Wpatrywałem się w jej
szare, przepełnione troską oczy, zastanawiając się jakie miałem szczęście. Te
spojrzenie mogło być teraz skierowane na kogokolwiek innego, w kompletnie innym
miejscu, choćby na końcu świata, a kierowało się wprost na mnie. Wsparłem się
na łokciach, powoli starając się usiąść. Wtem na mostku poczułem ciepły dotyk
jej dłoni. Spojrzałem wpierw na jej dłoń, zaraz po tym na jej twarz, z lekka
oświetloną przez blask księżyca. Czułem jak delikatnie napiera, abym z powrotem
opadł w poduszkę, lecz się nie dałem. Zamiast tego ująłem delikatnie jej dłoń w
swoją własną, posyłając jej ciepły uśmiech.
- Czujesz? – spytałem ochryple i choć wiedziałem, że
wyglądam i brzmię nie najlepiej, o stokroć wolałem nawiązać z nią rozmowę, niż
bezczynnie leżeć. Nie dostrzegłszy reakcji dziewczyny kontynuowałem.
– Bije, to
znaczy, że na pewno będę żył. Na pewno. – upewniłem ją, uśmiechając się
szerzej. – Jestem niezniszczalny, a spać i tak bym nie poszedł. Cierpię na bezsenność,
od kiedy zostałem sługą. Zasypiam dopiero, gdy moje ciało nie jest w stanie już
funkcjonować, a i tak jest to sen krótki, i niekoniecznie przyjemny… - mówiąc
jeździłem delikatnie kciukiem po skórze jej dłoni, zaraz jednak puściłem ją,
czując iż dziewczyna chce ją wydostać. Powoli spuściłem nogi z brzegu łóżka.
Tym sposobem siedzieliśmy teraz ramię w ramię. Czułem na sobie jej wymowny
wzrok, lecz swój wolałem trzymać z dala, a podłoga była idealnym miejscem.
Chciała wiedzieć więcej, nie musiała nic mówić, było to po prostu czuć, jakby
łuna ciekawości biła od jej drobniutkiego ciała.
- Jak każdy z nas ja też mam zlecenia, z których muszę się
wywiązać, bo stanowią część mojej przepustki na to przepełnione pustką życie. –
zacząłem.
– Nie jesteśmy tu bez powodu. Musiałem załatwić sprawy nie cierpiące
zwłoki a Ty, cóż, wyjdę na egoistę samoluba, ale nie boję się przyznać, Ty
miałaś być tą osobą, która da mi to poczucie, że nie jestem samotny, choć i tak
odczuwam tę samotność dobitnie. Poza tym, byłem pewien, że gdybym zostawił Cię
tam, Rosalie… Ona zrobiłaby wszystko, żebyś odczuwała ból, a Bóg jeden wie, do
czego posunąć może się Rose w ramach zemsty. Po prostu nie darowałbym sobie,
jeżeli coś by Ci się stało. – wymruczałem, robiąc przerwę na wzięcie większego
wdechu.
– Co więcej, chciałem żebyś się odprężyła, zapomniała o troskach
związanych z tym nieludzkim życiem i po prostu… była tu i teraz, choć na moment
– wstałem powoli, po czym nieco żwawiej podszedłem do swojej torby z ubraniami.
Szybko wyciągnąłem z niej parę rzeczy po czym skierowałem się w stronę
łazienki.
– Dlatego teraz na mnie poczekasz, a już zaraz pójdziemy zasmakować
Nowego Orleanu. – zamknąłem za sobą drzwi. Szybko zmieniłem swój ubiór,
poprawiłem fryzurę na ile mogłem i już po chwili wyszedłem z łazienki odświeżony.
W spojrzeniu jakim obdarowała mnie Samantha czuć było chłód i niepewność na
kilometr.
- Błagam, nie rób takiej miny. – wymruczałem podchodząc
bliżej. Kiedy stanąłem z nią twarzą w twarz nie zawahałem się, założyć za jej
ucho, wrednie opadającego na jej twarz kosmyka włosów. – Nic mi nie jest, a kto
wie, ile jeszcze takich nocy będzie nam dane zobaczyć w tym mieście. – tymi
słowami bez wątpienia ją przekonałem, gdyż na jej twarzy pojawiły się zalążki
uśmiechu, które momentalnie mnie zaraziły. Zszedłem jej z drogi i narzucając na
ramiona skórzaną kurtkę, wskazałem jej dłonią drogę do wyjścia. Wskoczyliśmy w
buty i już po niespełna minucie, pokonywaliśmy brukowane ulice dzielnicy
francuskiej. Wraz z chwilą, gdy zaczęliśmy zbliżać się do przepełnionej barami
alei, muzyka bardzo dobitnie w nas uderzyła. Czując ten rytm, moje ciało
chciało przejąć kontrolę nad samym sobą, zacząć się ruszać, nie bacząc na
zamierzenia mojego umysłu. Z każdym kolejnym krokiem muzyka stawała się coraz
głośniejsza, i co raz bardziej uderzała w nas. W jednej chwili chwyciłem
Samathę za rękę i unosząc ją do góry, okręciłem dziewczyną kilkakrotnie, kompletnie
nie zwracając uwagi na znaki, które dawało mi moje ciało. Kiedy rwący ból
przeszył prawą stronę mojej klatki piersiowej, mocno zacisnąłem zęby. Nie
ulegnę, nie teraz. Jej rozpromienione oblicze dawało mi największą siłę, nie
leki ani maści, którymi mnie wspomagała, wystarczała po prostu ona sama. Nie
wahałem się długo, by przyciągnąć ją do siebie i poprowadzić przez ulicę
skocznym i dość spontanicznym tańcem, jednak tak bardzo wpasowanym do rytmu
muzyki. W tamtej chwili miałem wrażenie, że świata dookoła nie ma, ludzie to
tylko tępe umysły, które mogą patrzeć na nas z dołu, a raczej na nią, bo nawet
i ja przy niej byłem nikim. I tak minęła godzina, potem kolejna. Z baru na
ulicę, z ulicy do baru i tak w kółko. Może i dalibyśmy radę tańcować do rana,
gdyby nie burza, która pojawiła się znikąd, a patrząc po ludziach nie trudno
było stwierdzić, że zaskoczyła nie tylko nas. Zimny deszcz uderzył w ulice
Nowego Orleanu, powodując masową ucieczkę ludzi pod wszelkie zadaszenia.
Wystarczyło nie wiele czasu, a zostaliśmy sami na drodze, którą jeszcze przed
chwilą zapełniał tłum.
- To chyba znak, że trzeba wracać. – zaśmiała się Samantha,
objąwszy się ramionami. Nie trudno było dostrzec, iż podczas tych kilku minut,
zdążyła przemoknąć do suchej nitki. W jednej chwili noc rozjaśnił błysk, a po
chwili rozległo się głośne huknięcie, grzmot, piorun musiał uderzyć niedaleko,
gdyż hałas spowodował nieprzyjemne piszczenie w uszach. Dziewczyna zatrząsła
się niespokojnie, na ten donośny dźwięk, po czym szybko przeleciała
wystraszonym wzrokiem po niebie. To dało mi pewien sygnał. Rozejrzałem się
dyskretnie, ludzi wokół praktycznie już nie było, a oczy tych co zostali nie
były skierowane na nas. W mgnieniu oka chwyciłem dziewczynę w talii oraz pod
kolanami by zaraz ją podnieść i szybko przetransportować się w okolice miejsca
naszego tymczasowego zamieszkania. Mówiąc szybko miałem na myśli bardzo szybko,
wręcz… nadludzko. Po coś w końcu mamy te wszystkie zdolności. Dopiero gdy
przemierzałem śliskie ulice, zdałem sobie sprawę, jak bardzo oddaliliśmy się od
hotelu. Po niespełna pięciu minutach, postawiłem ją za progiem naszego hotelu.
Niestety, prąd wysiadł, przez co
mieliśmy mały problem z otwarciem drzwi do naszego lokum, lecz na szczęście,
starsza pani z recepcji, posiadała klucze, do jak wcześniej sądziłem
bezużytecznych zamków, które można było otworzyć samemu. Na szczęście dla mnie
ciemność nie była straszna, w odróżnieniu od mojej towarzyszki.
- Szybko przebierz się w coś suchego. – powiedziałem, choć
odniosłem wrażenie, że brzmiało to bardziej jak rozkaz nie prośba. Skarciłem
się w myślach i sam zacząłem grzebać w swojej torbie. Sam zaklęła pod nosem,
przewalając ubrania ze swojej walizki.
- Jest za ciemno, nie widzę co biorę. – w odpowiedzi
rzuciłem w nią błękitną, zapinaną na guziki koszulą. Po chwili wstałem aby
zabrać z łazienki ręczniki i wręczyć jej jeden z nich. Sam wszedłem do środka i
zamknąłem za sobą drzwi, aby dziewczyna bez krępacji mogła zrzucić z siebie
mokry ubiór. Zresztą ja uczyniłem podobnie, choć przyprawiło mnie to niemałe
zdenerwowanie, gdyż wraz z koszulą od mojego ciała odeszły również plastry. Na
szczęście, rany zasklepiły się na tyle, że nie potrzebowałem zakładać nowych,
choć wciąż coś mi nie grało. Ból, który emitowały przypominał płonącą żywcem
skórę. Po wysuszeniu się i przebraniu, wyszedłem z pomieszczenia. Sam stała na
środku pokoju, w krótkich szortach i koszuli, która była częścią mojej
garderoby. Wycierając włosy wpatrywała się w połyskujące niebo za oknem co
jakiś czas drgając niespokojnie.
- Boisz się burzy.. – mruknąłem podchodząc bliżej jej
sylwetki, wzrok kierując w miejsce gdzie sama patrzyła. Dopiero teraz
zorientowałem się jak bardzo okna były nie dźwiękoszczelne, kiedy piorun
uderzył w wystający zza kilku przecznic przewodnik. Grzmot, który mu
zawtórował, spowodował, że poczułem przy klatce piersiowej ciepło ciała dziewczyny.
Mogłem tylko się domyślać, że nękana tym hałasem nie zmruży dziś oka.
- Po prostu za nią nie przepadam. Nie pozwala mi spać. –
odparła dziewczyna półszeptem, odwieszając na oparcie krzesła mokry ręcznik.
Wtedy wpadłem na pewien pomysł. Poszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą
drzwi, po czym nasłuchiwałem. Cisza, nieidealna, aczkolwiek o wiele bardziej
spokojna niż w pomieszczeniu obok.
- Mam pomysł. – powiedziałem wychodząc z pomieszczenia. Od
razu podszedłem do łóżka, z którego jednym ruchem ściągnąłem kołdrę, zabrałem
poduszkę, a nawet przyjemny kocyk, który zaścielał wierzch łóżka. Wszystko to
przeniosłem do łazienki. Wanna była duża, patrząc z perspektywy osoby, która
przeżyła już swoje, była idealnym miejscem do spania, wystarczyło ją jedynie
troszkę zmodernizować. Dno wyścieliłem kołdrą, aby nie ciągnęło zimna. W tym
celu złożyłem pierzynę na pół, aby idealnie ją dopasować. Następnie wylądowała
poduszka, zaś koc przewiesiłem przez brzeg wanny. Zaraz wstąpiłem do pokoju.
Widząc zdziwione spojrzenie Sam uśmiechnąłem się tylko, po czym złapałem ją za
rękę i pociągnąłem w stronę łazienki.
- Tutaj jest Cicho, nie pozwolę byle pogodzie, aby zakłócała
czas w którym masz odpocząć. – wiedziałem, że pomysł ten był co najmniej idiotyczny
i dziecinny, lecz pewna strona mnie, ta dziwna i kompletnie nie „moja” podpowiadała,
że robię dobrze. Oczekiwałem jej reakcji. Zaraz na jej twarzy również zagościł
uśmiech, lecz z lekka ironiczny. Przeszła przez próg wanny po czym usadowiła
się na miękkim posłaniu, który jej przygotowałem. Zaraz wręczyłem jej koc i pomogłem
się nim dokładnie okryć. Gdy się położyła miała jeszcze dużo miejsca.
- Dobranoc. – uśmiechnąłem się i skierowałem się do wyjścia,
lecz gdy ciągnąłem za sobą drzwi usłyszałem cichy szept. Obejrzałem się
niespokojnie. Dziewczyna usiadła w wannie i wlepiła we mnie swoje spojrzenie.
- Czy mógłbyś ze mną zostać? – spytała po chwili, dość
niepewnie. Czy była to odruchowa reakcja spowodowana strachem czy może jednak
jej chęć, nie wiem, ale obstawiałem na to pierwsze, starając się nie łudzić.
- Oczywiście. – odparłem, przechodząc z powrotem do wnętrza
pomieszczenia. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do wanny, w której po
chwili ułożyłem się, tak, aby dziewczynie było jak najwygodniej. Dopiero w
chwili gdy przylgnęła do mojego ciała i odczułem bijące od niej ciepło, uświadomiłem
sobie, jak blisko siebie jesteśmy. Jak nigdy wcześniej, nie licząc tej jednej
chwili w wieczór bożego narodzenia, w wieczór, w którym przestałem myśleć o Sam
jak tylko o znajomej twarzy wśród całej społeczności. Serce załomotało mi
szybciej kilkakrotnie. Zastanawiałem się, jak jedna chwila, mogła zmienić moje
uczucia co do jej istoty. Jedna. Niespodziewana, której przez wieki starałem
się unikać jak ognia. Ale ona była inna. Nie była po prostu zwykłym obiektem
seksualnym, do którego odczuwałem zwierzęce pożądanie. Nie. Była czymś więcej,
czymś, co w całym moim życiu zdarzyło się jedynie dwukrotnie.
- Postaraj się zasnąć. – wyszeptałem zatroskany, składając
na jej głowie delikatny całus. Okryłem nas dokładniej, a po chwili oplotłem ją
ramionami. Przymknąłem oczy i wsłuchałem się w jej oddech, który powoli stawał
się płytki i równomierny. Zasnęła.
Samantha?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz