sobota, 24 lutego 2018

Od Sam CD Aaron'a

Nie byłam całkiem pewna, co mnie obudziło. Może to był promyk nowoorleańskiego słońca, a może cudowny zapach otaczający mnie zewsząd? Westchnęłam, będąc na skraju wybudzenia i głębiej wciągnęłam powietrze. Tak, to zdecydowanie był ten zapach. Przypominał mi ocean, woń egzotycznych kwiatów i powiew słonej bryzy. Kiedyś byłam z rodzicami na takiej wyspie, chyba na Hawajach. Siedziałam na bialutkim, drobnym piasku i po prostu patrzyłam na potęgę przede mną. Mogłam tak spędzać wiele godzin. Ocean dawał mi poczucie spokoju i siły. Był wytchnieniem przy wiecznych problemach rodziców. Ale te czasy dawno minęły, a teraz pozostał mi długi, przeklęty żywot sługi Diabła.

Tymczasem skupiłam się na intrygującym zapachu. Mój nos co rusz ocierał się o miękką tkaninę i odkryłam, że gdy nim poruszam, woń staje się intensywniejsza. Zrobiłam tak więc jeszcze raz.
Powierzchnia zaczęła wibrować. Nieco przestraszona, odsunęłam się i uchyliłam powieki. Niemal całą twarzą leżałam w koszuli Aaron'a.
- Dzień dobry. - powiedział, przyglądając mi się z rozbawieniem. Poczułam ciepło na policzkach i popatrzyłam gdzieś za krawędź wanny. W Nowym Orleanie nastał kolejny dzień.
- Cześć. - zrobiłam ruch, by się podnieść, ale to nie okazało się aż tak łatwe. Aaron ciasno obejmował mnie jednym ramieniem. - Już po burzy?
- Tak z sześć godzin.
Spojrzałam na niego.
- Spałeś?
Patrzył mi prosto w oczy.
- Miałem zmarnować okazję?
Czułam, jak przebiegłe macki podniecenia oplatają mój żołądek. Na chwilę zabrakło mi tchu.
- O... okazję?
- Uhm. - pochylił głowę, tak, że niemal dotykał ustami mojego czoła. - Okazję do wysłuchania wspaniałego koncertu w twoim wykonaniu.
Zamrugałam.
- Chrapałam?
Roześmiał się i cmoknął mnie w nos, po czym zaczął gramolić się z wanny. Ja dalej leżałam w miejscu, nieco oszołomiona tą zmianą ciśnienia. Są na to jakieś leki?
- I to jak. - gdy znalazł się na zewnątrz, wyciągnął do mnie rękę. Uśmiechał się szeroko. Wokół roześmianych oczu pojawiły się zmarszczki. Był szczęśliwy, uświadomiłam sobie. Przeze mnie? Chciałabym. Poczułam miłe ciepło w okolicach serca.
Podałam mu dłoń, a on migiem wyciągnął mnie z wanny. Stanęłam za blisko niego i znów otoczył mnie ten regenerujący duszę zapach. Zamknęłam oczy. Może ja też powinnam czuć się szczęśliwa? Byłam w końcu w mieście wiecznej zabawy, z przystojnym mężczyzną, który uśmiechał się na mój widok i w dodatku płacił za mnie. Czego chcieć więcej? No właśnie, czego...?
- Sam? - Aaron złapał mnie delikatnie za ramiona. - W porządku?
- Tak. - odpowiedziałam, niechętnie uchylając powieki. - Zakręciło mi się w głowie.
- Może chcesz usiąść? Przynieść ci szklankę wody? - zaoferował natychmiast, ściskając mnie za ramię. W jego oczach widziałam tyle troski... nie miałam pojęcia, czy ujrzałam jej tyle kiedykolwiek wcześniej.
- Nie, dziękuję. - zdobyłam się na słaby uśmiech. - Skorzystam z łazienki, okej?
Ostatni raz ścisnął mnie za rękę i wyszedł, zostawiając mi maksimum intymności. Odetchnęłam z ulgą. Co się ze mną działo?
Rozpięłam kilka pierwszych guzików koszuli i ściągnęłam ją przez głowę. Potem zsunęłam szorty i weszłam pod prysznic obok. Letnia woda uderzyła w moje plecy, a ja przyjęłam ją z rozkoszą.
Dzisiejszy poranek całkowicie mnie rozbroił. Nie miałam pojęcia, dlaczego. Czyżby od wczoraj coś się zmieniło? Jasne, że czułam coś do Aaron'a, ale jeszcze nigdy nie było to tak... intensywne.
Nagle uświadomiłam sobie, że chcę więcej. To takie proste? Więcej, więcej Aarona, tańca na ulicy, poranków w wannie. Tak proste, a wszystko zmienia.
Ale... jak mu to powiedzieć?
Zacisnęłam wargi, gdy woda znacznie się ochłodziła. Na szczęście zdążyłam umyć włosy. Wyskoczyłam spod prysznica i sięgnęłam po jeden z ręczników wiszących na ścianie.
A może lepiej mu nie mówić? W końcu nie wiem, czy nawet by tego chciał. Może interesuje go jedynie chwilowa rozrywka? A ja wyszłabym na idiotkę, która roi sobie nie wiadomo co.
Wysuszyłam się i owinęłam ręcznikiem nad piersiami. Sięgał mi do kolan. Wzięłam z blatu różową suszarkę, by nieco ogarnąć włosy, które ostatnio sporo urosły. Chyba będę musiała je ściąć.
Lepiej mu nie mówić.
Po wysuszeniu włosów, weszłam ostrożnie do pokoju. Aaron'a nie było, więc pozbierałam kilka rzeczy potrzebnych do ubrania i pośpiesznie wróciłam do łazienki.
Gdy ponownie z niej wyszłam, ubrana dżinsowe szorty i czarny top wiązany na szyi, Servant siedział jak gdyby nigdy nic na kanapie. I znów uśmiechał się tak, że poruszał we mnie najczulsze struny. Na mój widok wstał i szarmancko chwycił mnie za dłoń.
- Pozwolisz? - rzucił z szelmowskim błyskiem w oku i poprowadził mnie na balkon. Stał na nim mały, drewniany stół, przy nim dwa krzesła. Był nakryty; oczy na usługach żołądka dojrzały tosty z serem i letnią herbatę.
Aaron wszedł pierwszy i odsunął  mi krzesło. Uśmiechnęłam się do niego najśliczniej jak umiałam.
- Rozpieszczasz mnie.
- Raczej siebie. - mruknął i zabraliśmy się do jedzenia.
Po śniadaniu ruszyliśmy na podbój miasta. Przechadzaliśmy się kolorowymi uliczkami, cieszyliśmy oczy różnorodnością i bajkowością Nowego Orleanu. Zwiedzaliśmy i robiliśmy zdjęcia, jak normalni turyści. W pewnym momencie, którego nie zarejestrowałam, Aaron chwycił mnie za rękę i spacerowaliśmy tak, aż zmęczyły nam się nogi. Uśmiech ani razu nie zszedł z jego twarzy. I ja czułam się szczęśliwa, gdy go widziałam.
Zrobiło się późne popołudnie; ludzie zapalali kolorowe lampki, co czyniło miasto niemal magicznym. Aaron objął mnie w talii, gdy rozległy się pierwsze takty muzyki. Wtedy pomyślałam, że mogłabym zostać tu na zawsze. Z dala od przykrych wspomnień, krwiożerczych byłych i tej całej hecy z Diabłem. Codziennie kąpać się w tym słońcu, tańczyć na ulicach i nie przejmować się zupełnie niczym.
Aaron szturchnął mnie lekko i kiwnął brodą w kierunku jakiegoś baru.
- Wejdziemy? - zawołał, przekrzykując muzykę, która była tu bardzo głośna. Skinęłam.
Zajęliśmy wolny stolik na balkonie. Mogłam stąd obserwować ludzi na ulicy. Niektórzy naprawdę znali się na tańcu i obserwowanie ich było czystą przyjemnością. Pozostali może nie byli aż tak fenomenalni, ale wszyscy razem tworzyli wspaniałą atmosferę.
Aaron chwycił mnie za dłoń, wyrywając z zamyślenia. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Czasy strachu przed dotykiem zdawały się teraz bardzo odległe. Trzymanie się za ręce z Aaron'em wydawało mi się równie naturalne co oddychanie.
- Podoba ci się tutaj? - spytał, przesuwając kciukiem po moich knykciach. Podążyłam wzrokiem za jego ruchami.
- Uhm. - mruknęłam, dopiero po chwili przypominając sobie, o co mnie pytał. - Bardzo.
Odchylił się na krześle, nie puszczając mojej ręki. Zapatrzył się w daleki horyzont.
- Mnie też. To miasto tętni życiem. - powiedział, kierując wzrok z powrotem na mnie. - Cieszę się, że też tak czujesz.
Podeszła do nas kelnerka.
- W czym mogę państwu pomóc? - rzuciła śpiewnym tonem i obdarzyła Aaron'a zbyt słodkim jak na mój gust uśmiechem. Była ładna. Bardzo ładna. Skrzywiłam się w duchu.
- Może na razie poprosimy wodę? - zaproponował mężczyzna, patrząc na mnie pytająco. Nie oponowałam. Kobieta zapisała coś w notatniku, po czym przycisnęła go do brzucha, uwydatniając prawą pierś.
Raczej nic z tego nie wyjdzie.
- Coś na ząb? - przycisnęła długopis do dolnej wargi. Dlaczego zauważam takie rzeczy??
- Dziękujemy. - odpowiedział Aaron i uśmiechnął się do niej. Zapłonęła rumieńcem i pomknęła do środka.
- Zabawna. - stwierdził i odwrócił się do mnie. - Na czym skończyliśmy?
Zamrugałam. Poczułam się dziwnie i bardzo chciałam przestać tak się czuć. Aaron nigdy nie należał do mnie i raczej nie będzie, więc nie powinnam tego czuć. Zawodu. Smutku. Nie będę kobietą, na jaką zasługuje. Kobietą, która potrafiłaby go zachęcić, poflirtować.
Ukryłam żal i delikatnie wysunęłam dłoń z jego uścisku. Posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Pójdę do łazienki, okej? - chciałam go uspokoić, ale mój piskliwy głos brzmiał niezbyt przekonywująco. - Zaraz wrócę.
Kiwnął głową i po raz setny tego dnia posłał mi ten swój uśmiech. Przed chwilą takim samym obdarowywał kelnerkę...
Miałam pojęcie, że zachowywałam się irracjonalnie, ale z drugiej strony... ale byłam naiwna! Przecież to był niemal półbóg, a ja byłam zwykłą nastolatką z problemami. Co mogłam mu zaoferować? Na pewno nie więcej niż ta kelnerka.
Ominęłam drzwi do łazienki i wyszłam tylnym wejściem, w końcu oddychając pełną piersią. Żałowałam, ale nie mogłam tam zostać. Patrzeć na niego i nie móc mu powiedzieć...
Ruszyłam przed siebie. Nie bardzo wiedziałam, dokąd idę, ale los jest w takich wypadkach zwykle łaskawy i zaprowadzi mnie tam, gdzie jest pełno rozpusty i alkoholu.



Po raz kolejny potknęłam się na ciemnym korytarzu i zaklęłam cicho. Dlaczego podłoga jest taka krzywa? A niby porządny hotel... Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi. Zaśmiałam się pod nosem i wznowiłam marsz. Tak mało...
W końcu dotarłam pod właściwe drzwi. Znaczy, wydawało mi się, że były właściwe. Drewniane, z czytnikiem na kartę i z numerem... 89... 18? W każdym razie coś z ósemką.
Teraz wypadało znaleźć kartę. Proste. Otworzyłam torebkę i zaczęłam w niej szperać, w poszukiwaniu twardego prostokąta. Jak na złość, nic nie pasowało do twardego prostokąta. W pewnym momencie wyleciała mi nawet opróżniona butelka jasia. Jej stuknięcie o podłogę zamaskowała miękka wykładzina, a naczynie potoczyło się gdzieś dalej pod ścianę. Zamarłam, ale chyba nikt nie usłyszał. Jednak prawie nikt, bo drzwi przede mną nagle się otworzyły i zalała mnie światłość.
Zmrużyłam oczy i dojrzałam niewyraźną sylwetkę mojego nemezis. No tak. Czyli on teraz będzie wyglądał jak anioł, a ja będę pijana?
Wciągnął mnie do środka.
Chyba tak.
- Sam? - złapał mnie za ramiona i spojrzał w twarz, szukając oznak nie wiem czego. - Wiesz, która jest godzina?
Jęknęłam z zawodem i wysunęłam się z jego objęć. Pochyliłam się, by ściągnąć buty.
- Mówisz jak moja matka. Ona nie była fajna.
Nie mogłam ich dosięgnąć, więc wyprostowałam się i poszłam przed siebie. No, od spania butach jeszcze nikt nie umarł. Ha ha. Umarł w butach.
- Uciekłaś.
Roześmiałam się i padłam na łóżko.
- Spostrzegawczy z ciebie gość.
Zamknęłam oczy, rozkoszując się miękkością materaca. Wanna była taka twarda i niewygodna... dziś się wyśpię. Sama. Sama Sam. Ha ha ha.
- Tu... i tam. - zachichotałam. Poczułam, jak materac się ugina.
- Szukałem cię. - powiedział i chwycił moją stopę, niedelikatnie uwalniając ją z buta. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego wojowniczo. Wydawał się rozgniewany, ale głównie smutny i z jakiegoś powodu, mnie również zrobiło się smutno.
- Dlaczego, Sam? - spytał i spojrzał na mnie, jakby nie do końca wierzył, że mogę udzielić mu sensownej odpowiedzi. Chyba miał rację.
Ale w tamtym momencie poczułam dziwny przypływ... odwagi? Lub głupoty, zależy jak na to spojrzeć. Przez chwilę tylko na niego patrzyłam. Potem niezdarnie przysunęłam się bliżej i wyciągnęłam dłoń do jego twarzy. Przymknął powieki, gdy znalazłam się blisko. Opuszkami palców wędrowałam po twardych rysach, od brwi przez policzek i do ust.
- Bo... chyba cię kocham.



Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz