poniedziałek, 29 stycznia 2018

Od Rosalie C.D Colette. Pani Świata.

Jasne światło i podszepty dobiegające do moich uszu, powoli wybudzały mnie ze snu. Doskonale rozumiałam każde słowo, mimo, że były one bardzo ciche. Powoli uchyliłam powieki, mozolnie przelatując wzrokiem po przejaśnionym pokoju. Wizja przed moimi oczami była niewyraźna i zamazana, jakby całe pomieszczenie spowite było we mgle. W końcu moje oczy przystanęły na sylwetce, stojącej obok łóżka. Nie musiałam się długo zastanawiać, by rozpoznać tę niewysoką chudzinę. Po chwili do moich uszu doszło jej ciche zapytanie, na które odpowiedziałam grymasem.
- Jak widać.. – mruknęłam, nie do końca świadoma, czy to wciąż sen czy może już jawa. Nie, we śnie znajdowałam się w innej scenerii. Pokój spowity był w księżycowym blasku, zaś w ramionach trzymałam malutką, śpiącą ptaszynę. Obraz wyglądał tak, jakby zatrzymał się w chwili gdy popadałam w sen. Poruszyłam się niespokojnie, starając podnieść się na łokciach, lecz odrętwiałe mięśnie odmawiały współpracy. Po chwili do moich uszu dobiegła krótka wymiana zdań, niby kłótnia, po której w pomieszczeniu została jedna osoba lecz nie ta sama, która czyhała wcześniej obok łóżka. To był Derek, przysiadł na materacu chwytając moją dłoń.
- Nareszcie. – mruknął, ja zaś zabrawszy rękę z jego objęcia, odwróciłam się do niego plecami i skierowałam wzrok w stronę okna, z którego dobiegała tylko jasność.



~~~

Od pierwszego zaśnięcia minęło kilka miesięcy, dwa, trzy, nie liczyłam. Przez ten czas spotkałam się z jasnowłosą tylko raz. Podarowałam jej kwiaty, podziękowałam za opiekę i „rozmowy”. A potem widziałam ją tylko w trakcie posiłków. Lecz szczególnie zapamiętałam dzień, w którym Czart wrzucił mnie do jadalni, jak jakąś rzecz. Chciał, żeby wszyscy zobaczyli, jak to jest, gdy ktoś skrzywdzi swoich. Niby mogliśmy podnieść rękę na innych servantów, lecz granice bardzo łatwo przekroczyć, a ja to uczyniłam, wbijając dłoń w klatkę piersiową Aarona, łapiąc jego serce i walcząc z chęcią wyrwania go z jego piersi. Ukarano mnie chłostą w podziemiach, efektywną, gdyż rany nie goiły się, tak jak zawsze. W tamtej chwili spojrzałam na nią, dostrzegłam te przepełnione strachem oczy, otwarte tak szeroko… Ostatkiem sił siedząc przy stole zastanawiałam się, dlaczego spędzałam z nią tak mało czasu? Dlaczego nie poświęcałam go więcej dla osoby tak bliskiej memu czarnemu sercu? Dziwne, że zadajemy sobie te pytania właśnie w chwilach kryzysu, kiedy mamy wrażenie, że jutro nie nadejdzie. Wtedy miałam wrażenie, że następna minuta życia nie będzie mi dana.. i znów zasnęłam.

~~~

Opierając się o maskę auta, patrzyłam, jak ze skupieniem stara się ułożyć na półce płyty w kolejności alfabetycznej. Gdzieś wewnątrz  cieszyło mnie, że takie zajęcie dawało jej poczucie normalności, takie a nie jakieś… inne, bo przecież mogła wybrać wszystko. Godzina zamknięcia zbliżała się powoli, lecz moja niespodzianka nie wypaliła. Dziewczyna krzątając się po sklepie, podeszła na tyle blisko okna znajdującego się przy kasie, że spostrzegła mnie momentalnie. Uśmiechnęłam się szeroko, pokazując jej palcem na zegarek, który nosiłam na lewej dłoni. Kiedy skierowałam wzrok na jej twarz ujrzałam te delikatne zalążki uśmiechu, oraz lekkie skinięcie głową. Po chwili oddaliła się w głąb, lecz zanim zniknęła za półkami odwróciła się w stronę okna raz jeszcze, jakby bojąc się, że w przeciągu tej sekundy kiedy nie patrzyła, mogłam po prostu zniknąć. Wcisnęłam ręce do kieszeni, cierpliwie czekając na zamknięcie sklepu. Po niespełna piętnastu minutach, Colette opuściła miejsce pracy, swoje kroki pokierowała w moją stronę.
- Dobry Wieczór Piękna – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. – Chętna na odwózkę do domu ? – spytałam łagodnie, widząc jej rozpromienione oblicze.
 -Dlaczego by nie. – odparła, i choć byłam pewna, że w jej odpowiedzi wyczułam niepewność, otworzyłam przed nią drzwi auta, poczekałam aż wsiądzie by po chwili je zamknąć i udać się na miejsce kierowcy. Silnik zaryczał, kiedy przekręciłam kluczyk w stacyjce, zaraz wrzuciłam bieg i obrałam kierunek, który nie do końca prowadził do domu. Krążyłam wewnątrz miasta, aż w końcu zatrzymałam maszynę niemalże w centrum. Colette skierowała na mnie swoje przepełnione niepokojem oczy, na co ja jedynie się uśmiechnęłam.
- Ufasz mi? – spytałam, wpatrując się w jej duże, zielone tęczówki. Dziewczyna długo zwlekała z odpowiedzią, lecz nie popędzałam jej, w tej kwestii mogłabym czekać nawet i lata. Ona jednak nie kazała mi wyczekiwać aż tyle.
- Ufam. – mruknęła po kilku minutach ciszy, nie spuszczając wzroku z moich oczu. Kiwnęłam głową w geście zrozumienia, po czym opuściłam auto, a po chwili umożliwiłam to również ptaszynie, otwierając jej drzwi. Po wyjściu rozejrzała się niespokojnie, a ja podeszłam bliżej, ściągając szal.
- Zamknij oczy.. – wymruczałam zmysłowo. Po chwilowym zastanowieniu, jasnowłosa wykonała moją prośbę, opuszczając ręce wzdłuż tułowia. Delikatnie ułożyłam szal na jej oczach, po czym związałam go z tyłu jej głowy na małą pętelkę.
- To tak jakbyś chciała podglądać. A teraz choć, nie bój się, nigdzie się nie ruszam. – po tych słowach złapałam ją za dłoń i zaczęłam prowadzić przed siebie, uprzedzając ją przed każdym wzniesieniem, krawężnikiem, czy schodkiem. – Już niedaleko. – powtarzałam co kilka minut, aby upewnić ją w swoim celu. Pokonałyśmy kilka schodków i korytarzy, potem windę, a gdy dotarłyśmy do celu, powoli ściągnęłam jej prowizoryczną opaskę. Dziewczyna obejrzała się, ja zaś idąc w zaparte, nie puszczając jej dłoni zaczęłam prowadzić ją do krawędzi. Znajdowałyśmy się teraz na najwyższym budynku w mieście. W dole rozpościerał się pejzaż neonów, poruszających się aut oraz jaśniejących  latarni. Wszystko łączyło się w jedną wielką całość, ocean świateł o różnorakich barwach. Nocna pora jeszcze bardziej spotęgowała jaskrawość i widoczność tych wszystkich kolorów.
Colette dotknęła barierki na krawędzi budynku, biorąc głęboki oddech.
- To taki.. spóźniony prezent świąteczny. Chociaż tyle, pomyślałam, że taki widok dla Twoich oczu będzie przyjemny. – wymruczałam, wciskając ręce do kieszeni. Ja nie podchodziłam bliżej, nie zakradałam się, nie naprzykrzałam.. Po prostu stałam sobie z tyłu, napawając się jej pięknem i wyczekując co powie. Nie wiedziałam jaka będzie jej reakcja, czy się ucieszy, czy może wręcz przeciwnie. Pragnęłam tylko aby ta mała istota uświadomiła sobie, że cały świat może być u jej stóp jeśli tylko sobie to zamarzy.


Colette, Królewno? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz