wtorek, 9 stycznia 2018

Od Rosalie C.D Patch'a

Wstrzymując oddech obserwowałam zza drzewa, jak servant podnosił się z mokrej od deszczu powierzchni. Prostując nogi, szybko zrzucił z głowy kask na ziemię, po czym podbiegł do barierki, z którą na moje nieszczęście zderzył się Mickey. Schowałam głowę, gdy spostrzegłam iż spogląda prosto w dół, gdzie pośród drzew starałam się ukryć. Nie, nie robiłam tego ze strachu, chciałam po prostu oszczędzić sobie tej gadaniny, która zapewne tylko by mnie zdenerwowała. Skrzyżowałam ramiona na piersi, nasłuchując, lecz moje zmysły jasno dawały mi do zrozumienia, że napotkany chłopiec wciąż pałęta się w miejscu „wypadku”. Ponownie wyjrzałam zza drzewa, by zorientować się, iż chłopak przeszedł na drugą stronę drogi. Westchnęłam, czując że konfrontacja będzie nieunikniona, wtedy też opuściłam kryjówkę, pokonałam górkę kilkoma susami po czym przeskakując metalowe barierki, uderzam stopami o asfalt. Chłopak odwrócił się momentalnie, przestąpił z nogi na nogę a moim oczom nie umknęło jak zaciska dłonie w pięści.

- Źle weszłaś w zakręt. – rzekł ochryple i opryskliwie, jakbym popełniła najgorszy błąd na świecie. W odpowiedzi ściągnęłam z głowy kask, aby dostrzegł moje teatralne wywrócenie oczami. Po chwili ściągnęłam również rękawiczki, by rzucić je na ziemię, obok leżącej maszyny.
- Dlaczego się zatrzymałeś? – spojrzałam na niego z ciekawością, jak gdyby ignorując jego poprzednią uwagę. Ten na chwilę uciekł gdzieś wzrokiem, skrzywił się, po czym po prostu, najzwyczajniej w świecie wzruszył ramionami. Z chwilą jednak odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Co tam robiłaś? Myślałem, że tylko ja wiem o istnieniu tego miejsca. – ponownie się zgrymasił, a ja po raz kolejny przewróciłam oczami.
- Tak samo jak myślałeś, że nikt nie zna Twojego prawdziwego imienia, Michael. Proszę Cię, to tak głupie, że aż dziecinne. – chłopak uniósł brwi i rozwarł usta, lecz nie pozwoliłam mu mówić. Poprawiając rozwiane włosy, zaczęłam powoli stawiać kroki w jego kierunku. – Skąd to wiem? – kontynuowałam odpowiadając na pytanie, którego nie zdążył zadać. – Z tego samego źródła, z którego się dowiedziałam jak umarłeś, że masz problemy z agresją i nie panujesz nad swoim językiem gdy ponoszą Cię nerwy i emocje, że jesteś arogancki i uszczypliwy. Mam mówić dalej? – szepnęłam, stając z chłopakiem twarzą w twarz. Patch wpatrywał się we mnie. W jego ciemnozielonych oczach mogłam dostrzec iskry złości oraz przebłyski zdziwienia, zmieszane ze zmąconym uczuciem bezradności. Spojrzałam głęboko w jego oczy, skupiając się, oraz uśmiechając szyderczo.
- Więcej pytań nie zadasz, wsiądziesz z powrotem na swoją maszynę, założysz kask i pojedziesz gdziekolwiek tylko zechcesz, a gdy spotkamy się ponownie porozmawiamy sobie jak ludzie cywilizowani, gdy oboje będziemy mieli na to nastrój. – kiedy skinął głową wiedziałam, że zadziałało. Poklepałam go lekko po policzku, po czym zawróciłam się, aby podnieść swoją maszynę. Minęła minuta, może dwie, wtedy usłyszałam ryk silnika czarnej hondy. Nie zdążyłam się obejrzeć, kiedy servant zniknął za zakrętem, zostawiając mnie w środku lasu, na mokrej drodze. Resztę trasy do strefy musiałam prowadzić maszynę, wśród zimnego deszczu, który lunął tuż po tym jak wkroczyłam na leśną, żużlową ścieżkę.

~~~

Od tamtego spotkania minęło parę miesięcy. Oboje wiedzieliśmy, iż użyłam na chłopaku jednej ze swoich przypadłości i pewnie dlatego nie nawiązywaliśmy żadnego innego kontaktu, oprócz symbolicznego skinienia głową przed każdym z posiłków. On tego nie chciał i w sumie ja też. Wiedziałam z jakim typem mam do czynienia, nie pierwszy raz się z takim spotykałam, dlatego też doskonale wiedziałam, że lepiej w gówno się nie pakować. Takie cwaniaczki są chytre i ekstremalnie irytujące, a ja nie należę do tych, którzy trzymają język za zębami, a co dopiero powstrzymują się od rękoczynów. Mimo, że przez te kilka miesięcy zdążyłam popaść w letarg dwukrotnie, raz po tym, jak Czart zakatował mnie na śmierć w ramach kary za właśnie rękoczyny, ja wciąż czułam niedosyt. Moja sadystyczna strona domagała się rozlewu krwi, a wewnętrzny głos krzyczał „ Zabij, Zabij!”. A może to na nim powinnam się skupić, może to on powinien zostać moją ofiarą? Nie wiem, ale jedno czego jestem pewna, to że chcę go poznać, choć odrobinę.

~~~

Usłyszałam znajomy ryk silnika, kiedy to grzebałam się w nowym Porshe Macanie. Zdenerwowana, iż nie mogę wyciągnąć chłodnicy, rzucałam narzędziami na prawo i lewo, powodując w innych pojazdach nie duże stłuczki.
- Kurwa co spierdolone gówno- warknęłam, starając się wykręcić jedną ze śrub ręcznie, gdyż wszystkie moje klucze postanowiły urządzić sobie wczasy na posadzce, w różnych częściach garażu.
- Nie zreperowałaś go jeszcze?  - niedaleko mnie rozbrzmiał przyjemny dla ucha głos. Prostując plecy spojrzałam w kierunku skąd się wydobył. Chłopak stał przed moim Kawasaki, wpatrując się w obrysowaną blachę motocykla.
- Nie, jakoś nie mogę się przemóc. – odpowiedziałam spokojnie, opierając się o blachy porschaka, w tym samym momencie, wycierając w ścierę brudne od smaru ręcę.
- Dlaczego pytasz? – mruknęłam zaintrygowana, wykrzywiając twarz w grymasie.


Patch? No ty patrz, odpisałam x3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz