sobota, 6 stycznia 2018

Sweter Z Reniferem - Dokończenie.

Po raz kolejny zadarłem głowę do góry by wychwycić wzrokiem kilka zielonych listków, spomiędzy których wystawały białe kuleczki. Spojrzeniem zaraz wróciłem do dziewczyny, która odrobinę poczerwieniała i choć nie byłem pewny, czy była to zasługa mrozu czy sytuacji, z wypiekami wyglądała bardzo uroczo. Kładąc dłonie na jej talii, przyciągnąłem ją bliżej siebie, na tyle, że dłońmi oparła się o mój tors.

- Ja tu nie widzę żadnej żaby. – mruknąłem, przelatując radosnym wzrokiem po jej twarzy. Z chwilą pochyliłem się, aby dorównać jej wzrostowi i  jeszcze mocniej przycisnąłem ją do swego ciała, jak gdyby bojąc się, że lada moment Sam rozpłynie się niczym mgła w moich ramionach. To się jednak nie wydarzyło, zamiast tego odczułem jak gdzieś we wnętrzu mojego obumarłego ciała coś pęka i rozsypuje się na kawałki. Po chwili poczułem dotyk jej warg na swoich własnych. Na początku był to zwykły, niewinny całus, lecz coś w głowie nie pozwalało mi przestać i odstąpić od niej. Z każdą kolejną sekundą, nie wahałem się, aby pewniej zatapiać swoje wargi między jej słodkimi ustami. Poczułem jak wspięła się na palce, po czym delikatnie wsunęła zimne dłonie na mój kark, jedną z nich wplatając gdzieś w moje włosy. Ciepło ogarniające całe moje wnętrze, było jak rozlewająca się lawa.  Nie chciałem przestawać. Nie teraz, kiedy odczułem, że jest pewna w tym co robi. Ucieszyłem się, uświadamiając sobie, że akt ten nie był jednostronny, lecz pewna część mnie odczuwała zawód, moje myśli zaczęły zadawać te najgorsze pytanie „ A co jeśli…” . W tym właśnie momencie odsunąłem głowę delikatnie do tyłu, nabierając do płuc lodowatego, rześkiego powietrza. Wraz z momentem, gdy otworzyłem oczy, uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny, która speszona, zabrała ręce z mojej szyi. Po chwili również zatrząsła się, co nie umknęło mojej uwadze. Nie zdążyła zaprotestować, gdy zarzuciłem na jej ramiona swój ciemny płaszcz. Widząc jak nieustannie wgapia się w ziemię, ująłem jej podbródek w palce, po czym delikatnie go uniosłem, tak, aby móc dojrzeć jej przepiękne, szare tęczówki.
- Wspaniały prezent. Dziękuję. – powiedziałem, przejeżdżając dłonią po jej usianym piegami policzku. – Chodźmy- dodałem po chwili. – Pora na kolację. – objąłem ją w talii i z wolna poprowadziłem w kierunku rezydencji nad jeziorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz