Obserwowałam z okna jak Ethian umknął przed wyznaczonym czasem, zostawiając za autem brudny od błota, porozrzucany śnieg. Pokręciłam głową, przypuszczałam, że coś takiego może się wydarzyć, ale coś w środku mnie zaufało mu, jak widać niepotrzebnie. Na raz czułam zażenowanie i złość. Przekładałam między palcami srebrny pierścień, obmyślając swój następny ruch. Zanim opuściłam willę, przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy to do czego posunął się Ethian to już zdrada, czy nie. Zaraz chwyciłam płaszcz i ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych. Do Atlanty dotarłam pieszo. Dziękowałam za możliwość szybkiego przemieszczania się za pomocą własnych nóg.
wtorek, 27 lutego 2018
poniedziałek, 26 lutego 2018
niedziela, 25 lutego 2018
Od Rosalie C.D Patch'a
- Nie myśl sobie zbyt wiele chłystku i dobrze Ci radzę trzymaj język za zębami jeśli nie chcesz go stracić, poza tym nie chcesz mieć ze mną zwady. – powiedziałam pewnie, rzucając mu na łóżko kask. Spojrzał na przedmiot, po chwili przeniósł przepełniony drwiną a zarazem ciekawością wzrok na moją osobę. Otworzył usta by coś rzec jednak ja nie pozwoliłam mu dalej strzępić języka.
- Ubieraj się, Czart chyba chce Ci dać wypłatę, a jak się spóźnisz to ręczę, że dostaniesz jedną czwartą tego co Ci się za zlecenia należy. Jak już skończysz pogadankę i za mną zatęsknisz rusz swój tyłeczek na Roosevelta 3, niedaleko centrum, dojedziesz. – mruknęłam obojętnym tonem i wyszłam na zewnątrz. Śnieg chrupotał mi pod nogami, gdy przemierzałam drogę do garażu.
- Ubieraj się, Czart chyba chce Ci dać wypłatę, a jak się spóźnisz to ręczę, że dostaniesz jedną czwartą tego co Ci się za zlecenia należy. Jak już skończysz pogadankę i za mną zatęsknisz rusz swój tyłeczek na Roosevelta 3, niedaleko centrum, dojedziesz. – mruknęłam obojętnym tonem i wyszłam na zewnątrz. Śnieg chrupotał mi pod nogami, gdy przemierzałam drogę do garażu.
sobota, 24 lutego 2018
Od Sam CD Aaron'a
Nie byłam całkiem pewna, co mnie obudziło. Może to był promyk nowoorleańskiego słońca, a może cudowny zapach otaczający mnie zewsząd? Westchnęłam, będąc na skraju wybudzenia i głębiej wciągnęłam powietrze. Tak, to zdecydowanie był ten zapach. Przypominał mi ocean, woń egzotycznych kwiatów i powiew słonej bryzy. Kiedyś byłam z rodzicami na takiej wyspie, chyba na Hawajach. Siedziałam na bialutkim, drobnym piasku i po prostu patrzyłam na potęgę przede mną. Mogłam tak spędzać wiele godzin. Ocean dawał mi poczucie spokoju i siły. Był wytchnieniem przy wiecznych problemach rodziców. Ale te czasy dawno minęły, a teraz pozostał mi długi, przeklęty żywot sługi Diabła.
wtorek, 20 lutego 2018
Od Aoife do Ethian'a i Colette
Roxanne, Eddy, The Mob, ekipa, Vegas.. To wszystko łączy się w jedno, tu spotykają się ludzie, tańczą, bawią się i żyją. Żyją marzeniami, są wolni, pełni pasji i miłości. Tutaj to coś, czego inni nie zniszczą, to ich świat. Muzyka, taniec, zabawa to wszystko jest częścią większej całości. Ruchy, rytm. To tworzy jedność, jedność z tobą samym. Ty tworzysz to, czego nikt nie umie. Jesteś wyjątkowy, jesteś marzycielem. Jesteś nadzieja na lepszy start, jak i koniec.
niedziela, 18 lutego 2018
Od Aaron'a C.D Sam
Wpatrywałem się w jej
szare, przepełnione troską oczy, zastanawiając się jakie miałem szczęście. Te
spojrzenie mogło być teraz skierowane na kogokolwiek innego, w kompletnie innym
miejscu, choćby na końcu świata, a kierowało się wprost na mnie. Wsparłem się
na łokciach, powoli starając się usiąść. Wtem na mostku poczułem ciepły dotyk
jej dłoni. Spojrzałem wpierw na jej dłoń, zaraz po tym na jej twarz, z lekka
oświetloną przez blask księżyca. Czułem jak delikatnie napiera, abym z powrotem
opadł w poduszkę, lecz się nie dałem. Zamiast tego ująłem delikatnie jej dłoń w
swoją własną, posyłając jej ciepły uśmiech.
wtorek, 13 lutego 2018
Od Ethian'a Cd. Rosalie
Spojrzałem ze zdziwieniem na starszą stojącą przede mną. Chyba nikt jej jeszcze nie zdołał wytłumaczyć, albo sama jeszcze nie zrozumiała. Wzrok skierowałem na butelkę w mojej dłoni. Nie, to nie jest czas na to. Odrzucając od siebie myśli spożycia trunku skierowałem wzrok znów na dziewczynę.
-Ehh... Ty nadal nie rozumiesz.
-Co niby... - stała lekko zmieszana, nie dziwie się.
-Przez te całe dwa tygodnie wykonałem trochę zadań. Oprócz tego oberwałem przez Twoje "spanie". - na same wspomnienie o tym aż ból się znów odezwał.
-Jak to oberwałeś?
-Jeden z tych Twoich starszych kolegów chodził dość naburmuszony i przesadzał ze swoją władzą. Dobrze wiesz, że nigdy nie zrobię z siebie czyjegoś zwierzątka. Jako jedyny się postawiłem. Więc oberwałem za swoją postawę i dziewczynę, którą chciałem ochronić. - aż troszkę się zdenerwowałem i zacisnąłem bardziej dłoń na szyjce butelki. Rosalie nadal nie rozumiała chyba, gdyż jej twarz otaczało zdziwienie.
-Ehh... Ty nadal nie rozumiesz.
-Co niby... - stała lekko zmieszana, nie dziwie się.
-Przez te całe dwa tygodnie wykonałem trochę zadań. Oprócz tego oberwałem przez Twoje "spanie". - na same wspomnienie o tym aż ból się znów odezwał.
-Jak to oberwałeś?
-Jeden z tych Twoich starszych kolegów chodził dość naburmuszony i przesadzał ze swoją władzą. Dobrze wiesz, że nigdy nie zrobię z siebie czyjegoś zwierzątka. Jako jedyny się postawiłem. Więc oberwałem za swoją postawę i dziewczynę, którą chciałem ochronić. - aż troszkę się zdenerwowałem i zacisnąłem bardziej dłoń na szyjce butelki. Rosalie nadal nie rozumiała chyba, gdyż jej twarz otaczało zdziwienie.
sobota, 10 lutego 2018
Od Sam CD Aaron'a
Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Kiedy zobaczyłam Aarona na tym balkonie, bladego i chwiejącego się. Nie wiedziałam tylko, co było nie w porządku. Walcząc z sennym otępieniem, podeszłam bliżej.
- Aaron? Co się... - dostrzegłam na jego brzuchu kwadratowy, biały plater, poplamiony krwią. Bez wątpienia była świeża. - Jesteś ranny!
Spojrzał pobieżnie na opatrunek, jakby nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia.
- To nic takiego. - odpowiedział, ale zobaczyłam na jego twarzy grymas bólu. Wzięłam go pod ramię i wprowadziłam do środka.
- Usiądź. - poleciłam, podnosząc z kanapy jego marynarkę. Zdziwił mnie jej ciężar, ale po chwili odkryłam, co było jego przyczyną.
- Nic mi nie jest, Sam. - stęknął, ale wykonał moją prośbę, ciężko opadając na siedzenie.
- Nie? - rozpostarłam przed materiał nasiąknięty czerwoną cieczą. - Twoja marynarka jest cała we krwi! Aaron, co się stało?
Nie odpowiedział mi. Opuścił wzrok i uporczywie wpatrywał się w podłogę. Westchnęłam z irytacją.
- Okej, jak chcesz. - sięgnęłam po kurtkę dżinsową, przewieszoną przez oparcie fotela. - Idę do apteki po jakieś leki, żeby Rosalie nie miała do mnie pretensji, jak się wykrwawisz.
- Aaron? Co się... - dostrzegłam na jego brzuchu kwadratowy, biały plater, poplamiony krwią. Bez wątpienia była świeża. - Jesteś ranny!
Spojrzał pobieżnie na opatrunek, jakby nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia.
- To nic takiego. - odpowiedział, ale zobaczyłam na jego twarzy grymas bólu. Wzięłam go pod ramię i wprowadziłam do środka.
- Usiądź. - poleciłam, podnosząc z kanapy jego marynarkę. Zdziwił mnie jej ciężar, ale po chwili odkryłam, co było jego przyczyną.
- Nic mi nie jest, Sam. - stęknął, ale wykonał moją prośbę, ciężko opadając na siedzenie.
- Nie? - rozpostarłam przed materiał nasiąknięty czerwoną cieczą. - Twoja marynarka jest cała we krwi! Aaron, co się stało?
Nie odpowiedział mi. Opuścił wzrok i uporczywie wpatrywał się w podłogę. Westchnęłam z irytacją.
- Okej, jak chcesz. - sięgnęłam po kurtkę dżinsową, przewieszoną przez oparcie fotela. - Idę do apteki po jakieś leki, żeby Rosalie nie miała do mnie pretensji, jak się wykrwawisz.
środa, 7 lutego 2018
Od Aarona C.D Sammy
Zatarłem ręce obserwując mały obłoczek pary, który wydobył się z moich ust. Przeniosłem wzrok z puszystego śniegu, na jej usianą piegami twarz. Wpatrywałem się w nią dłuższą chwilę, chcąc rozgryźć co miała na myśli, mówiąc to. Z jednej strony cel jej słów był logiczny, lecz z drugiej, wyczuwałem w nich pewien podtekst.
- Takich jak ty zabija się, bo stanowią zagrożenie i problem. – mruknąłem, nie odwracając wzroku od jej twarzy. Dziewczyna poruszyła się nie spokojnie i choć w świetle księżyca nie widziałem zbyt wiele, miałem wrażenie, że nieco zmalała kuląc się, a ponadto pobladła na twarzy. – Od początku sprawiałaś problem, dlatego Rosalie zdecydowała, że wymaże Ci niepotrzebne wspomnienia. – dodałem po chwili, starając się zachować obojętność.
- Niepotrzebne? –dziewczyna odparła nie chowając urazy. Obruszyła się i wyprostowała plecy, ukazując tym jeszcze bardziej swoje niezadowolenie.
- A potrzebne? Dowiedziałaś się, kim jesteś, skąd pochodzisz, jak umarłaś. Tak to Tobą wstrząsnęło, że chciałaś zamordować starszą, a odbiło się to na jej podopiecznym. W toku tych wydarzeń nie spostrzegłem niczego, co mogłoby się komukolwiek przydać. Ani waśń między wami, ani krzywda która się przez ową kłótnie dzieje. – mruknąłem zjeżdżając wzrokiem na taflę jeziora. Wiedziałem, że moje słowa raczej do dziewczyny nie dotrą, tym bardziej, że pewnie nie raz już usłyszała taką gadkę od kogoś innego.
- Czyli zgadzasz się ze mną, że ja zawiniłam. – odparła Samantha, obejmując się szczelniej ramionami.
- Nie, nie zgadzam. Sądzę, że obie strony zawiniły, a do zgody prędko nie dojdzie, więc to już kwestia czasu, kiedy znów skoczycie sobie do gardeł. – westchnąłem po czym przetarłem twarz dłonią. Zacząłem zastanawiać się, czy nie lepiej by było znów na jakiś czas odciąć się od tego wszystkiego, pomyśleć o czymś przyjemnym, czymś co nie skończy się rozlewem krwi, a o to było trudno, ze względu na wydarzenia sprzed kilku ostatnich tygodni. Przepełniony myślami, natrafiłem na pewne drzwi, które otwarły przede mną nowy, nie do końca racjonalny, aczkolwiek wygodny plan. Podniosłem się z ławki, stając na równe nogi, a oczy skierowałem na dziewczynę, która również skierowała swój wzrok na moją osobę.
- Chodź. – mruknąłem, po czym bez wahania wyciągnąłem rękę po jedną z jej dłoni. Kiedy już odnalazłem ją dotykiem, zacisnąłem palce na zimnej skórze Samanthy i pociągnąłem w swoim kierunku. W jednej chwili dziewczyna wpadła prosto na mój tors, gdyż użyłem nieco zbyt wiele siły. Uśmiechnąłem się do niej chytrze, by po niespełna sekundzie złapać ją w talii i zacząć prowadzić w kierunku jej domku. Kiedy dotarliśmy na ganek przystanąłem na schodach, chowając ręce do kieszeni.
- Odpocznij, a gdy się obudzisz spakuj ulubione rzeczy. Będę czekał pod willą o jedenastej. – mruknąłem, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Chcesz się mnie pozbyć? – spytała dosyć niepewnie, wkładając kluczyk do zamka. Zaraz odwróciła się w moim kierunku, dzięki czemu bez problemu mogłem odnaleźć jej oczy. Smutne, przepełnione niepewnością i strachem. Pokręciłem głową na boki. Szybko pokonałem dzielącą nas odległość, stając naprzeciw dziewczyny. Zdezorientowana przywarła plecami do drewnianych drzwi za nią, opuszczając bezwładnie ręce wzdłuż ciała. Prawą dłoń usytuowałem nad jej lewym ramieniem, opierając ją mocno o nieprzyjemną, drewnianą strukturę. Pochyliłem się i z nadludzką delikatnością, wolną dłonią założyłem opadający kosmyk jej ciemnych włosów za ucho. Zaraz przybliżyłem się bardziej, czując jej zimny policzek na swoim własnym, po czym wyszeptałem jej prosto do ucha.
- Samantho, nawet gdybym musiał, nie zrobiłbym tego. Jeśli miałbym wybrać między chłostą a podniesieniem na Ciebie ręki, stokroć wybrałbym karę, bo nie wybaczyłbym sobie Twojej krzywdy. A gdybym miał poprzez niesubordynację, obejrzeć ten świat po raz ostatni, rad byłbym mając świadomość, że uratowałem jedno z istnień, Twoje. – obserwowałem, jak mój ciepły oddech wywołuje na jej szyi gęsią skórkę. Powoli oddaliłem twarz, pozostawiając na jej policzku delikatnego całusa. Zaraz wcisnąłem ręce w kieszenie i patrząc na nią ostatni raz tej nocy rzuciłem cicho.
- Śpij dobrze. – po tym ukłoniłem się a kroki swoje skierowałem do własnego lokum.
- Takich jak ty zabija się, bo stanowią zagrożenie i problem. – mruknąłem, nie odwracając wzroku od jej twarzy. Dziewczyna poruszyła się nie spokojnie i choć w świetle księżyca nie widziałem zbyt wiele, miałem wrażenie, że nieco zmalała kuląc się, a ponadto pobladła na twarzy. – Od początku sprawiałaś problem, dlatego Rosalie zdecydowała, że wymaże Ci niepotrzebne wspomnienia. – dodałem po chwili, starając się zachować obojętność.
- Niepotrzebne? –dziewczyna odparła nie chowając urazy. Obruszyła się i wyprostowała plecy, ukazując tym jeszcze bardziej swoje niezadowolenie.
- A potrzebne? Dowiedziałaś się, kim jesteś, skąd pochodzisz, jak umarłaś. Tak to Tobą wstrząsnęło, że chciałaś zamordować starszą, a odbiło się to na jej podopiecznym. W toku tych wydarzeń nie spostrzegłem niczego, co mogłoby się komukolwiek przydać. Ani waśń między wami, ani krzywda która się przez ową kłótnie dzieje. – mruknąłem zjeżdżając wzrokiem na taflę jeziora. Wiedziałem, że moje słowa raczej do dziewczyny nie dotrą, tym bardziej, że pewnie nie raz już usłyszała taką gadkę od kogoś innego.
- Czyli zgadzasz się ze mną, że ja zawiniłam. – odparła Samantha, obejmując się szczelniej ramionami.
- Nie, nie zgadzam. Sądzę, że obie strony zawiniły, a do zgody prędko nie dojdzie, więc to już kwestia czasu, kiedy znów skoczycie sobie do gardeł. – westchnąłem po czym przetarłem twarz dłonią. Zacząłem zastanawiać się, czy nie lepiej by było znów na jakiś czas odciąć się od tego wszystkiego, pomyśleć o czymś przyjemnym, czymś co nie skończy się rozlewem krwi, a o to było trudno, ze względu na wydarzenia sprzed kilku ostatnich tygodni. Przepełniony myślami, natrafiłem na pewne drzwi, które otwarły przede mną nowy, nie do końca racjonalny, aczkolwiek wygodny plan. Podniosłem się z ławki, stając na równe nogi, a oczy skierowałem na dziewczynę, która również skierowała swój wzrok na moją osobę.
- Chodź. – mruknąłem, po czym bez wahania wyciągnąłem rękę po jedną z jej dłoni. Kiedy już odnalazłem ją dotykiem, zacisnąłem palce na zimnej skórze Samanthy i pociągnąłem w swoim kierunku. W jednej chwili dziewczyna wpadła prosto na mój tors, gdyż użyłem nieco zbyt wiele siły. Uśmiechnąłem się do niej chytrze, by po niespełna sekundzie złapać ją w talii i zacząć prowadzić w kierunku jej domku. Kiedy dotarliśmy na ganek przystanąłem na schodach, chowając ręce do kieszeni.
- Odpocznij, a gdy się obudzisz spakuj ulubione rzeczy. Będę czekał pod willą o jedenastej. – mruknąłem, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Chcesz się mnie pozbyć? – spytała dosyć niepewnie, wkładając kluczyk do zamka. Zaraz odwróciła się w moim kierunku, dzięki czemu bez problemu mogłem odnaleźć jej oczy. Smutne, przepełnione niepewnością i strachem. Pokręciłem głową na boki. Szybko pokonałem dzielącą nas odległość, stając naprzeciw dziewczyny. Zdezorientowana przywarła plecami do drewnianych drzwi za nią, opuszczając bezwładnie ręce wzdłuż ciała. Prawą dłoń usytuowałem nad jej lewym ramieniem, opierając ją mocno o nieprzyjemną, drewnianą strukturę. Pochyliłem się i z nadludzką delikatnością, wolną dłonią założyłem opadający kosmyk jej ciemnych włosów za ucho. Zaraz przybliżyłem się bardziej, czując jej zimny policzek na swoim własnym, po czym wyszeptałem jej prosto do ucha.
- Samantho, nawet gdybym musiał, nie zrobiłbym tego. Jeśli miałbym wybrać między chłostą a podniesieniem na Ciebie ręki, stokroć wybrałbym karę, bo nie wybaczyłbym sobie Twojej krzywdy. A gdybym miał poprzez niesubordynację, obejrzeć ten świat po raz ostatni, rad byłbym mając świadomość, że uratowałem jedno z istnień, Twoje. – obserwowałem, jak mój ciepły oddech wywołuje na jej szyi gęsią skórkę. Powoli oddaliłem twarz, pozostawiając na jej policzku delikatnego całusa. Zaraz wcisnąłem ręce w kieszenie i patrząc na nią ostatni raz tej nocy rzuciłem cicho.
- Śpij dobrze. – po tym ukłoniłem się a kroki swoje skierowałem do własnego lokum.
niedziela, 4 lutego 2018
Od Patch'a CD Rosalie
- To ładna maszyna - wzruszyłem ramionami. - Szkoda by było ją zostawić.
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, jednak zaraz spróbowała to ukryć, wywracając oczami i z powrotem pochylając się nad samochodem. Westchnąłem cicho, obserwując jej poczynania.
- Nie naprawisz tego, waląc tylko kluczem w losowe części silnika - mruknąłem.
- Jakbyś nie zauważył, wszystkie klucze leżą na ziemi - fuknęła. - Nie mam więc czym walić.
Parsknąłem cicho nieco rozbawiony, wyobrażając sobie, jak absurdalnie dla innych może brzmieć ta rozmowa. Starsza po raz kolejny wykrzywiła usta w niemiłym grymasie, a ja tylko westchnąłem cicho, podnosząc z ziemi odpowiednie narzędzia.
- Przesuń się - mruknąłem, podchodząc do niej.
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, jednak zaraz spróbowała to ukryć, wywracając oczami i z powrotem pochylając się nad samochodem. Westchnąłem cicho, obserwując jej poczynania.
- Nie naprawisz tego, waląc tylko kluczem w losowe części silnika - mruknąłem.
- Jakbyś nie zauważył, wszystkie klucze leżą na ziemi - fuknęła. - Nie mam więc czym walić.
Parsknąłem cicho nieco rozbawiony, wyobrażając sobie, jak absurdalnie dla innych może brzmieć ta rozmowa. Starsza po raz kolejny wykrzywiła usta w niemiłym grymasie, a ja tylko westchnąłem cicho, podnosząc z ziemi odpowiednie narzędzia.
- Przesuń się - mruknąłem, podchodząc do niej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)