poniedziałek, 18 września 2017

Od Samanty do Derek'a

Wiatr poruszał monotonnie żarówką, w prawo i w lewo, w prawo i w lewo... Skupiłam się na jej ruchach i szumie przeciągu, byle nie czuć bólu... nie czuć już bólu.
Bolało mnie jak diabli, ale nie mogłam się ruszyć. Jakby ktoś napełnił moje kości ołowiem, trzymającym mnie na ziemi. Przymknęłam oczy, ponownie, i wsłuchałam się w ciszę, mój oddech i skrzypienie drewna.
Kiedy je otworzyłam, nic się nie zmieniło. Żarówka wisząca na ostatnim kablu z sufitu, oświetlała brudno pomarańczowe ściany.
Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem ani kim jestem. Panika kotłowała się w moim gardle, chciała znaleźć ujście w postaci krzyku, ale nie pozwoliłam jej na to. Musiałam być przytomna.
Z wielkim trudem obróciłam głowę w prawo. Przed sobą widziałam jakiś mebel, i... kałużę ciemnoczerwonej krwi.
Rozejrzałam się dokładniej. Krew była wszędzie, na brzydkiej, szarej sofie, ścianie, panelach i... wypływała ze mnie.
Kiedy sobie to uświadomiłam, mój brzuch wybuchł niespodziewanym bólem, co najmniej dwa razy silniejszym niż dotychczas. W końcu zaczęłam krzyczeć. Nikogo nie wołałam, z mojego gardła wydobywał się pierwotny, bardzo głośny dźwięk cierpienia, taki, że aż dzwoniło mi w uszach. Osłabiona bólem, skończyłam po niespełna minucie, dławiąc się płaczem i pojękując cicho. Z oddali dobiegło mnie jedynie miauczenie kotów.


Gwałtownie usiadłam na łóżku, kopiąc pościel i wrzeszcząc wniebogłosy. Cud, że nikt ze mną nie mieszkał, bo chyba ta osoba z miejsca by mnie zabiła. Natychmiast przyłożyłam dłoń do brzucha, czując tępy ból. Opanowałam się jednak, widząc kilka kropelek czerwieni na białej pościeli i z miejsca poczułam irytację. Kobieca klątwa najwyraźniej dosięgła mnie nawet po śmierci.
Ziewnęłam, zerkając na zegarek. Było wpół do pierwszej w nocy. Nie dziwne, że miałam koszmary, skoro poszłam spać po południu. Znowu.
Zimny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Coś było bardzo nie w porządku. Jeszcze nigdy nie miałam tak.. wyrazistego snu. Tak prawdziwego.
Niechętnie poszłam do łazienki, by się ogarnąć. Może mój organizm ostrzegał mnie w ten sposób przed czerwonym przypływem? A może miałam podświadomy lęk przed okresem? Szkoda, że Lucyfer nie ma tu pod ręką jakiegoś ginekologa. A może psychologa? Nie miałam pojęcia, który by temu zaradził.
Wróciłam do sypialni i rzuciłam się na kołdrę. Po paru cennych minutach wpatrywania się w sufit doszłam do wniosku, że ze spania nici. Cholerna hemoglobina.
Naciągnęłam czarne dżinsy, szarą koszulkę z logo jakiejś drużyny uniwersyteckiej i na nią narzuciłam bluzę z kapturem. Na zewnątrz nieco kropiło i choć woda mi nie przeszkadzała, nie lubiłam być mokra.
W miarę cicho przeszłam po drewnianej kładce i zeskoczyłam na miękką trawę. Niech sobie Lucyfer mówi, co chce, ale dzisiejszej nocy nie zamierzałam spędzić w tym szałasie.
Skierowałam się na ledwo wydeptaną ścieżkę między drzewami. Księżyc w pełni świecił dziś bardzo jasno, więc większość wokół widziałam bez problemu. Rozmyślałam o koszmarze, który mi się przyśnił. Nie mogłam tak żyć. W wiecznym strachu, nękana snami, widzeniami. Musiałam coś z tym zrobić, cokolwiek, bo inaczej oszaleję. Prędzej, czy później.
Dotarłam do miejsca, w którym ścieżynka się kończyła, a zaczynał gęsty las. Znów szłam do przyczepy, nawet o niej nie myśląc. I dobrze. Zdałam sobie sprawę, że tylko tam czuję się jak w domu. O tym miejscu i drodze do niego wiedziałam tylko ja. To było takie moje prywatne sanktuarium.
Usłyszałam trzask gałązki za mną zbyt późno, by się schować. Wiedziałam już, że mam intruza za plecami, zanim się odezwał.
- Dokąd to?
Zesztywniałam i przymknęłam oczy. Dlaczego akurat dzisiaj? Znałam ten głos, gruby i nieznoszący sprzeciwu, który czasami rozlegał się w jadalni. To był jeden ze Starszych. Daniel? Dorian? W każdym razie dość nieprzyjemny typ.
Odwróciłam się, powoli wydychając powietrze. Raz kozie śmierć. Przede mną, niczym góra lodowa stał postawny mężczyzna z zaplecionymi na piersi ramionami i zaciętym wyrazem twarzy. Musiałam odchylić głowę, by spojrzeć mu w oczy. Tak sobie myślałam, że chyba już wolałabym spotkać w tym ciemnym lesie Rosalie.
Tymczasem Dory uniósł krzaczastą brew w geście zdziwienia. Przypomniałam sobie, że przecież czeka na odpowiedź.
- Yyy... na spacer?
Niemal od razu wymierzyłam sobie duchowego facepalma. Teraz na pewno wyglądałam na winną. Chwila... Jestem winna? Mam kłopoty?
Dave uwierzył w moją odpowiedź - pytanie chyba jeszcze mniej niż ja. Pochylił się i zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Na spacer? - powtórzył pogardliwym tonem - O tej porze?
Spanikowałam. Mogłam wymyślić tysiąc wymówek, ale niestety do głosu doszedł mój przewrażliwiony instynkt przetrwania, który pełnym tchem wrzeszczał: "Wiej!". Więc zwiałam.
Starszy coś za mną wołał, jednak nie zatrzymałam się. Po chwili rzucił się za mną, ale nie miał szans. Wyprzedzałam go o kilkanaście metrów, poza tym byłam mniejsza, więc zwinniejsza i szybsza. Bez trudu omijałam drzewa, uchylałam się przed gałęziami i przeskakiwałam korzenie.
W pewnym momencie jednak grunt dosłownie uciekł mi spod stóp. W euforii ucieczki nie zauważyłam spadku przede sobą i niczym kłoda sturlałam się na sam dół.
Zamknęłam oczy i przez kilka minut leżałam spokojnie na plecach, nasłuchując. Mężczyzna najwyraźniej odpuścił sobie pogoń, więc powoli wstałam i otrzepałam się z liści. Czułam się nadzwyczaj dobrze. Jakbym znów zaczęła żyć, od chwili, gdy umarłam. Nawet brzuch przestał mi dokuczać. Chyba powinnam częściej biegać.
Wyszłam na małą polankę i westchnęłam. Nie miałam ochoty szukać mojej przyczepy po tym pościgu, zatem czekała mnie długa droga do szałasu. Kopnęłam kamień i zaczęłam się wspinać z powrotem na małą górkę, w innym miejscu. Miałam nadzieję, że Starszy nie będzie mnie pamiętał, lub chociaż szukał. Chyba spałam, gdy Lucyfer tłumaczył zasady. Obowiązują  jakieś kary za wymknięcie się w nocy z obozowiska? Nie byłam pewna, ale jedno wiedziałam: nie chciałam się znów natknąć na tego typa.


Derek?

2 komentarze:

  1. Do Derek'a to się żem nie spodziewała :o. Przed snem sobie wymyślę akcyje coby ją później ładnie opisać :3

    OdpowiedzUsuń