niedziela, 19 listopada 2017

Od Colette C.D Rosalie

Nie mogłam uwierzyć że to wszystko stało się naprawdę. Rose po raz kolejnymnie uratowała, a ja przez całą drogę nie powiedziałam je nawet głupiego dziękuję. Po prostu nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. To co się stało było zbyt wielkim przeżyciem dla mojego ptasiego móżdżka, który nie chciał zaakceptować rzeczywistości. Nie chciał przyjąć do wiadomości, tego że ktoś ucierpiał przeze mnie aż tak bardzo . Gdy Rose walczyła, powinnam wybiec z samochodu i jej pomóc, choćbym miała zginąć. A ja zamiast tego siedziałam , bezpiecznie zamknięta w aucie, obserwując jak dziewczyna cierpi tylko dlatego że ja jak zwykłe musiałam wpakować się w najgorsze bagno.
Zatrzymałyśmy się dopiero pod samymi schodami willi. Wtedy popatrzyłam na nią i otworzyłam usta chcąc się wytłumaczyć, podziękować. Jednak zanim to się stało Rose zdążyła wysiąść z samochodu. Szybko wysiadłam razem z nią aby złapać jeszcze jakiś kontakt, zanim zniknie za drzwiami willi. Jednak tego również nie zdążyłam zrobić, ponieważ Rose upadła. Podbiegłam do niej najszybciej jak tylko mogłam. Obróciłam ją tak abym mogła zobaczyć jej twarz, po czym delikatnie zaczęłam ją klepać po policzku.

- Rose?! Rose?! Obudź się, słyszysz mnie?
Odpowiedzi jednak nie dostałam. Zaczęłam uważnie przyglądać się jej zakrwawionej klatce piersiowej . Oddychała. Nie pocieszyło mnie to jakoś szczególnie byłam okropnie przestraszona. Cała się trzęsłam, a po policzkach już płynęły pierwsze niepowstrzymane łzy. Jestem okropną histeryczką, co wcale nie ułatwiało mi pomocy dziewczynie. Nie wiedziałam co mam zrobić, nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji. Nie widziałam nic o pierwszej pomocy. Jedyne co mogłam zrobić to drzeć się najgłośniej jak umiem.
Tak też zrobiłam, jednak oczywiście na tym nie poprzestałam. Trzęsącymi się rękami złapałam Rose pod pachy, i zaczęłam ciągnąc na górę w kierunku drzwi. Sama się czułam jakbym miała zemdleć, nogi miałam jak z gumy, ale nie pozwalałam sobie na to. Ciągnęłam Rose na górę, brudząc tym samym schody jej krwią. Gdy byłam już przy drzwiach, na moje nieszczęście okazało się że są zamknięte, zaczęłam w nie walić pięścią, aby mi otworzyli nie przestając krzyczeć błagając o pomoc. Nareszcie zobaczyłam że w środku zapaliło się jakieś światło. Otworzył mi jeden ze starszych, widocznie na mnie wku**iony. Już chciał zacząć się na mnie drzeć że z czego robię taką aferę. Ale zanim to zrobił. Schyliłam się z powrotem po Rose i nieudolnie starałam się ją podnieść, co było dla mnie bardzo trudne. Wtedy zrozumiał o co mi chodziło. Odepchnął mnie niby lekko, ale przy mojej wadze i sile czułam jakbym się miała wywrócić.
- Zostaw ją. – powiedział do mnie, sam z niezwykła łatwością podnosząc Rose. Gdy trzymał już ją na rękach , ostatni raz popatrzył na mnie. O jakże żałosny musiał wydać mu się mój widok. Zapłakana mała dziewczynka, która prawie mdleje po jakże ciężkim wysiłku, jakim był dla niej wciągnięcie dziewczyny po paru stopniach.
- Nie masz się o co martwić wracaj do siebie. – powiedział i zniknął za drzwiami, zamykając je.
W tym momencie upadłam na posadzkę, i z natłoku emocji po prostu zamknęłam oczy nie myśląc już o niczym innym.
Gdy się ocknęłam był już ranek. Wstałam i usiadłam na najbliższym schodku. Zauważając gdzie jestem doszło do mnie że to co się wczoraj stało nie było tylko koszmarem. Dopadł też mnie wstyd i ponownie poczucie winy. Bardzo bałam się o Rose, musze wiedzieć co z nią. Nagle drzwi willi otworzyły się i wyszedł ten sam starszy co wczoraj tylko że z kubkiem kawy. Zdziwiony moim widokiem zapytał.
- Ty już tu?
Dobrze że nie wie, ze chcąc nie chcąc, spędziłam tu całą noc. Westchnął cicho patrząc na mnie i biorąc łyk kawy.
- Rozumiem że ty do Rose. Przyjaźnicie się czy co? Nigdy wcześniej cie nie widziałam.
Nie miał okazji mnie widzieć, od samego początku pobytu w tym ,,świecie” staram się być niewidzialna.
- Niemowa jakaś? – powiedział już nieco zirytowany moim brakiem odpowiedzi. Wtedy się ogarnęłam.
- .. Nie… czy ja… mogłabym zobaczyć Rose?
- Po co skoro wszystko z nią okay.
Nie umiałam mu uwierzyć nie ruszyłam się z miejsca, po prostu się na niego patrzyłam bez wyrazu . Widząc że nie zamierzam ustąpić westchnął po raz kolejny.
- No dobra, chodź zaprowadzę cię.

Rose?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz