wtorek, 30 stycznia 2018

Od Sam CD Aarona

Obudziłam się gwałtownie, zlana potem. Usiadłam natychmiast, przykładając dłonie do szybko bijącego serca. Na kilka minut zastygłam w tej pozycji, próbując się uspokoić. Nie miałam pojęcia, co mi się śniło, ale byłam niemal pewna, że nie było to nic przyjemnego.
Zegar na ścianie wskazywał 01:32. Wygramoliłam się z łóżka i przetarłam dłońmi oczy. Znów zasnęłam zaraz po kolacji. Niech to.
Wyjrzałam przez okno. Na dworze było spokojnie. Księżyc w pełni jasno oświetlał chatki ukryte między drzewami, a ziemię wyścielała gruba warstwa białego puchu. Intrygowała mnie tylko jedna sprawa: ślady stóp odciśnięte na podeście do wejścia mojej chatki.
Wiedziałam, że postępuję nieracjonalnie. To nie mogła być Rosalie, jednak nadal miałam tutaj swoich wrogów. Niebezpiecznie było wychodzić nocą. Z drugiej strony... to mógł być Aaron. I mógł mnie potrzebować.

Ubrałam się szybko, po czym wyszłam na mroźne powietrze. Po krótkim zastanowieniu ruszyłam wzdłuż śladów, które prowadziły w kierunku jeziora.
Był tam. Siedział na ławce nad małą zatoczką i palił papierosa. Wyglądało na to, że zastanawiał się nad czymś poważnym. Może nawet nad tym, czy mnie zabić. Poczułam nagły smutek, ale nie zdziwiłabym się mu. Ostatnie krwawe wydarzenia odbyły się tylko i wyłącznie przeze mnie.
Zanim zdążyłam to przemyśleć, położyłam dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na mnie i przez chwilę widziałam w jego oczach ciemność. Ciemną, nieprzeniknioną pustkę. Zamrugał.
- Sam? Dlaczego nie śpisz? - złapał mnie za rękę, a jego spojrzenie wypełniła troska.
- Mogę się dosiąść? - spytałam cicho zamiast tego. Obeszłam ławkę, a on bez słowa się przesunął. Kilka minut siedzieliśmy w ciszy, rozmyślając i gapiąc się w jezioro.
- Jak ona się czuje? - Aaron poruszył się niespokojnie.
- Przeżyje. - odpowiedział tylko, wyciągając następnego papierosa.
- Mogę?
Papier przylepił się do moich warg. Jasny płomień z zapalniczki na chwilę oświetlił ciepło nasze twarze. Gryzący dym zaatakował moje gardło. Zaczęłam kaszleć.
Aaron roześmiał się i poklepał mnie po plecach.
- Miałaś kiedyś szluga w ustach?
Po kilku minutach mogłam już normalnie delektować się nikotyną. Cisza zapanowała na nowo.
- Rosalie. - zaczęłam w końcu to, co chciałam powiedzieć od początku. - To co jej się stało, to moja wina.
- Sam...
- To wszystko zaczęło się przeze mnie. Derek... ty, i teraz Rosalie... Chciałam tylko powiedzieć, że mogę odejść. Albo... nie wiem, co robicie z takimi jak ja.
Chciałam zaproponować, że mogłabym umrzeć. Nawet chciałam go zachęcić, by mnie zabił. Ale chociaż to byłoby właściwe, nie mogłam się na to zdobyć. Mogłam jedynie czekać na jego reakcję.



Szifu? Wena nie dopisuje po tym całym kuciu, ale trójeczka z biolci jest ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz