niedziela, 18 lutego 2018

Od Aaron'a C.D Sam

 Wpatrywałem się w jej szare, przepełnione troską oczy, zastanawiając się jakie miałem szczęście. Te spojrzenie mogło być teraz skierowane na kogokolwiek innego, w kompletnie innym miejscu, choćby na końcu świata, a kierowało się wprost na mnie. Wsparłem się na łokciach, powoli starając się usiąść. Wtem na mostku poczułem ciepły dotyk jej dłoni. Spojrzałem wpierw na jej dłoń, zaraz po tym na jej twarz, z lekka oświetloną przez blask księżyca. Czułem jak delikatnie napiera, abym z powrotem opadł w poduszkę, lecz się nie dałem. Zamiast tego ująłem delikatnie jej dłoń w swoją własną, posyłając jej ciepły uśmiech.

- Czujesz? – spytałem ochryple i choć wiedziałem, że wyglądam i brzmię nie najlepiej, o stokroć wolałem nawiązać z nią rozmowę, niż bezczynnie leżeć. Nie dostrzegłszy reakcji dziewczyny kontynuowałem.
– Bije, to znaczy, że na pewno będę żył. Na pewno. – upewniłem ją, uśmiechając się szerzej. – Jestem niezniszczalny, a spać i tak bym nie poszedł. Cierpię na bezsenność, od kiedy zostałem sługą. Zasypiam dopiero, gdy moje ciało nie jest w stanie już funkcjonować, a i tak jest to sen krótki, i niekoniecznie przyjemny… - mówiąc jeździłem delikatnie kciukiem po skórze jej dłoni, zaraz jednak puściłem ją, czując iż dziewczyna chce ją wydostać. Powoli spuściłem nogi z brzegu łóżka. Tym sposobem siedzieliśmy teraz ramię w ramię. Czułem na sobie jej wymowny wzrok, lecz swój wolałem trzymać z dala, a podłoga była idealnym miejscem. Chciała wiedzieć więcej, nie musiała nic mówić, było to po prostu czuć, jakby łuna ciekawości biła od jej drobniutkiego ciała.
- Jak każdy z nas ja też mam zlecenia, z których muszę się wywiązać, bo stanowią część mojej przepustki na to przepełnione pustką życie. – zacząłem. 
– Nie jesteśmy tu bez powodu. Musiałem załatwić sprawy nie cierpiące zwłoki a Ty, cóż, wyjdę na egoistę samoluba, ale nie boję się przyznać, Ty miałaś być tą osobą, która da mi to poczucie, że nie jestem samotny, choć i tak odczuwam tę samotność dobitnie. Poza tym, byłem pewien, że gdybym zostawił Cię tam, Rosalie… Ona zrobiłaby wszystko, żebyś odczuwała ból, a Bóg jeden wie, do czego posunąć może się Rose w ramach zemsty. Po prostu nie darowałbym sobie, jeżeli coś by Ci się stało. – wymruczałem, robiąc przerwę na wzięcie większego wdechu. 
– Co więcej, chciałem żebyś się odprężyła, zapomniała o troskach związanych z tym nieludzkim życiem i po prostu… była tu i teraz, choć na moment – wstałem powoli, po czym nieco żwawiej podszedłem do swojej torby z ubraniami. Szybko wyciągnąłem z niej parę rzeczy po czym skierowałem się w stronę łazienki. 
– Dlatego teraz na mnie poczekasz, a już zaraz pójdziemy zasmakować Nowego Orleanu. – zamknąłem za sobą drzwi. Szybko zmieniłem swój ubiór, poprawiłem fryzurę na ile mogłem i już po chwili wyszedłem z łazienki odświeżony. W spojrzeniu jakim obdarowała mnie Samantha czuć było chłód i niepewność na kilometr.
- Błagam, nie rób takiej miny. – wymruczałem podchodząc bliżej. Kiedy stanąłem z nią twarzą w twarz nie zawahałem się, założyć za jej ucho, wrednie opadającego na jej twarz kosmyka włosów. – Nic mi nie jest, a kto wie, ile jeszcze takich nocy będzie nam dane zobaczyć w tym mieście. – tymi słowami bez wątpienia ją przekonałem, gdyż na jej twarzy pojawiły się zalążki uśmiechu, które momentalnie mnie zaraziły. Zszedłem jej z drogi i narzucając na ramiona skórzaną kurtkę, wskazałem jej dłonią drogę do wyjścia. Wskoczyliśmy w buty i już po niespełna minucie, pokonywaliśmy brukowane ulice dzielnicy francuskiej. Wraz z chwilą, gdy zaczęliśmy zbliżać się do przepełnionej barami alei, muzyka bardzo dobitnie w nas uderzyła. Czując ten rytm, moje ciało chciało przejąć kontrolę nad samym sobą, zacząć się ruszać, nie bacząc na zamierzenia mojego umysłu. Z każdym kolejnym krokiem muzyka stawała się coraz głośniejsza, i co raz bardziej uderzała w nas. W jednej chwili chwyciłem Samathę za rękę i unosząc ją do góry, okręciłem dziewczyną kilkakrotnie, kompletnie nie zwracając uwagi na znaki, które dawało mi moje ciało. Kiedy rwący ból przeszył prawą stronę mojej klatki piersiowej, mocno zacisnąłem zęby. Nie ulegnę, nie teraz. Jej rozpromienione oblicze dawało mi największą siłę, nie leki ani maści, którymi mnie wspomagała, wystarczała po prostu ona sama. Nie wahałem się długo, by przyciągnąć ją do siebie i poprowadzić przez ulicę skocznym i dość spontanicznym tańcem, jednak tak bardzo wpasowanym do rytmu muzyki. W tamtej chwili miałem wrażenie, że świata dookoła nie ma, ludzie to tylko tępe umysły, które mogą patrzeć na nas z dołu, a raczej na nią, bo nawet i ja przy niej byłem nikim. I tak minęła godzina, potem kolejna. Z baru na ulicę, z ulicy do baru i tak w kółko. Może i dalibyśmy radę tańcować do rana, gdyby nie burza, która pojawiła się znikąd, a patrząc po ludziach nie trudno było stwierdzić, że zaskoczyła nie tylko nas. Zimny deszcz uderzył w ulice Nowego Orleanu, powodując masową ucieczkę ludzi pod wszelkie zadaszenia. Wystarczyło nie wiele czasu, a zostaliśmy sami na drodze, którą jeszcze przed chwilą zapełniał tłum.
- To chyba znak, że trzeba wracać. – zaśmiała się Samantha, objąwszy się ramionami. Nie trudno było dostrzec, iż podczas tych kilku minut, zdążyła przemoknąć do suchej nitki. W jednej chwili noc rozjaśnił błysk, a po chwili rozległo się głośne huknięcie, grzmot, piorun musiał uderzyć niedaleko, gdyż hałas spowodował nieprzyjemne piszczenie w uszach. Dziewczyna zatrząsła się niespokojnie, na ten donośny dźwięk, po czym szybko przeleciała wystraszonym wzrokiem po niebie. To dało mi pewien sygnał. Rozejrzałem się dyskretnie, ludzi wokół praktycznie już nie było, a oczy tych co zostali nie były skierowane na nas. W mgnieniu oka chwyciłem dziewczynę w talii oraz pod kolanami by zaraz ją podnieść i szybko przetransportować się w okolice miejsca naszego tymczasowego zamieszkania. Mówiąc szybko miałem na myśli bardzo szybko, wręcz… nadludzko. Po coś w końcu mamy te wszystkie zdolności. Dopiero gdy przemierzałem śliskie ulice, zdałem sobie sprawę, jak bardzo oddaliliśmy się od hotelu. Po niespełna pięciu minutach, postawiłem ją za progiem naszego hotelu. Niestety, prąd wysiadł,  przez co mieliśmy mały problem z otwarciem drzwi do naszego lokum, lecz na szczęście, starsza pani z recepcji, posiadała klucze, do jak wcześniej sądziłem bezużytecznych zamków, które można było otworzyć samemu. Na szczęście dla mnie ciemność nie była straszna, w odróżnieniu od mojej towarzyszki.
- Szybko przebierz się w coś suchego. – powiedziałem, choć odniosłem wrażenie, że brzmiało to bardziej jak rozkaz nie prośba. Skarciłem się w myślach i sam zacząłem grzebać w swojej torbie. Sam zaklęła pod nosem, przewalając ubrania ze swojej walizki.
- Jest za ciemno, nie widzę co biorę. – w odpowiedzi rzuciłem w nią błękitną, zapinaną na guziki koszulą. Po chwili wstałem aby zabrać z łazienki ręczniki i wręczyć jej jeden z nich. Sam wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi, aby dziewczyna bez krępacji mogła zrzucić z siebie mokry ubiór. Zresztą ja uczyniłem podobnie, choć przyprawiło mnie to niemałe zdenerwowanie, gdyż wraz z koszulą od mojego ciała odeszły również plastry. Na szczęście, rany zasklepiły się na tyle, że nie potrzebowałem zakładać nowych, choć wciąż coś mi nie grało. Ból, który emitowały przypominał płonącą żywcem skórę. Po wysuszeniu się i przebraniu, wyszedłem z pomieszczenia. Sam stała na środku pokoju, w krótkich szortach i koszuli, która była częścią mojej garderoby. Wycierając włosy wpatrywała się w połyskujące niebo za oknem co jakiś czas drgając niespokojnie.
- Boisz się burzy.. – mruknąłem podchodząc bliżej jej sylwetki, wzrok kierując w miejsce gdzie sama patrzyła. Dopiero teraz zorientowałem się jak bardzo okna były nie dźwiękoszczelne, kiedy piorun uderzył w wystający zza kilku przecznic przewodnik. Grzmot, który mu zawtórował, spowodował, że poczułem przy klatce piersiowej ciepło ciała dziewczyny. Mogłem tylko się domyślać, że nękana tym hałasem nie zmruży dziś oka.
- Po prostu za nią nie przepadam. Nie pozwala mi spać. – odparła dziewczyna półszeptem, odwieszając na oparcie krzesła mokry ręcznik. Wtedy wpadłem na pewien pomysł. Poszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi, po czym nasłuchiwałem. Cisza, nieidealna, aczkolwiek o wiele bardziej spokojna niż w pomieszczeniu obok.
- Mam pomysł. – powiedziałem wychodząc z pomieszczenia. Od razu podszedłem do łóżka, z którego jednym ruchem ściągnąłem kołdrę, zabrałem poduszkę, a nawet przyjemny kocyk, który zaścielał wierzch łóżka. Wszystko to przeniosłem do łazienki. Wanna była duża, patrząc z perspektywy osoby, która przeżyła już swoje, była idealnym miejscem do spania, wystarczyło ją jedynie troszkę zmodernizować. Dno wyścieliłem kołdrą, aby nie ciągnęło zimna. W tym celu złożyłem pierzynę na pół, aby idealnie ją dopasować. Następnie wylądowała poduszka, zaś koc przewiesiłem przez brzeg wanny. Zaraz wstąpiłem do pokoju. Widząc zdziwione spojrzenie Sam uśmiechnąłem się tylko, po czym złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę łazienki.
- Tutaj jest Cicho, nie pozwolę byle pogodzie, aby zakłócała czas w którym masz odpocząć. – wiedziałem, że pomysł ten był co najmniej idiotyczny i dziecinny, lecz pewna strona mnie, ta dziwna i kompletnie nie „moja” podpowiadała, że robię dobrze. Oczekiwałem jej reakcji. Zaraz na jej twarzy również zagościł uśmiech, lecz z lekka ironiczny. Przeszła przez próg wanny po czym usadowiła się na miękkim posłaniu, który jej przygotowałem. Zaraz wręczyłem jej koc i pomogłem się nim dokładnie okryć. Gdy się położyła miała jeszcze dużo miejsca.
- Dobranoc. – uśmiechnąłem się i skierowałem się do wyjścia, lecz gdy ciągnąłem za sobą drzwi usłyszałem cichy szept. Obejrzałem się niespokojnie. Dziewczyna usiadła w wannie i wlepiła we mnie swoje spojrzenie.
- Czy mógłbyś ze mną zostać? – spytała po chwili, dość niepewnie. Czy była to odruchowa reakcja spowodowana strachem czy może jednak jej chęć, nie wiem, ale obstawiałem na to pierwsze, starając się nie łudzić.
- Oczywiście. – odparłem, przechodząc z powrotem do wnętrza pomieszczenia. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do wanny, w której po chwili ułożyłem się, tak, aby dziewczynie było jak najwygodniej. Dopiero w chwili gdy przylgnęła do mojego ciała i odczułem bijące od niej ciepło, uświadomiłem sobie, jak blisko siebie jesteśmy. Jak nigdy wcześniej, nie licząc tej jednej chwili w wieczór bożego narodzenia, w wieczór, w którym przestałem myśleć o Sam jak tylko o znajomej twarzy wśród całej społeczności. Serce załomotało mi szybciej kilkakrotnie. Zastanawiałem się, jak jedna chwila, mogła zmienić moje uczucia co do jej istoty. Jedna. Niespodziewana, której przez wieki starałem się unikać jak ognia. Ale ona była inna. Nie była po prostu zwykłym obiektem seksualnym, do którego odczuwałem zwierzęce pożądanie. Nie. Była czymś więcej, czymś, co w całym moim życiu zdarzyło się jedynie dwukrotnie.

- Postaraj się zasnąć. – wyszeptałem zatroskany, składając na jej głowie delikatny całus. Okryłem nas dokładniej, a po chwili oplotłem ją ramionami. Przymknąłem oczy i wsłuchałem się w jej oddech, który powoli stawał się płytki i równomierny. Zasnęła.  

Samantha?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz