Za dokładnie trzydzieści dwie minuty wracam mój kochany starszy braciszek, który martwi się o swoją siostrzyczkę. Hangagog mimo iż był w stosunku do innych oziębły i nie miły, a wręcz chamski i wredny traktował mnie inaczej niż innych. Dlatego dwie minuty przed przyjściem chłopaka odłożyłam książkę na stół wcześniej wkładając w nią zakładkę. Dopiłam jeszcze kawę i ruszyłam do sypialni. Wzięłam do ręki kawałek szkła i przejechałam nim po wnętrzu dłoni tworząc czerwoną linie. Teraz zastanawiasz się czemu po prostu nie sprzątnęłam tego, zrobiłam wielki problem i robię z siebie poszkodowaną. No i w dodatku uznasz, że jestem leniem. Nic z tych rzeczy. Z moim kochanym bratem mamy bardzo prosty zwyczaj. On robi za mnie gdy musi, ja robię za niego gdy muszę, a że uwielbiam patrzeć jak ten chłopak siłuje się ze sprzątnięciem czegokolwiek jestem w stanie zrobić wszystko. Zresztą jestem przyzwyczajona do bólu i nie przejmuje się tym. Kap… kap… krew była już na podłodze i na szklę, z którego spływała, a w zagłębieniu zatrzymywała się. Patrzyłam z zafascynowaniem na tą jakże piękną czerwoną ciecz, która wielu utrzymuje przy życiu. Kroki na schodach, dźwięk otwierania drzwi, przyszedł mój braciszek…
- Kat! Gdzie jesteś? – usłyszałam jego donośny z lekka
chrypką głos, które inne dziewczyny jak i chłopaków kładł na kolana.
- W sypialni. Musisz mi pomóc – rzekłam i uśmiechnęłam się
pierwszy raz od dość długiego czasu.
~~~~**~~~~
Mój brat sprzątał szkło dobre dwie godziny, sam porobił
sobie milion małych zadrapań, które potem musiałam zabandażować bo uważał iż
się wykrwawi. Typowy mężczyzna. Co oni by kurde zrobili w trakcie miesiączki…
pewnie myśleliby, że przyszedł już ich koniec, w dodatku wysługiwaliby się
kobietami w jeszcze większym stopniu niż zwykle… aż jak dobrze jest być
singielką.
Stwierdziłam iż trzeba uczcić to, że od zawsze jestem sama i iść na imprezę.
Spojrzałam na czarny zegarek, na komodzie, wskazywał on 19:58. Stwierdziłam iż do 21:32 powinnam z łatwością się wyrobić dlatego zamówiłam już sobie taksówkę na 22:00 pod wjazdem do lasu (musiałam wyjść z tego zadupia więc miałam na to chwilę. Weszłam do swojej małej łazienki, w której znajdowało się najlepsze cudo tego świata, czyli prysznic. Zmyłam najpierw swój makijaż, a czarne waciki wyrzuciłam do kosza, który stał tuż obok mnie. Zamknęłam powieki ukrywając za nimi swoje zielone błyszczące oczy, którymi można mnie było zawsze rozpoznać. Nienawidziłam je, ale i kochałam. Przypominały mi o mojej rodzinie, ale z drugiej strony były inne… niespotykane i dziwne. Chód jaki otoczył moje kostki po chwili przeszedł na całe ciało, zamknęłam mocniej powieki nie chcąc ich w żadnym wypadku otwierać. Bicie mojego serca przyspieszyło się, a moje płuca chciały więcej powietrza, jednak ja próbowałam udawać spokojną. Poczułam zimny jak lód oddech na karku przez co zadrżałam, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Czułam smród siarki, padliny oraz palonego ciała, no i oczywiście krwi. Przełknęłam ślinę zdenerwowana, a wręcz przerażona. Stwór przyłożył coś bardzo ostrego do moich pleców, wbił broń w moje plecy i przebił nie tylko moją bluzkę ale i skórę jakbym była masłem. Wiedziałam, że jak teraz się ruszę pogłębię ranę i tylko pogorszę sytuacje. W tej sytuacji nie wiedziałam co robić. Zwykle pojawiały się i odchodziły… ale nie teraz. On mnie krzywdził. Nigdy tak nie robiły. Jego broń wbiła się bardziej gdy wreszcie napotkała kość, a ja z drżącymi nogami upadłam na ziemię tym samym sprawiając, że ostrze zrobiło na moich plecach jedną wielką kreskę. Uniosłam powieki i zobaczyłam, że cała łazienka jest rozmyta, jakbym płakała, a może płakałam? Odwróciłam się do stwora przodem i ujrzałam już tylko leżące na podłodze ostrze, które było we krwi. Czyli nim mnie skrzywdził, westchnęłam i w tym momencie poczułam większy ból na plecach, który był wprost nie do zniesienia. Mój jęk rozniósł się po łazience, a ja sama nie mając siły siedzieć upadłam i patrzyłam na ostrzę, które rozmazywało mi się coraz bardziej.
Stwierdziłam iż trzeba uczcić to, że od zawsze jestem sama i iść na imprezę.
Spojrzałam na czarny zegarek, na komodzie, wskazywał on 19:58. Stwierdziłam iż do 21:32 powinnam z łatwością się wyrobić dlatego zamówiłam już sobie taksówkę na 22:00 pod wjazdem do lasu (musiałam wyjść z tego zadupia więc miałam na to chwilę. Weszłam do swojej małej łazienki, w której znajdowało się najlepsze cudo tego świata, czyli prysznic. Zmyłam najpierw swój makijaż, a czarne waciki wyrzuciłam do kosza, który stał tuż obok mnie. Zamknęłam powieki ukrywając za nimi swoje zielone błyszczące oczy, którymi można mnie było zawsze rozpoznać. Nienawidziłam je, ale i kochałam. Przypominały mi o mojej rodzinie, ale z drugiej strony były inne… niespotykane i dziwne. Chód jaki otoczył moje kostki po chwili przeszedł na całe ciało, zamknęłam mocniej powieki nie chcąc ich w żadnym wypadku otwierać. Bicie mojego serca przyspieszyło się, a moje płuca chciały więcej powietrza, jednak ja próbowałam udawać spokojną. Poczułam zimny jak lód oddech na karku przez co zadrżałam, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Czułam smród siarki, padliny oraz palonego ciała, no i oczywiście krwi. Przełknęłam ślinę zdenerwowana, a wręcz przerażona. Stwór przyłożył coś bardzo ostrego do moich pleców, wbił broń w moje plecy i przebił nie tylko moją bluzkę ale i skórę jakbym była masłem. Wiedziałam, że jak teraz się ruszę pogłębię ranę i tylko pogorszę sytuacje. W tej sytuacji nie wiedziałam co robić. Zwykle pojawiały się i odchodziły… ale nie teraz. On mnie krzywdził. Nigdy tak nie robiły. Jego broń wbiła się bardziej gdy wreszcie napotkała kość, a ja z drżącymi nogami upadłam na ziemię tym samym sprawiając, że ostrze zrobiło na moich plecach jedną wielką kreskę. Uniosłam powieki i zobaczyłam, że cała łazienka jest rozmyta, jakbym płakała, a może płakałam? Odwróciłam się do stwora przodem i ujrzałam już tylko leżące na podłodze ostrze, które było we krwi. Czyli nim mnie skrzywdził, westchnęłam i w tym momencie poczułam większy ból na plecach, który był wprost nie do zniesienia. Mój jęk rozniósł się po łazience, a ja sama nie mając siły siedzieć upadłam i patrzyłam na ostrzę, które rozmazywało mi się coraz bardziej.
- Hangagog –
powiedziałam jak najgłośniej mogłam, nie wiedziałam czy krzyczałam czy może
szeptałam, a może z mojego gardła w ogóle nie wydobył się dźwięk. Chciałam by
jednak mój brat usłyszał to i przyszedł do mnie mi pomóc gdyż to w chuj boli.
Obraz przede mną nagle zaczął nabierać ostrości, jakby wszystko nagle zniknęło.
Poczułam jak rana na plecach jakby sama się zrasta i mimo iż przez chwilę
bolało bardziej niż wcześniej nie krzyczałam, zacisnęłam zęby oraz powieki.
Nagle ból minął i czułam tylko swędzenie na plecach. Widziałam już normalnie,
czułam nagły przypływ siły więc wstałam mimo iż moje nogi drżały i ciężko mi
było utrzymać równowagę. Oparłam się o blat i spojrzałam w lustro, zieleń
zlewała się z źrenicami jakby moje oczy nie były rzeczywiste tylko ktoś je
namalował pastelami i roztarł. Potrząsnęłam głową jednak dalej takie były. Może
to tylko moje zwidy? Nie wiadomo, jednak wiedziałam, że musiałam wziąć leki i
sprawdzić swoje plecy. Wolałam pierw wziąć tabletki, które stały tuż obok kubka
ze szczoteczką, wyjęłam dwa proszki i wrzuciłam do buzi połykając na sucho. Nie
trzeba było mi wody. Następną rzeczą jaką zrobiłam było zdjęcie bluzki i
odwrócenie się tyłem do lustra tak by zobaczyć na plecach kolejną bliznę
biegnącą od miej więcej połowy pleców do karku. Była świeża, jakby niedawno się
zagoiła. Kurwa! Co się ze mną dzieje?! Czy aby na pewno jestem chora? Bo jak
można wytłumaczyć ranę na moich plecach i nóż leżący na ziemi? Właśnie..
podniosłam ostrzę z ziemi i pod strumieniem wody zmyłam swoją już zaschniętą
krew. Nowa blizna swędziała jak diabli, podrapałam się po karku a krople zimnej
wody na mojej dłoni sprawiły, że zadrżałam. Wróciłam do mycia noża, gdyż
zaciekawiło mnie to, że na jego ostrzu były jakieś słowa. Rozpoznałam w nim
łacinę, której dobrze nie znałam. Był to jakiś cytat, zrozumiałam tylko trzy
słowa: śmierć, zagości i świat. Westchnęłam i położyłam nóż na umywalce, nie
przejmuj się teraz tym. Rozebrałam się do końca i weszłam do kabiny
prysznicowej odkręcając ciepłą wodę, która koiła moje zestresowane ciało. Zamknęłam
powieki, a ciecz lała się po całym moim ciele. Musiałam się pospieszyć… nadal
chciałam iść na tą durna imprezę gdyż chciałam się odstresować. Potrzebowałam
zapalić… ja musiałam. Uniosłam powieki i umyłam włosy szamponem o zapachu…
dobre pytanie. O jakim zapachu? Hmm… sądząc po woni, która się unosi była to
truskawka. W sumie… nie tak źle. Spłukałam pianę z włosów i nałożyłam na nie
balsam. Umyłam ciało żelem pod prysznic. Plecy w chuj swędziały dlatego drapałam
je kurczowo, zauważyłam iż zdrapuje sobie skórę więc poczułam pieczenie jednak
dalej drapałam.
-Kurwa! – krzyknęłam i chciałam zająć czymś ręce dlatego zmyłam
balsam z włosów i resztę żelu ze swojego ciała. Zakręciłam wodę i wzięłam
ręcznik, który wisiał na kabinie. Wytarłam się cała uważając na plecy.
Utworzyłam na swojej głowię turban. Wyszłam z kabiny prysznicowej i wyszłam nago
z łazienki kierując się do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą, którą
otworzyłam i od razu wybrałam czarną prostą sukienkę do kolan. Wróciłam do
łazienki by wysuszyć włosy i przebrać się.
Nie chciałam myśleć o bliźnie na plecach, jednak dalej zastanawiałam się co to takiego było. Ciekawił mnie też nóż, a szczególnie cytat, który był wyryty na nim. Zdjęłam ręcznik z głowy i w dwadzieścia dwie minuty wysuszyłam włosy, które od razu ułożyłam. Założyłam czarną bieliznę, a następnie sukienkę. Makijaż robiłam już tyle lat, że zrobiłam go w kilka krótkich minut. Moje oczy dalej były rozmyte. Westchnęłam i wyszłam z łazienki kierując się do swojego pokoju. Wyjęłam z szafki pudełeczko, a z niego kolczyki oraz naszyjnik, które szybko założyłam pomagając sobie stojąc przed lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie i stwierdziłam iż nie widać po mnie, że jakąś godzinę temu byłam śmiertelnie przerażona. Ruszyłam do drzwi po drodze biorąc czarne koturny.
Nie chciałam myśleć o bliźnie na plecach, jednak dalej zastanawiałam się co to takiego było. Ciekawił mnie też nóż, a szczególnie cytat, który był wyryty na nim. Zdjęłam ręcznik z głowy i w dwadzieścia dwie minuty wysuszyłam włosy, które od razu ułożyłam. Założyłam czarną bieliznę, a następnie sukienkę. Makijaż robiłam już tyle lat, że zrobiłam go w kilka krótkich minut. Moje oczy dalej były rozmyte. Westchnęłam i wyszłam z łazienki kierując się do swojego pokoju. Wyjęłam z szafki pudełeczko, a z niego kolczyki oraz naszyjnik, które szybko założyłam pomagając sobie stojąc przed lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie i stwierdziłam iż nie widać po mnie, że jakąś godzinę temu byłam śmiertelnie przerażona. Ruszyłam do drzwi po drodze biorąc czarne koturny.
~~~~**~~~~
Wyszłam z taksówki płacąc wcześniej kierowcy. Zauważyłam
kolejkę, do której nie zamierzałam się przyłączać. Podeszłam do ochroniarzy i
pokazałam im dowód. Skinęli na mnie i wpuścili mnie bez słowa.
- Pozdrów brata – powiedzieli zanim wkroczyłam w tłum
tańczących i pijanych ludzi. Skierowałam się od razu do baru i zamówiłam whisky,
barman podał mi alkohol, a ja wypiłam go szybko czując przyjemne ciepło w
gardle. Zamknęłam na chwilę powieki bo po chwili przypomnieć sobie o głodzie co
do papierosów. Wyszłam na dwór i od razu wyjęłam jednego fajka z paczki,
podpaliłam zapalniczką zaciągając się od razu. Uśmiechnęłam się i wypuściłam
dym z nozdrzy. Bawiłam się robiąc okręgi co sprawiało mi radość. W moich oczach
można było zobaczyć błysk szczęścia ale mimo to dalej było w nich widać
szaleństwo. Gdy wypaliłam papierosa, którego zgasiłam o swoją dłoń i wyrzuciłam
niedopałek na ziemię wróciłam do budynku. Zauważyłam kilka znajomych twarzy
jednak nie pędziłam do nich przywitać się tylko ruszyłam znów do baru.
- Krwawą – powiedziałam, a barman skinął mi. Znałam go…
nazywał się chyba Aleks. Był młodym chłopakiem, miał koło dziewiętnastu lat i
dorabiał sobie na studia. Często odwiedzam ten klub dlatego większość osób
tutaj znam i toleruje.
- Jak tam żyjesz? Dawno Cię tutaj nie widziałem –rzekł i
postawił przede mną szklankę, a ja machnęłam na niego dłonią. Wypiłam duszkiem
alkohol i odłożyłam naczynię na blat, chłopak od razu je zabrał.
- Silma! – usłyszałam za sobą krzyk, wywróciłam oczami nie
odwracając się. W końcu poczułam grupowy uścisk, otoczyli mnie, dotykali mnie.
Plecy szczypały, a ja sama stałam jak słup i nic nie robiłam. Zacisnęłam
mocniej szczękę chcąc nie krzyczeć jednak jęk wydał się z moich ust. Nie
usłyszeli tego, to dobrze. W końcu odsunęli się ode mnie.
- Aleks lej! – krzyknął Matt z uśmiechem, a ja w sumie
ucieszyłam się, że nie jako jedyna będę w chuj pijana. Barman położył kieliszki i zaczął lać wódkę. A ja patrzyłam
z zafascynowaniem na tą ciecz, która sprawia, że ludzie wariują.Chwyciłam za jeden kieliszek tak jak zrobiła to reszta i wznosząc toast wypiliśmy wszystko za jednym razem, wszyscy się śmieli prócz mnie jak zawsze. Jednak mi to nie przeszkadzało. Zawsze to ja byłam, tą którą w chuj ciężko rozweselić. Ale fakt było to możliwe z pomocą alkoholu. Kaila zachęciła mnie do pójścia potańczyć. Nie odmówiłam gdyż kochałam to robić. Uwielbiałam muzykę, a poruszanie się w jej rytm sprawiało, że w moich oczach pojawiały się iskry fascynacji.
- Silma zakładzik? - zapytała Kaila, a ja skinęłam głową. Często wybierałyśmy jakiego chłopaka lub dziewczynę, z którą musimy zatańczyć. Moja "przyjaciółka" wybrała mi jakiegoś chłopaka w czarnych spodniach oraz białej koszuli. Ja dałam jej blondynkę, która stała sama przy barze. Ruszyłyśmy do swoich ofiar już trochę pijane. Okazało się, że chłopak, którego wybrała mi Kaila to jeden z podwładnych Lucyfera, czyli nie jestem tutaj jedyna. Nie pamiętam jak chłopak miał na imię. Był dużo wyższy ode mnie. Postanowiłam że gdy puszczą kolejną piosenkę zacznę wykonywać mały zakładzik.
Jacob?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz