piątek, 26 stycznia 2018

Od Derek'a C.D Aizrel

Patrzyłem na nią z góry, nie szczędząc na tym aby moje spojrzenie wyglądało jak najbardziej pogardliwie i wzbudzało uniżenie. Zacisnąłem pięści. Stawy, dotychczas odrętwiałe, czując ruch wydały z siebie charakterystyczny, dość nieprzyjemny dla ucha dźwięk.
- Tak? – udałem zdziwienie, stawiając krok do tyłu. W tym samym momencie skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej, spinając mięśnie ramion. – A mi się wydawało, że ślina naniosła Ci na język coś zgoła innego. – nie przerywałem kontaktu wzrokowego, dlatego też nie umknęło mi, że dziewczyna drgnęła niespokojnie.

- Ja nie.. – zaczęła, lecz uciszyłem ją stawiając krok do przodu, z powrotem opuszczając ręce wzdłuż tułowia. Chwile jeszcze wpatrywałem się prosto w jej oczy, dopóki nie uległa i nie pochyliła głowy.
- Tak właśnie myślałem. Poczekaj na zewnątrz jeśli chcesz porozmawiać o zleceniu. – mruknąłem i minąłem ją, by po chwili zatopić się w miękkim pluszu fotela, stojącego naprzeciw biurka władcy. Do moich uszu dobiegł dźwięk zamykanych drzwi, sygnał, iż kobieta zdecydowała się nie kłócić i opuściła gabinet. Kilka kolejnych minut słuchałem gadaniny, głównie informacji, co się działo kiedy, gdzie i kto brał w tym udział. Niektóre wiadomości sprawiały iż bledłem z niepokoju, a nie oszukując się, tych było najwięcej. Końcem końców zostałem obdarowany nowymi kluczykami do auta, serdecznym uśmiechem i „troską” bo przecież dopiero co zmartwychwstałem. Opuszczając pomieszczenie od razu skierowałem kroki w kierunku wyjścia. Idąc powoli długim korytarzem, usłyszałem za sobą kroki, które zmusiły mnie do odwrócenia się. Od ostatnich wydarzeń wolałem być ostrożny  i kierować się zasadą „przezorny zawsze ubezpieczony”. Kiedy spostrzegłem rudą czuprynę stwierdziłem, że nie mam powodu do obaw i kontynuowałem spacer do swego celu. Oddalając się, usłyszałem jak królewna parsknęła pod nosem niezadowolona i pędem ruszyła za mną. Co prawda nie był to bieg, ale jej szybki marsz odbijał się echem o ściany.
- Co z tym zleceniem?! – warknęła niezadowolona, po raz kolejny, kiedy wyszliśmy na zewnątrz. Śnieg był wszędzie a temperatura sięgała co najmniej minus kilku stopni. Odwróciłem się gwałtownie i mocno złapałem ją za ramiona, lekko się pochylając.
- Przestań o to pytać. Rozumiem, że może być Ci tutaj nudno, ale zlecenie dostaniesz dopiero jutro. Nie idź za mną, zawróć się, albo idź do domu, odstresuj się, odśnież podjazd, nie wiem, ale na Boga błagam, przestań już jęczeć o tej pracy. – orzekłem błagalnym tonem po czym wyprostowałem się i zeskoczyłem z kilku schodków na podest, aby zejść jeszcze niżej i udać się w kierunku garaży gdzie czekało na mnie moje nowe cudo. Dalej nie słyszałem już za sobą donośnego tupotu jej nóg.


Aizrel? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz