niedziela, 19 listopada 2017

Od Sam CD Derek'a

Kilka godzin później ciemny, chłodny wieczór zastał mnie zapadniętą w miękki fotel w willi Lucyfera, z wielką, oprawioną w skórę księgą na kolanach i kubkiem imbirowej herbaty w dłoniach.
Prawdę mówiąc, w głowie miałam jeszcze większy mętlik niż dotychczas. Kolorowe wyrazy skakały mi przed oczami jak pchły na prześcieradle, a umysł puchł od Servantów, Kredusów i innych stworzeń, których nawet nie śmiałam sobie wyobrażać. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy.

- Wiedza boli, nieprawdaż? - usłyszałam cichy, sarkastyczny głos gdzieś przed sobą. Odważyłam się nieco uchylić powieki, mrużąc oczy.
- Tobie jest może łatwiej, staruchu, ale w moim stuleciu nie posługujemy się już staroangielskim.
Przez dokładnie pięć sekund żałowałam swoich słów, patrząc na zaciętą minę Starszego. Ten jednak odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno. Wzdrygnęłam się na ten niespodziewany dźwięk. To w ogóle możliwe? Nie pamiętam, żeby ten facet choćby się uśmiechał.
- Staruchu? - wykrztusił w końcu. - A to z którego wieku?
Poczułam, że czerwienię się aż po czubki uszu.
- Och, znam wiele ładniejszych epitetów, ale nie chcę być okrutna. - udałam pewną siebie, by nie wyjść na idiotkę, ale raczej mi się nie udało.
- Śmiało. Podziel się. - prowokował mnie Derek z błyskiem w oku. W ciszy mierzyliśmy się wzrokiem, dopóki przypdakiem nie dojrzałam ciemności kłębiącej się za oknem.
- Cholera! - wykrzyknęłam, gwałtownie wstając. Pusty kubek spadł na podłogę i potoczył się na środek dywanu. - Muszę już iść!
- Spokojnie, Kopciuszku. - mężczyzna wstał i schylił się po upuszczoną przeze mnie rzecz. - Masz jeszcze dwie godziny do północy.
- Bardzo śmieszne. - fuknęłam, zbierając swoje rzeczy. Zaraz jednak zrobiło mi się głupio. On tylko chciał mi pomóc, a ja musiałam mu pokazać swoją najgorszą stronę. Cóż, chyba nie istniała relacja, której nie uda mi się zepsuć.
Derek odprowadził mnie do drzwi. Zanim mi je otworzył, odwróciłam się do niego.
- Przepraszam, po prostu... dobija mnie, że nie mogę niczego znaleźć.
Przestąpiłam z nogi na nogę, gdy Starszy mierzył mnie twardym spojrzeniem, z zaplecionymi na piersi rękoma. Wyglądał jak surowy nauczyciel lub ojciec, mający zaraz udzielić mi, zbuntowanej nastolatce nagany. Czułam się nieswojo w tej roli. Może dla niego byłam młoda, ale nie lubiłam, kiedy traktowało się mnie jak dziecko. Tym bardziej, że cokolwiek by powiedział, miałby rację.
- Rozumiem. - powiedział po prostu, czym zupełnie zbił mnie z tropu. - Nie martw się, Sam. To nie będzie trwać wiecznie. Znajdziemy rozwiązanie.
Posłał mi grymas, który miał chyba być pocieszającym uśmiechem, a ja od razu poczułam się jak balon, zamiast helem, napompowany nadzieją.
- Dziękuję ci. - powiedziałam cicho. W kąciku oka poczułam łzę, ale szybko otarłam ją rękawem. Miałam wrażenie, że poprzez jego słowa odzyskałam jakąś cząstkę człowieczeństwa, utraconego prze poczucie bezradności i rozpacz.
- Nie ma za co. - z jego oczu biła prawie - troska. Odchrząknął. - Chcesz kilka książek? Ja niestety będę musiał zająć się czymś innym, ale ty możesz dalej szukać odpowiedzi.
- Naprawdę mogę? Nie chciałam nawet o to prosić, bo chyba należą do Lucyfera, ale...
Derek wyszedł z korytarza, zanim zdążyłam dokończyć zdanie. Wrócił z materiałową torbą wypchaną książkami i wcisnął mi ją do rąk.
- Wróć, kiedy wpadniesz na jakiś trop. Później razem coś wymyślimy.
Pożegnaliśmy się, a ja wróciłam do swojej chatki, uzbrojona w nadzieję. Cieszyłam się swoim nowym nabytkiem jak głupia, i resztę wieczoru spędziłam na wczytywaniu się w słowa zapisane wieki przed moim narodzeniem. Tym razem musiało się udać. Tym razem dowiem się, kim jestem.



Derek? Żenująco mało, ale liczę na tę bombę, którą obiecywałaś :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz