niedziela, 25 lutego 2018

Od Rosalie C.D Patch'a

- Nie myśl sobie zbyt wiele chłystku i dobrze Ci radzę trzymaj język za zębami jeśli nie chcesz go stracić, poza tym nie chcesz mieć ze mną zwady. – powiedziałam pewnie, rzucając mu na łóżko kask.  Spojrzał na przedmiot, po chwili przeniósł przepełniony drwiną a zarazem ciekawością wzrok na moją osobę. Otworzył usta by coś rzec jednak ja nie pozwoliłam mu dalej strzępić języka.
- Ubieraj się, Czart chyba chce Ci dać wypłatę, a jak się spóźnisz to ręczę, że dostaniesz jedną czwartą tego co Ci się za zlecenia należy. Jak już skończysz pogadankę i za mną zatęsknisz rusz swój tyłeczek na Roosevelta 3, niedaleko centrum, dojedziesz. – mruknęłam obojętnym tonem i wyszłam na zewnątrz. Śnieg chrupotał mi pod nogami, gdy przemierzałam drogę do garażu.


Kiedy zbliżałam się do dużej bramy, kątem oka zauważyłam znaną sylwetkę, przemierzającą śnieżną pustynię, ukierunkowaną prosto na willę. Ciekawiło mnie, czy pieniądze znaczą dla niego aż tak wiele, czy może potrzebuje ich na jakiś wyznaczony przez siebie cel. Podpaliłam papierosa, wzruszając ramionami sama do siebie. Wolno wgramoliłam się do przestarzałej maszyny, tak samo mozolnie wcisnęłam kluczyk do stacyjki i tak samo powoli ruszyłam samochód z garażu. Ten dzień zdecydowanie nie należał do moich, a wnioskowałam to po moim aż nadto podirytowanym humorze. Czując gorzki smak w ustach wyrzuciłam kiep przez okno, z lekka przyciskając pedał gazu. Kiedy minęłam znak z ogromnym napisem „Atlanta” zdziwiłam się, że szybki Patch jeszcze mnie nie wyprzedził. Na miejsce dotarłam pierwsza. Corvette’a dostała swoje miejsce na parkingu tuż obok sklepu, do którego wstąpiłam jak najszybciej, ze względu na temperaturę panującą na zewnątrz.
- Hej Billy. – rzuciłam, przekraczając próg. Gruby, siedzący za ladą mężczyzna, ściągnął z głowy czapkę z daszkiem, którą energicznie zamachał w moim kierunku. W sumie to nie jestem pewna czy pomieszczenie do którego właśnie wstąpiłam mogłam nazwać sklepem. Wyglądem ani trochę go nie przypominało, było jak hala, warsztat, a jedyne co miało wspólnego ze sklepem to wpłacanie i wypłacanie pieniędzy za ometkowane towary. Przewiesiłam płaszcz przez oparcie krzesła stojącego nieopodal lady i rozpoczęłam swoją wędrówkę pomiędzy regałami. Wszystko co znajdowało się na nich było poukładane alfabetycznie, rozmiarowo a nawet gatunkowo. Na każdej półce znaleźć można było części do innej maszyny, dlatego tak wielu klientów ceniło składownię Billa. Znaleźć można było wszystko ze względu na schludne ułożenie, lecz nie wszystkich zadowalały ceny, jakie Billy śpiewał sobie za swój złom. Dla mnie nie miało to znaczenia, wiedziałam, że jeśli poszukuję czegoś konkretnego to właśnie tam to znajdę. W sklepie nie było nikogo poza mną i sprzedawcą, który postawiwszy na swoim piwnym mięśniu puszkę pepsi, oglądał mecz metsów na małym ekranie. Powoli przemierzałam aleje hali, ciągnąc za sobą wózek, do którego co jakiś czas wrzucałam jakiś kawał złomu. W pewnym momencie, do moich uszy dobiegł znajomy ryk silnika a tuż po nim cicho zadzwonił wiszący nad drzwiami dzwoneczek. Wychyliłam się zza regału, a po chwili mój wzrok napotkał zielone tęczówki nowoprzybyłego. Chcąc nie chcąc posłałam mu miły uśmiech, no, a raczej sądziłam, że był miły, w zasadzie to najmilszy na jaki się ostatnio odważyłam. Chłopak szybko znalazł się obok, nie czekając aby zmierzyć mnie przepełnionym wyższością wzrokiem.
- To czego właściwie chcesz? – mruknął, chwilowo uciekając wzrokiem na regały zewsząd nas otaczające.
- Niczego. Mówiłeś coś o naprawianiu, a żeby naprawić potrzeba parę nowych flaczków. Corvetta ma duży bagażnik. Piszesz się czy może Twoje męskie ego jest zbyt duże, żeby pomóc kobiecie? Tak, pomóc, bo nie jestem typem za którego odwala się robotę. – wydukałam, kierując na niego swój wzrok. Nie miałam na celu ani go idealizować ani obrażać, po prostu powiedziałam co o nim myślałam, a za to jeszcze nikt nie poszedł do piekła.. A nie. Czekaj. Wyczekiwałam jego odpowiedzi, choć z jego miny mogłam wywnioskować, że delikatnie się zirytował.
- Jak chcesz, równie dobrze możesz po prostu wrócić do domu i spędzić ten dzień w samotności, z resztą z tego co widziałam ostatnio jak każdy inny. – zerknęłam na listę rozpostartą w wielkim wózku, powoli przemieszczając się w inną aleję w poszukiwaniu kolejnych części.

Patch? Starałam się być miła, naprawdę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz