- Gdzie się tak spieszysz? – mruknąłem, odwracając ją delikatnie w swoją stronę. Po chwili pchnąłem ją delikatnie do tyłu, w rezultacie czego jej plecy spotkały się z drzwiami. Rękę umiejscowiłem nad jej ramieniem, po czym nieco się zbliżyłem, drugą dłonią unosząc jej twarz za podbródek.
- Coś sobie wyjaśnijmy, rudzielcu. – szepnąłem, wbijając wzrok w jej zielone tęczówki. – Tu nikt, nie będzie się z Tobą cackał jak z dzieckiem, jesteśmy dorośli, a za popełnione błędy musimy płacić. Za czyny, które popełniłaś, odpowiadać będziesz Ty, nikt inny, więc zacznij używać mózgu i zanim kolejny raz wpadniesz na jakąś głupią odzywkę, to ugryź się w język. To samo tyczy się pomysłów, które podpowiada Ci ta mózgownica. Robisz źle- zostajesz ukarana. Robisz dobrze- czeka Cię nagroda, a wszystko inne gra jak należy. Nie dąsaj się, bo nikt tu nie będzie za Tobą biegał i błagał o wybaczenie, to tak nie działa. Jesteś ofiarą, albo drapieżnikiem i sama wybierasz sobie drogę, którą podążysz. Będąc szczerym, na Twoim miejscu wybrałbym tę drugą ścieżkę. – uniosłem brwi, po czym wyprostowałem plecy. – Za godzinę bo śladzie nie będzie śladu, więc przestań się tak na mnie patrzeć, jakbym zrujnował Ci resztę życia. Ofiara albo drapieżnik, pamiętaj. – dokończyłem po czym pociągnąłem za klamkę. Kobieta wpatrywała się we mnie lodowatym wzrokiem, na co tylko teatralnie wywróciłem oczami.
- Panie przodem. – wydukałem, drugą dłonią zachęcając ją do wyjścia, bo przecież tego tak bardzo pragnęła. Po raz ostatni obdarowała mnie kamiennym spojrzeniem, po czym poprawiając kołnierz kurtki, wyszła z jadalni. Gdy tylko przekroczyła próg pchnąłem za nią drzwi, które zamknęły się samoczynnie. Wzrokiem wróciłem do czarta, który tym razem wpatrywał się we mnie, jak w zdobycz.
- No co, uczyłem się od najlepszych. – wygiąłem twarz w szerokim, aczkolwiek lekceważącym uśmiechu. On chwilę wpatrywał się we mnie, jednak po chwili sam roześmiał się głośno.
- Owoc tak bardzo zgniły i zepsuty, jak ja. – wycedził podnosząc do góry kielich z winem.
- Do szpiku kości.. – mruknąłem, wracając na swoje miejsce.
***
Następny dzień był zimny i mglisty. Wiatr poruszał drzewami, sprawiając że swoim szumem wygrywały one pewnego rodzaju melodię. Mgła unosiła się nad taflą jeziora, przez co wydawało się ono bardziej niebezpieczne i tajemnicze. Większość sług spędzało czas w domach, lub wykonywało zlecenia w centrum. W strefie panowała cisza i spokój a jesień mocno dawała się we znaki. Poraz kolejny zapukałem w drzwi jednego z domków, wyczekując aż łaskawie ktoś je otworzy. Dopiero kiedy nacisnąłem dzwonek, drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem i stanęła w nich rudowłosa. Od razu zmierzyła mnie wzrokiem, najwidoczniej niezadowolona moją wizytą.
- O, spójrz, wyglądasz jak nowa. – uniosłem brwi, mrucząc pogardliwie.
- Tylko po to tu przyszedłeś? A może przywiodły Cię przeprosimy? – powtórowała moim gestem, opierając się o framugę drzwi. Z trudem powstrzymałem falę śmiechu.
- Przeprosić? Nie widzę takiej potrzeby. Po prostu oddaję to, co popsułem. – wyciągnąłem w jej kierunku drewniane, dość sporego rozmiaru pudełko. Zawierało ono pistolet, bardzo podobny typem do tego, który zniszczyłem jej poprzedniego dnia. Kobieta wzięła z moich rąk podarek, a na jej twarz wtargnęło zdziwienie. Ja zaś wcisnąłem ręce w kieszenie i odwróciwszy się na pięcie, ruszyłem prosto do garaży.
Aizrel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz