wtorek, 27 lutego 2018

Od Rosalie C.D Ethian'a

Obserwowałam z okna jak Ethian umknął przed wyznaczonym czasem, zostawiając za autem brudny od błota, porozrzucany śnieg. Pokręciłam głową, przypuszczałam, że coś takiego może się wydarzyć, ale coś w środku mnie zaufało mu, jak widać niepotrzebnie. Na raz czułam zażenowanie i złość. Przekładałam między palcami srebrny pierścień, obmyślając swój następny ruch. Zanim opuściłam willę, przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy to do czego posunął się Ethian to już zdrada, czy nie. Zaraz chwyciłam płaszcz i ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych. Do Atlanty dotarłam pieszo. Dziękowałam za możliwość szybkiego przemieszczania się za pomocą własnych nóg.


Dobrze wiedziałam pod jaki adres mam się udać, dlatego też nie wahałam się co do obrania właściwego kierunku. Będąc blisko spostrzegłam piętrowy parking, na którym Eth musiał zostawić swój pojazd. Odnalezienie go było nie lada wyzwaniem, ale dziękuję za kluczyki z pilotem. Będąc na jednym z pięter wystarczyło kliknąć aby usłyszeć specyficzny dźwięk otwierających się drzwi. Bardziej irytujące było to iż czynność ta musiała być przeze mnie ponawiana kilkukrotnie. Moja niemoc po letargu wciąż dawała się we znaki, lecz ja nie dawałam jej za wygraną. Nareszcie znalazłam. Duże, umorusane błotem porsche. Kiedy wsiadłam do środka na miejsce pasażera, dziękowałam producentom za dodatkowy kluczyk, który znajdował się teraz w mojej kieszeni. Chwilę później zaczęłam zastanawiać się nad karą, którą powinien ode mnie otrzymać. Choć z drugiej strony po co karać? Chłopak zwyczajnie pokierował się swoim instynktem. No, ale trzeba zapamiętać, że mimo wszystko oszukał mnie i do tego wystawił, a przecież to ja zapewniłam mu tę pracę. A może jednak miał jakieś swoje powody? Miałam wrażenie, że po obu stronach mojej głowy znajdują się dwie miniaturowe postacie; demon i anioł, którzy postanowili przeprowadzić dyskusję  moralną, dodatkowo obierając sobie za główny temat moje myśli. Kontemplacje przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Chłopak momentalnie wskoczył do auta nawet mnie nie zauważając.
 - No witam. – mruknęłam, kiedy sięgał po pas. Podskoczył nieznacznie na fotelu, w jednej chwili obracając głowę w moim kierunku. Jego wzrok przepełniony był niewielkim strachem, jak również zdziwieniem. W odpowiedzi na to spojrzenie uśmiechnęłam się chytrze, opierając głowę, na łokciu, który spoczywał na drzwiach auta.
- Co ty tu robisz. – spytał, nie do końca będąc pewnym, czy ja siedząca obok to na pewno ja. Przewróciłam oczami. Halo, byliśmy umówieni a ty poleciałeś w chuja i jeszcze zadajesz takie durne pytania? No błagam.
- Oszukałeś mnie. – odparłam bezuczuciowo, przecierając twarz dłonią. Po chwili dodałam. – Jeszcze pomyślę, co z Tobą zrobię, a teraz jedź gdzie masz jechać bo zaraz szlag mnie trafi. – długo nie musiałam czekać. Chłopak bez zbędnego gadania odpalił maszynę, a już po chwili przemierzaliśmy jeszcze nie zakorkowane ulice atlanty. Docierając do starej, zapuszczonej kamienicy, na obrzeżach miasta Ethian zatrzymał auto.
- Zaczekaj tu. – mruknął odpinając pas i wychodząc na zewnątrz. Prychnęłam pod nosem powtarzając jego czynności. Gdy usłyszał zamykające się drzwi, odwrócił się momentalnie, zaś widok mojej sylwetki na zewnątrz pojazdu lekko go zdenerwował. Podszedł bliżej rozglądając się niespokojnie, lecz gdy otworzył usta, momentalnie wcięłam się przed niego.
- Słuchaj, nie wiem co Tobą kierowało, żeby mnie dziś wystawić ale powiem Ci jedno. Mam to gdzieś. Możesz sobie mnie oszukiwać i żyć w kłamstwie jak długo chcesz i ile Twoja czarna dusza sobie zapragnie, ale nigdy, przenigdy nie będziesz wydawał mi rozkazów. To ja jestem Twoim szefem, nie na odwrót, i dobrze wiem jak nie lubisz gdy ktoś zaznacza swoją wyższość więc z łaski swojej mnie do Tego nie zmuszaj, bo zwada między nami jest nie potrzebna. Zrozumiałeś? To dobrze, a teraz przestań się tak burmuszyć, odetchnij i prowadź, zanim naprawdę się zdenerwuję i zacznę zastanawiać się, czy na pewno wybrałam dobrą osobę do tej roboty. – wcisnęłam ręce w kieszenie, nie odwracając wzroku od jego zmarszczonych oczu. Stał tak jeszcze przez chwilę, jakby chciał wywiercić we mnie dziurę swoim przepełnionym złością wzrokiem. Warknął zaraz coś pod nosem i odwróciwszy się na pięcie ruszył do kamienicy. Podążyłam kilka kroków za nim. Przemierzyliśmy kilka pięter po drewnianych, skrzypiących schodach dopóki nie napotkaliśmy drzwi z numerkiem 25, a raczej resztek, które po drzwiach zostały. Złamane na pół leżały na ziemi, widocznie od dłuższego czasu, gdyż kurz zdążył się na nich osadzić grubą warstwą. Ethian obejrzał się na mnie przez ramię, zaś ja kiwnęłam głową, upewniając go aby wszedł do środka. Przekroczył próg bez problemu. Ja nie miałam tego szczęścia. Przed wejściem do mieszkania powstrzymała mnie nie wykrywalna ludzkim wzrokiem bariera. Gdy lekko naparłam na nią, poczułam się jak gumowa piłeczka, odbijająca się od niewidzialnej ściany. Patrząc w dół, wzrokiem odnalazłam pas soli, rozsypany wzdłuż progu.
- Nie wejdę, rozejrzyj się w środku, postoję na czatach.- mruknęłam obracając się na pięcie i po raz kolejny wciskając ręce w kieszenie. Ethian nie potrzebował wyjaśnień, zniknął gdzieś w głębi mieszkania, kiedy ja błądziłam po korytarzu przyglądając się innym wejściom do lokali. Zatrzymałam kroku, słysząc, że ktoś wspina się po schodach. Instynktownie sięgnęłam za pas, by dobyć sztyletu, lecz moim oczom ukazał się niedołężny starzec, dla którego pokonanie schodów było nie lada utrapieniem. Kiedy w końcu udało mu się wspiąć na piętro zaczął dyszeć ciężko, grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu pęku kluczy, który z chwilą udało mu się wydobyć. Cofnęłam się o krok zdradzając swoją pozycję, przez cichy stukot obcasów. Mężczyzna obejrzał się na mnie. Skinęłam głową w jego kierunku, na co odpowiedział mi identycznym gestem, oraz uniesieniem kapelusza ponad pozbawioną włosów głowę. Chwilę stał przyglądając się mi, lecz z upływem minuty zniknął w mieszkaniu, zamykając za sobą drzwi. Wtedy też jak na zawołanie wrócił Ethian.
- Pusto, ogołocone, nie ma nikogo, ślady walki i krew. Ktoś nas uprzedził. – mruknął lecz po spoglądnięciu na moją twarz zapytał. – wszystko dobrze, wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. -  Nie, to nie był duch, to tylko staruszek, który bardzo mnie zaniepokoił. Zacisnęłam rękę na rękawie Ethiana i lekko pociągnęłam go w stronę schodów.
- Chodźmy stąd. Prędko. – szepnęłam i ruszyłam w dół schodów. Nie musiałam się powtarzać, Eth bez ponawiania prośby ruszył zaraz za mną. Kiedy po raz ostatni spojrzałam na drzwi, za którymi zniknął starzec, były uchylone a spomiędzy nich, patrzyło na nas krwisto czerwone oko. Zbiegłam w dół i szybkim krokiem dostałam się do auta. Zaraz siedzieliśmy w środku. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie byłam w stanie zapiąć pasa, w czym pomógł mi kierowca.
- Co to było. – spytał dość spokojnie, w porównaniu do paniki, która zawładnęła moim ciałem.
 - No jedź, jedź. – odparłam szybko i wymijająco, wpatrując się w okna mieszkania należące do starca. Silnik ryknął a po chwili samochód zaczął się toczyć. Kiedy Ethian spojrzał w lusterko, zdumiał się znacznie, a ja zrozumiałam jego reakcję dopiero kiedy obejrzałam się za siebie. Przez tylną szybę dojrzałam nienaturalnie chudą i czarną jak smoła ręke, która wyciągnięta ponad bramę mieszkania dawała wrażenie, że stara się utrzymać swojego właściciela, aby nie podążał za nami. Spowijał ją dziwny, nie wytłumaczalny cień. Drgnęłam, kiedy w ułamku sekundy zniknęła spowrotem we wnętrzu kamienicy, jakby wciągnięta przez nicość.
- Co to było? – ponowił pytanie Ethian, chcąc dowiedzieć się, co tak naprawdę zobaczył w lusterku.
- Nie wiem. – odparłam a bezradność, która mną zawładnęła stawała się nie do zniesienia.


Drogę do domu przemierzyliśmy w ciszy, dopiero gdy przedzieraliśmy się przez las, dzielący naszą siedzibę od Atlanty, mój towarzysz zdobył się na jeszcze jedno pytanie.
- Dlaczego nie mogłaś wejść do środka. – w jego głosie dosłyszałam nutkę zawahania, lecz przeważała w nim śmiałość i zaciekawienie.
- Pewny rodzaj magii. Domownicy chronią się w ten sposób przed takimi tworami jak my, istoty nadnaturalne nie są dla nich bezpieczne. – mruknęłam, spoglądając na niego.
- Ale ja tam wszedłem. – zdawał się być zakłopotany. Lekko zmarszczył brwi w tym samym momencie kręcąc głową.
- Przez to, że służę mu dłużej, moja dusza jest o wiele bardziej skażona złem niż Twoja, poza tym, Ty byłeś za życia kimś, kto pomagał potrzebującym i ratował życia, co daje Ci w pewnym sensie fory, choćby w takich sytuacja jak ta. Ja nie zdążyłam za życia okazać dobroci, umarłam przedwcześnie, a po śmierci czyniłam już tylko zło, w którym coraz to bardziej się zatracałam i trwa to aż do dziś. Niektórzy ludzie są świadomi naszego istnienia, tak samo servanci, którzy się od nas odwrócili. Właśnie za pomocą takich typu barier są w stanie zapewnić sobie przed takimi jak ja bezpieczeństwo.- wytłumaczyłam, kiedy na horyzoncie spostrzegłam, wyłaniającą się zza drzew willę. Za chwilę auto zatrzymało się, i oboje wysiedliśmy.
- Przetrząsnę księgi i postaram się odnaleźć co to było. Natenczas nie będę szykować kolejnych zleceń. Niech nic nie kusi Cię aby tam wrócić. To było coś, co karmiło się złem. Poczułam to. – mruknęłam i wkładając ręce do kieszeni odeszłam do willi, w której następnie spędziłam niemal tydzień w poszukiwaniu odpowiedzi na to co ujrzałam tamtego dnia.


Eth? Takie tajemnicze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz