czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Christiana DO Katfrin

Czy ja muszę być jak większość? Czy ja muszę być bardzo posłusznym bytem? Owszem muszę, ale ja mam na to wyjebane. Jestem młody. A nie, przepraszam.. ja zmarłem młodo. Chcę się wyszaleć, chcę być choć raz jak typowy nastolatek, który chce wszystko. Pragnę wolności, mam dość spłacania długu, ale co ja mogę? Wykonuje zlecenia, owszem. W tym jestem nie zawodny, ale zawsze muszę się jeszcze zabawić. Potrzebuje, chociaż smaku alkoholu w ustach, choć doskonale wiem, o tym, że nie jestem w stanie się upić, dlatego też zawsze wygrywam zakłady, kto pierwszy padnie. Rozglądam się po pomieszczeniu, w którym się znajduję. Jasnoczerwone ściany, biała szafa oraz komoda. Puchaty szary dywan, dodatkowo zapalona mała lampka w kształcie zbliżonym do misia i łóżko, łóżko, w którym znajduje się ja oraz ona... dziewczyna o sporym biuście, rudych lekko falowanych włosach, pięknych piegach na twarzy i kilkoma tatuażami na jej skromnym ciele. Jest seksowna, nawet więcej niż seksowna, ona jest po prostu idealna. W końcu jak by taka nie była, to bym z nią nie był. Ma na imię Madison, ona twierdzi, że jest oczkiem w mej głowie, jednak grubo się myli. Dziewczyna służy mi jedynie jako zabawka, a na boku posiadam jeszcze z pięciu innych kochanków, nie licząc z iloma, był to tylko jednorazowy seks. Gładzę Madi po policzku i całuje w czoło, po czym wstaje, ubierając czarną koszulę, spodnie tego samego koloru i białe jak śnieg trampki. Wychodzę. Nie mam zamiaru spędzić tutaj kolejnej nocy, tyle jej wystarczy oraz mi, ja mam ważniejsze zajęcia na głowie niż mizianie się przez pół dnia..

Mam ofiarę, którą muszę wykończyć, jest to mężczyzna z trzydziestką na karku. Cholera, a mogłem też już ją dawno mieć i przewracać się teraz w grobie, mając na wszystko wyjebane. Ale nie, musiałem przystać na pomocną dłoń Lucyfera. Po co mi to było? Wzdycham ciężko, idąc do wyznaczonego mi miejsca. Mniejsza o mnie. Czym sobie ten chłop zawinił? Rozmyślam przez chwilę, zapalając papierosa. Ach, tak. Jest on dilerem, ściganym przez policje i nie jedną mafię, nie wie co ze sobą zrobić. Jak mi przykro, że ja wiem to doskonale. Mam plan jak się go pozbyć. Oczywiście nie może być to typowy plan "wchodzę na pałę rum cum i po sprawie" O nie. To by było chore. Układam sobie wszystko idealnie w mojej głowie. Powinno się udać, a jeśli nie, to zawsze jest plan B. Eh, z chęcią wróciłbym do czasów, kiedy wraz z Alem Capone robiliśmy największe przemyty, kiedy wszystko wydawało się takie banalne. To wszystko było inne. O tych wszystkich nowinkach elektronicznych można było tylko marzyć, a nawet nie. Nikt nie wiedział, co przyniesie przyszłość, jak bardzo będzie ona posrana. Przecież to jest chore, gdy widzisz, te wszystkie dzieci, bądź dorosłych przy komputerach czy telefonach. Po co to komu? Gdybym urodził się w tych "lepszych" czasach, na pewno byłoby lepiej. Możliwe, że nie spotkałbym Lucyny. Tak, kocham Go tak nazywać i chuj wam do tego. Uśmiecham się mimowolnie. Myśląc, że moja przyszłość była by wtedy taka jak ją sobie zaplanowałem. Chciałem być muzykiem, umiem śpiewać, ale na cholerę mi ten talent? Jestem zerem, mającym stopień pieska Lucyfera.
Ruszam do ciemnego zaułku, gdzie znajduje się facet, o szarych oczach, brunatnych włosach i ostrych rysach twarzy. Gdy dotarłem we wskazane miejsce, zauważam mężczyznę opierającego się o ceglastą ścianę. Wyciągam szybko portfel z kieszeni i sprawdzam, czy mam jakieś pieniądze przy sobie. Uf, całe szczęście coś jest. To teraz czas na zabawę.
Podchodzę do człowieka ubranego w białą bluzę z kapturem, który jest zaciągnięty na jego głowę. Moje plecy są w tej chwili oparte o przeciwległy budynek.
- Co sprzedajesz? - pytam, gdy ten lekko unosi głowę.
- Dzisiaj heroinę, jeśli cię to interesuje.
No halo chyba po coś przyszedłem, nie? Jak bym nic nie chciał, to bym go od razu zajebał, ale ja muszę, po prostu to jest silniejsze ode mnie, muszę się nim zabawić.
- Ile za działkę? - pytam, biorąc banknoty z tylnej kieszeni i je liczę, aby narobić mu smaka na kasę.
- trzydzieści.
Marszczę brwi, co proszę, chłopie kurwa. Droższego dilera w życiu nie spotkałem. Lekko się uśmiecham i podchodzę do niego o krok, patrząc w jego szare oczy. Nie powiem, że nie, jest seksowny i to cholernie, więc mimowolnie przygryzam dolną wargę.
- Podejrzewam, że jesteś bardzo wyrozumiałym człowiekiem, więc może przystąpisz na mały układzik?
- Co masz na myśli? - pyta lekko zaciekawiony.
- Propozycja jest jasna. Dostaniesz trzydzieści dolców za dwie działki, ale dodatkowo, pójdziemy do ciebie.. - szepcze zmysłowo, stawiając palcami kroki na jego klatce piersiowej. - Widzę, że z chęcią przystaniesz na mój układ - zjeżdżam wzrokiem ku dołowi. przyglądając się jego twarzy i ciału, gdy trafiam do krocza. Mój uśmiech staje się szerszy, a jego oczy wręcz płoną. Czyżby nie dostał nigdy tak kuszącej propozycji, jak młode ciało, które będzie mógł obserwować przez czas naszej zabawy? Chwyciłem jego krocze i spojrzałem mu w oczy. Z jego ust wydobył się cichy jęk, a oczy wyrażały pożądanie.
- Zgoda, to kilka metrów stąd, chodź - rzekł, wręcz ciągnąc mnie za sobą.
Nie myślałem, że pójdzie mi to aż tak łatwo. Zazwyczaj moje ofiary zastanawiały się przez dobre pół godziny, zanim na cokolwiek się godziły, ale ten człowiek jest najwidoczniej inny.
Mija dosłownie chwila i jesteśmy przy jego mieszkaniu, on nerwowo szuka kluczy, które wystają mu z tylnej kieszeni spodni. Oj jakie to zabawne, patrząc jak maca się po przednich kieszeniach, zahaczając kilka razy ręką o swój namiot. Gdy ten zaczyna się poddawać, chwytając go za pośladek, wyciągam klucze.
- Chyba tego szukasz - lekko się uśmiecham, patrząc na moją ofiarę. Kurwa mać. Jesteś seksowny i ja mam cię zabić? Ten świat jest okropny.
- Dzięki - mruczy pod nosem i otwiera drzwi.
Wchodząc do domu, zauważam, że jest to dość małe mieszkanko. Niewielki salon łączy się z jeszcze mniejszą kuchenką, w której znajdują się ciemne szafki, piec i lodówka. Skromnie..
- Chodź za mną - mówi po chwili, a ja szybko spoglądam na niego, gdyż się lekko zamyśliłem.
Ruszyłem za nim, układając sobie jeszcze raz wszystko w głowie. To musi się udać.
Weszliśmy do pokoju, gdzie było tylko łóżko i mała szafka.
Przystąpiliśmy w końcu do zabawy, bez większego przedłużania rzuciłem się na niego, a on oddał się moim pocałunkom.
- Mów mi Ramon - rzekł w przerwie na oddech.
- Monti i błagam cię, nie Monte - uśmiecham się lekko i kontynuuje moją zabawę.
***
Zabawa była przednia. Podobało mi się to jak cholera. Rozmawialiśmy ze sobą jeszcze parę minut i zaproponowałem mu masaż. No raczej nie jest to nic strasznego prawda? On posłusznie położył się na brzuchu, a ja wskoczyłem na niego.
- Odpręż się, zamknij oczy i rozluźnij mięśnie - szepcze zmysłowo mu do ucha i zaczynam masować jego plecy. Gdy ten zaufał mi do tego stopnia, aby zamknąć oczy, chwyciłem jego głowę i przekręciłem ją z całej siły, łamiąc mu kark.
- Żegnaj.. w łóżku byłeś wspaniały - mówię kiedy schodzę z niego.
Ubieram się szybko, po czym zostawiam mu te trzydzieści dolarów, zabieram swoje dwie działki i wychodzę z tego domu. Mam dość. Zabiłem osobę, z którą mógłbym rozmawiać i robić to przez wieki. Jebany pakt!
Stojąc na ulicy, podnoszę głowę w górę, gdzie obrywam w twarz kropą wody. Cudownie, po prostu zajebiście jeszcze deszczu mi brakowało.
Mruczę zrezygnowany pod nosem i udaje się w stronę domu. Mam dość tego jebanego dnia. Wolałbym chyba umrzeć, ale co ja poradzę?
Około minuty męczę się z odpaleniem głupiego papierosa, bo zapalniczka mi zaczęła odmawiać posłuszeństwa.
***
Wchodząc na teren i zaczynam biec, gdyż zaczyna wręcz lać, nie dość, że będę śmierdział jak zmokła kura, to kotem, który był niedawno na moich kolanach.
Nagle ktoś na mnie wpada. Cholera, zabije, po prostu zamorduje!
- Jak łazisz kurwa?! - syczę przez zęby, bo mam cholerny humor, bo zabiłem swoją bratnią duszę...
- Spierdalaj! - warczy dziewczyna, z czarnymi jak smoła włosami.
- Bo się byle dziewczynki przestraszę - śmieje się jej w twarz.
Tak jestem gburem i nienawidzę świata, ale nikt nie będzie mi mówił co mam robić, nikt prócz Lucyny.
- Walpsiik!
Staje jak wryty, co to miało w ogóle być? Przyznam, że rozśmieszyła mnie lekko ta sytuacja.
- Na chorobę - syczę z moim zabójczym uśmieszkiem, a dziewczyna próbuję zabić mnie wręcz wzrokiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz