środa, 30 sierpnia 2017

Od Samanthy CD Colette

Zerknęłam na dziewczynę znad pustego już talerza. Z niewyraźną miną trącała jedną porzeczkę widelcem wte i wewte po naczyniu. Najwyraźniej ona też miała ze sobą problem. I te rany na jej rękach... Wiedziałam, że koty to wcielone diabły, ale czy na pewno drapią tak głęboko? Najbardziej jednak zaniepokoiło mnie, że tak mało zjadła. Była bardzo chuda, wydawało mi się, że mogę bez problemu objąć jej nadgarstek dwoma palcami i jeszcze zostałoby trochę miejsca. Na jej talerzu sytuacja za bardzo się nie zmieniła, chociaż dziewczyna próbowała to ukryć, wszystko rozdrabniając. Nie podobało mi się to, ale co mogłam zrobić? Chociaż z drugiej strony, może niepotrzebnie wariuję? Nie znam jej przecież, nawet jej imienia, może faktycznie nie jest głodna, a szczupłą sylwetkę ma... po mamie? W duchu klepnęłam się w czoło. Ja i moje detektywistyczne skłonności... Od razu założyłam, że jeśli ma rany na nadgarstkach, to się tnie i jeśli jest chuda i nie je, to jest... tą... anorektyczką, czy jakoś tak. Paranoiczka.
I w dodatku niezbyt kulturalna. Nawet się nie przedstawiłam.
Odchrząknęłam i wyciągnęłam rękę do blondynki.
- Sam.
W pierwszym momencie wyglądała, jakby nie do końca wiedziała o co chodzi, ale zaraz uśmiechnęła się łagodnie i potrząsnęła moją dłonią. Miała bardzo ładny uśmiech.
- Colette.
Przekrzywiłam głowę i zmierzyłam ją spojrzeniem. Specyficzne imię, choć nie miała specjalnie innego akcentu. Postanowiłam zaryzykować.
- Francuzka?
Colette roześmiała się cicho i pokiwała głową, uciekając wzrokiem. Znów zapadła niezręczna cisza. Uznałam, że pora kończyć, widząc rozkojarzenie na twarzy dziewczyny.
- Skończyłaś? - spytałam, wskazując głową na jej talerz. Potaknęła nieco nadgorliwie, po czym chwyciła naczynie i skierowała się do właściwego okienka. Ruszyłam za nią. Nie miałam pojęcia, kto tu gotował i sprzątał, ale byłam szczęśliwa, że ja nie musiałam tego robić.
Myślałam, że samo śniadanie było krępujące, dopóki nie stanęłyśmy przed stołówką, patrząc na siebie niepewnie. Colette wyglądała na miłą dziewczynę, choć była bardzo nieśmiała, a ja... ja może po prostu nie nadawałam się do życia w społeczeństwie, o byciu czyjąkolwiek przyjaciółką nie wspominając.
Uśmiechnęłam się więc najsympatyczniej, jak potrafiłam i rzuciłam ciche "cześć". Odpowiedziała mi tym samym i obie poszłyśmy w swoje strony.


Colette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz