku — niestety bowiem, ale prezentuje ona ostatnie stadium choroby znanej jako Głupotos Bezmózgos Maximus, niemalże niemożliwej do wyleczenia.

Aby jednak myśli nie opuściły głowy w postaci słów, całkowicie skupiłem swoją uwagę na tych wypowiadanych przez Pana. W ostatniej chwili powstrzymałem się od zaprzeczenia mu, gdyż nie miałem najmniejszej ochoty czegokolwiek robić z dziewczyną znajdującą się w tym samym pokoju, co ja. W głowie pojawiło się jednak jawne ostrzeżenie co do tego, aby nawet nie próbować z nim dyskutować — co jak co, ale całkowicie nieśmiertelny to ja nie jestem. Dlatego też nie pozostało mi nic innego, jak zgodzić się na tą nie tyle, co prośbę, a rozkaz. Zresztą... W sumie, spoko. Jest zadanie, jest robota. Nadszedł czas na kolejną zapłatę za drugie życie, z której na pewno nie zrezygnuję z powodu osoby, która wspólnie ze mną została do tego wyznaczona. Poza tym, no błagam — na swoim sumieniu mam już tyle trupów i dożywoci, że nic nie jest w stanie mnie zniechęcić, tym bardziej taka rozkapryszona dziewczynka, której mógłbym być dziadkiem. Chociaż, kto wie, może tak właśnie jest? Niedaleko pada przecież jabłko od jabłoni, prawda?
Po wyjściu Czarta z pokoju poczułem na sobie wzrok Aoife, która zapewne oczekiwała jakieś rozśmieszającej sceny z moim udziałem, w której miałbym chyba wybiec za Nim i na kolanach błagać o to, aby nie skazywał mnie na tą kobietę. Musiałem ją zatem poważnie rozczarować, gdyż jedyną reakcją z mojej strony było przelotne spojrzenie w jej stronę, a w drodze ku wyjściu z pokoju zabranie butelki alkoholu i schowanie jej pod bluzą. No cóż, starych przyzwyczajeń niebywale trudno się wyzbyć. Zaraz po tym wyszedłem na korytarz, lecz zamiast pójść w stronę, w którą zmierzał On, ruszyłem w przeciwnym kierunku. Nie trzeba było oczywiście długo czekać na to, by tuż za mną rozległ się tupot stóp, które wybijając regularny rytm oraz z sekundy na sekundę będąc coraz głośniejszym, mógł oznaczać tylko jedno. Pozwalając przejąć kontrolę nad ciałem instynktowi, w ostatniej chwili pochyliłem się przed ciosem zaserwowanym przez przebiegającą obok Aoife, który najpewniej miał na celu po raz kolejny tego dnia posłać mnie na ścianę. Nie trzeba zatem opisywać jej rozczarowania, kiedy tak się nie stało, a ja ucierpiałem jedynie przez butelkę wciąż znajdującą się pod ubraniem, wbijającą się niemiłosiernie w żebra podczas gwałtownego skłonu.
- Tylko mi nie mów, że się mnie boisz. — zakpiła, próbując w ten sposób zatrzeć ślad po nieudanym... żarcie? Próbie zdenerwowania mnie? Nie wiem.
Mając głęboko gdzieś jej domysły, ponownie się wyprostowałem, a następnie ominąłem wpatrującą się we mnie dziewczynę. Oczywiście, nie byłaby chyba sobą, gdyby pozwoliła mi ot, tak sobie pójść. Nie zdziwiło mnie zatem ani trochę, gdy zaledwie chwilę później znów znalazła się obok mnie, rzucając jakiś naprawdę banalny komentarz. Na tyle, że nawet nie poświęcałem mojej cennej energii na odpowiedź. Moja ignorancja najwyraźniej niezbyt przypadła jej do gustu, gdyż poza tamtą dogryzką skierowała w moją stronę jeszcze kilka innych — ku jej niezadowoleniu także niewywołujących jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. Wciąż szedłem niczym niewzruszony przed siebie, zmierzając w stronę części sypialnej rezydencji, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Nie kwapiłem się nawet, aby wchodzić na piętro — czyli tam, gdzie swoje lokum mieli Starsi. Czas spędzony tutaj nauczył mnie, że nie ważne jest, jak długo tu mieszkasz czy też jakie są twoje zasługi: wciąż nie jesteś jednym z nich, prawych rąk Lucyfera. Chcąc to zaznaczyć nie tylko pozwolono tej trójce przebywać w Jego domu, ale i wydzielono osobne piętro, nam pozwalając się zadowolić parterem. A szkoda, bo gdyby dziewczyna na serio zalazła mi za skórę, miałbym jakiekolwiek szanse na to, że upadek z wysokości zakończyłby jej życie, a przynajmniej na jakiś czas. Niestety, w obecnej sytuacji plan wyrzucenia Aoife przez okno (w celu uzyskania świętego spokoju) byłby mało efektywny oraz skuteczny. Warto go jednak sobie gdzieś zapisać, przyda się na przyszłość.
- I cię wykastruję, żebyś nie mógł mnie zgwałcić. — dochodzi do moich uszu w momencie, kiedy wzrokiem odnalazłem uchylone drzwi prowadzące do jednego z przygotowanych dla nas pokoi.
Z początku przepełniające mnie poczucie ulgi, że już dłużej nie będę musiał słuchać jej monologu, zostało wnet rozwiane przez zdanie sobie sprawy z tego, iż nasze tymczasowe lokacje znajdowały się blisko siebie. Dziękując Czartowi jedynie za to, że jeszcze do siedzenia z nią w jednym pomieszczeniu mnie nie zmusił, postanowiłem jak najszybciej ulotnić się z korytarza. Zanim jednak tak zrobiłem, odpowiedziałem Aoife na jej ostatnie zdanie:
- Na twoim miejscu nie miałbym na to nadziei, kijem bym cię nie tknął. Poza tym śmiem wątpić, bym miał ochotę cię przelecieć. Te pajęczyny wokół twojej cipki nawet perfekcyjną panią domu by przestraszyły.
Zaraz po tym zniknąłem za drzwiami, w pokoju głośno się śmiejąc, jednak nie ze swoich słów, a miny dziewczyny na ich wygłos.


Aoife?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz