sobota, 9 września 2017

Od Ethian'a Cd. Key

Uniosłem głowę i spojrzałem w kierunku, z którego dobiegł damski głos. Stała przede mną rudowłosa piękność. Po ubiorze stwierdziłem, że biegała.
-Możesz powtórzyć? - zapytałem przecierając brodę.
-Czy często szanowny Pan wpatruję się w ziemie? - w tym "pan" dało się wyczuć sarkazm.
-Nie często, zazwyczaj tylko jak wracam nad ranem. - zacząłem ziewać.
-Mogłeś tak nie flirtować w tym klubie.
-Więc to byłaś ty? Nawet dobrze Ci się nie przypatrzałem wczoraj, lecz wiedziałem, że osoba z klubu i ta goniąca to jedna i ta sama osoba. - spuściłem znów głowę. Zobaczyłem tylko jak para nóg lekko się zbliżyła.
-Detektywem to raczej nie będziesz.
-Wybacz, ale po tak zarwanej nocy ciężko łączyć fakty, ostatni raz biorę takie zadanie.
-Więc tamta laska to był twój cel?
-Po części, musiałem jakoś odwrócić od siebie uwagę i wtopić się w tłum. - przetarłem dłońmi twarz.
-Pewnie kogoś zabiłeś. - usłyszałem jak siadła obok.
-Nie, nie bawię się w zabijanie.
-Dlaczego?
-To historia nie na ten moment.
-A na jaki?
-Na taki jak zasłużysz, a teraz wybacz idę szybko zjeść te śniadanie z "nim" i spać, dzisiaj nic nie wykonuje. - wstałem i zabrałem się do posiadłości nad jeziorem. usłyszałem kroki doganiające mnie.
-To w takim razie idę z Tobą, też tam muszę być.
-Rób jak chcesz. - wydukałem ziewając.

***
Mocna kawa na śniadanie to był zły pomysł. Zamiast teraz spać i regenerować siły, to leżałem jak głupi i tylko się nudziłem. Westchnąłem głęboko i wstałem z łóżka. Wyjrzałem przez okno. Od rana zdążyło się trochę rozjaśnić, lecz pogoda i tak nie wskazywała na coś nadzwyczajnego. Rozejrzałem się po okolicy. Same pustki. Wszyscy pewnie poszli gdzieś w pizdu. Westchnąłem po raz kolejny i schowałem się z powrotem do pokoju. Podszedłem do szafy i wziąłem z niej skórzana kurtkę. "Spać nie mogę, to się chociaż przejdę" mówiłem w myślach. Kilka minut po wyjściu a zdążyło się znów zachmurzyć, Chyba zbierało się na deszcz. Mimo to kontynuowałem spacer po tym "ośrodku". Może chociaż zdążę wrócić zanim się rozpada. Oczywiście wskaźnik mojego szczęścia był dzisiaj raczej ujemny i chwilę po tym zaczęło padać. Dobrze, że niedaleko było dość duże drzewo, pod którym mogłem się schować. Szybko do niego poszedłem i skryłem się pod jego gałęziami. Może zaraz przestanie padać i nie będę musiał iść w deszczu.
-Czyżbyś czekał aż deszcz minie? - spojrzałem na drugą stronę drzewa. siedziała tam dziewczyna z wcześniej.
-Tak trochę, nie chce mi się wracać i moknąć niepotrzebnie. A ty co tu robisz?
-Odpoczywam.
-Nie powiem, dobre miejsce do tego wybrałaś.
-Nie będę siedziała na ławce jak ktoś z rana, zwłaszcza w taki deszcz.
-Ej, rano nie padało i ledwo co wróciłem.
-Tak, tak, już spokojnie, nie unoś się.
-Wcale się nie unoszę, to ty chyba chcesz bym to zrobił.
-Może kiedyś, sam się domyśl.
-Was, to nawet z wiecznym bytem się nie da zrozumieć, nadal za mało czasu. - zaśmiałem się pod nosem.
-Wy nawet nie zaczaicie jak otworzy się wam furtkę na oścież.
-Nie powiedział bym.
-Jesteś tego pewien?
-Może, chcesz się przekonać?

[Key?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz