poniedziałek, 28 sierpnia 2017

od Colette c.d od Samanthy

Jak każdego ranka miałam zamiar wymknąć się do miasta, lub w głąb lasu aby ominąć śniadanie. Tym razem jednak okazało się to niemożliwe ponieważ wpadłam na jedną z Servantów. Nawet nie wiem jak się nazywa, jednak ona jedyna z mojej nowej ,,rodziny" okazała mi minimalne zainteresowanie. Które polegało na tym że mówiłyśmy sobie zwykłe ,,cześć". Co prawda kiedyś się sobie przedstawiałyśmy, ale pamiętam to jak przez mgłę, miałam wtedy jeden z moich ataków, kiedy to mój umysł się buntuje i każe mi natychmiast coś zjeść. Trudno mi się wtedy myśli a jeszcze trudniej rozmawia.
Gdy wpadłam na moją bezimienną znajomą ta od razu się uśmiechnęła.
- Colette? Gdzie ty idziesz? - złapała mnie za ramiona i odwróciła, wskazując przed siebie palcem. - Na stołówkę to w tamta stronę.
Uśmiechnęłam się delikatnie, miętosząc w dłoniach bluzę z zakłopotania.
- A no tak, dziękuję...
Bezimienna znajoma odprowadziła mnie na stołówkę, i stała obok mnie dopóki obie nie dostałyśmy sowich porcji, zniknąć udało mi się dopiero wtedy, gdy ktoś inny do niej zagadał.
Spotkania z nią kosztowały mnie naprawdę dużo stresu, no bo jak mam wytłumaczyć to że chociaż jest jedyna osobą z Servantów która mówi mi głupie ,,cześć" ja i tak jestem na tyle głupia że nie zapamiętałam jej imienia. Ale to wszystko przez ten napad głodu, gdyby nie on zapamiętałam każde słowo które do mnie powiedziała podczas naszego pierwszego spotkania.
Stałam jak głupia na środku stołówki z tacą pełna jedzenia na którą nawet bałam się spojrzeć. Jeśli wyrzucę całość na pewno zwrócę czyjąś uwagę, a to ostatnie czego mi dzisiaj trzeba. Towarzystwo Servantów od początku mnie przerażało, dlatego większość czasu spędzałam ze zwykłymi ludźmi, co nie było też takie łatwe. Rozejrzałam się po stołówce, wszystkie stoliki były pełne, a pomieszczenie wypełniały odgłosy mlaskania, śmiechu i rozmowy.
Nagle zobaczyłam dziewczynę która siadła sama przy ostatnim wolnym stoliku, zachowywała się bardzo dziwnie. Wyglądała na słabą. Od razu ruszyłam w jej stronę, i chociaż zagadanie do kogoś jak zwykle kosztowało mnie naprawdę dużo wyjąkałam w jej stronę troskliwe:
- Wszystko… wszystko w porządku?
Ta dopiero wtedy na mnie popatrzyła, uśmiechnęła się sztywno i odpowiedziała:
- Tak dziękuję .
Rozejrzałam się jeszcze raz po stołówce, wszystkie stoliki dalej były zajęte, więc wróciłam wzrokiem na dziewczynę.
- Wybacz ale… mogłabym się dosiąść ? Wszystkie miejsca są zajęte.
Byłam od początku przygotowana na odpowiedź przeczącą, albo wymówkę w stylu ,, właśnie na kogoś czekam” albo ,, a co nie masz przyjaciół że się do mnie przyczepiłaś? „
Jednak dziewczyna uśmiechnęła się już nieco prawdziwiej i odpowiedziała:
- Nie ma problemu.
Usiadłam więc naprzeciwko niej i podwinęłam rękawy, mojej za dużej o dwa rozmiary bluzy aby się nie pobrudziły, odsłaniając tym samym, rany na nadgarstkach o których zapomniałam. Dziewczyna niedyskretnie się im przyglądała i chociaż nie odezwała się ani słowem ja poczułam obowiązek tłumaczenia się, i nerwowo zaczęłam:
- To…..To tylko mój kot.
Skrzywiła się na słowie ,, kot” po  czym wróciła wzrokiem na swój talerz i odpowiedziała tylko zwyczajne:
- Rozumiem.
Ja po raz kolejny zmierzyłam wzrokiem to ogromne danie składające się z dwóch naleśników z dżemem polanych bitą śmietaną, i posypanych wiórkami kokosowymi oraz porzeczkami. Ręce zaczęły mi się trząść gdy złapałam widelec do ręki. Mojej towarzyszce jedzenie tez nie szło zbyt szybko ale ona przynajmniej zaczęła. Mnie jednak przerażał sam widok.
Postanowiłam najpierw pokroić naleśniki na małe części co zajęło moment, ale nie sprawiło że danie wyglądało znośniej. Po jakiś dwóch minutach nabiłam jedną z porzeczek na widelec i wzięłam do ust, trzymałam w buzi najdłużej jak to było możliwe. W końcu dziewczyna nie wytrzymała i odezwała się:
 - Wszystko w porządku?
 Uśmiechnęłam się odkładając widelec:
- Tak, tak oczywiście… po prostu nie jestem głodna.
Wróciłam wzrokiem na talerz, i zaczęłam widelcem wyciskać dżem z naleśników najdokładniej jak umiałam, zauważając że dziewczyna znów ukradkiem mi się przygląda, chciałam uratować nieco sytuacje wymyślając:
- Aj.. to głupie uczulenie na truskawki.
Byłam pewna że mi uwierzyła.
Naleśniki znikały, ludzie ze stołówki też. Dziewczyn siedząca naprzeciwko tez już skończyła. Mi udało się za to zjeść jeszcze 3 porzeczki i wziąć jednego gryza naleśnika.
Rozmyślałam o tym na jak bardzo dziwną wyszłam i było mi wstyd, chciałam żeby to koszmarne śniadanie w końcu dobiegło końca.


 Samantha?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz