środa, 22 listopada 2017

Od Derek'a C.D Sam

Po odprowadzeniu młodszej do wyjścia, chwilę stałem tak przed drzwiami, które przed sekundą zamknąłem. Zastanawiałem się nad jej przypadkiem, co mogło ją spotkać. Co jeśli jakiś servant maczał w tym palce? Nie wiem sam, ale im dalej razem z nią brnąłem w księgi, tym bardziej czułem, że jestem teraz za tą sprawę odpowiedzialny, a moim priorytetem stało się  znalezienie odpowiedzi. Przed oczy wymalował mi się obraz z przed chwili, mała, drobna Sammy, ocierająca samotną łzę rękawem bluzy. Pokręciłem głową i powędrowałem z powrotem do salonu, gdzie po ściągnięciu paru innych ksiąg, mogących wyjaśnić to niefortunne zdarzenie, odłożyłem je na stół. Opadłem w fotel biorąc na warsztat pierwszą z nich. Strona za stroną natrafiałem na informacje, które nijak były mi nie potrzebne. Minęła jedna godzina, potem następna i jeszcze jedna. Podczas czytania powieki same mi opadały, walczyłem z chęcią zaśnięcia tak długo jak mogłem. Jednakże przed pójściem spać, postawiłem sobie jeszcze jeden cel. Odpaliłem przeglądarkę i zacząłem wertować. Newsy, wiadomości, informacje. Moje oczy samoczynnie łzawiły po następnej godzinie, którą spędziłem niemal bez mrugania.

- Poddaję się. – mruknąłem odstawiając laptop z kolan z powrotem na stolik. Zrezygnowany i zawiedziony, że niczego nie udało mi się znaleźć, poszedłem wziąć prysznic, a potem w drodze do pokoju, zajrzałem jeszcze do Rose. Drzwi niestety nie chciały ze mną współpracować i skrzypnęły głośno, na co dziewczyna obruszyła się niespokojnie i.. otworzyła oczy.
- Wybacz. – wyszeptałem spoglądając w jej kierunku. Dziewczyna mruknęła coś tylko w odpowiedzi, po czym starała się podnieść. W trymiga pojawiłem się obok, podtrzymując jej plecy.
- Jest środek nocy, powinnaś spać dalej. – szeptałem, starając się jej nie wybudzić.
- pić. – wydukała. Na szczęście szklanka stała tuż obok na nocnym stoliku, a butelka wody obok łóżka. Po napełnieniu szklanki uniosłem ją delikatnie do ust dziewczyny. Moje serce zabiło szybciej i niespokojnie, kiedy zakrztusiła się cieczą, wypluwając połowę porcji z powrotem do szklanki, barwiąc resztę zawartości szkarłatnym kolorem. Odetchnąłem głęboko układając ją na lekkim podwyższeniu. Kilka minut spędziłem obok, upewniając się, że nic więcej się nie zadzieje. Końcem końców poszedłem do siebie, gdzie kolejną godzinę gapiłem się w sufit, nie mogąc się uspokoić i  zebrać myśli. 

*** 

Kilka następnych dni mięło dość szybko, nawał obowiązków, które spadły mi na głowę, spowodował iż na chwilę oderwałem się od sprawy Sam. Jednakże wtorkowego wieczoru, kiedy zrobiłem wszystko co było mi powierzone, zaparzyłem kawę i usiadłem przed komputerem, na pierwszych stronach artykułu wiadomości, ukazało się coś czego tak usilnie szukałem. Chwila, nie przypominam sobie, abym odpalał w przeglądarce tyle stron z wiadomościami. Spojrzałem w stronę korytarza, gdzie przemknął Aaron. Nasze spojrzenia spotkały się na moment, ale to wraz z jego charakterystycznym uśmieszkiem dało mi do zrozumienia, że maczał w tym paluchy. Jak zwykle, musiał wetknąć nos tam, gdzie nie trzeba było, przez co pomógł i to znacznie. Jak on to robił, do dziś się zastanawiam. Stawiając kubek na stoliku, ściągnąłem laptop na kolana i zacząłem wertować wyświetlone przez przeglądarkę strony. Z każdą chwilą, znajdowałem coraz więcej informacji. Dziękuję nowoczesnej technologii za wynalezienie bezprzewodowych drukarek. Po kilku minutach, kiedy po ziemi walało się kilkanaście stron z wizerunkiem Sam, oraz znalezionymi informacjami, chwyciłem za telefon i czym prędzej wyklikałem sms’a do Sammy, o następującej treści.

„ Coś znalazłem. Przychodź jak najszybciej, to chyba kluczowe” 

Podpisałem się i kliknąłem czarny przycisk z napisem „wyślij”. Nie oczekując odpowiedzi, rzuciłem telefon na fotel i szybko zebrałem leżące na ziemi kartki, aby zawarte na nich informacje przeczytać jeszcze raz. Przyglądałem się zdjęciom, głębiej wczytywałem się w treść tekstu. Artykuły dotyczyły zabójstwa, które miało miejsce w atlancie kilka tygodni wcześniej. W ciemnym zaułku, kogo klubu „Laguna” znaleziono zakatowaną istotkę. Rany oraz siniaki, które były skutkiem pobicia utrudniały jej rozpoznanie, jednakże po analizie i autopsji, policja wraz z lekarzami potwierdzili tożsamość dziewczyny. Suzanne Ward, uczennica jednego z miejscowych liceów, nie karana, choć miała swoje za uszami. „ To były urodziny jej przyjaciółki, alkohol, zioło. Nikt nie przypuszczał, że zakończy się to w ten sposób”. Czytałem niedowierzając, co właśnie trzymam przed oczami. Jak takie informacje w ogóle dostały się do internetu? Kiedy moje oczy przeleciały następną linijkę, zawahałem się, czy na pewno chcę pokazać jej te dokumenty. A co jeśli dla niej to będzie zbyt wiele, co jeśli się załamie, uświadamiając sobie, że jej przeszłość wcale nie jest kolorowa, no a bynajmniej nie jej kres? Długo nie dane było mi się zastanawiać, gdyż po niespełna minucie, próg pokoju przekroczyła ta mała osóbka o ciemnej i zmierzwionej przez wiatr czuprynie. Jej nos, jak również policzki były zaczerwienione, co mogło wskazywać na niską temperaturę na zewnątrz.
- Aaron Cię wpuścił? To dobrze. Usiądź proszę. – wskazałem dłonią na fotel, kończąc czytanie kilku ostatnich linijek. Jednakże po chwili nastąpiła wymiana, podarowałem dziewczynie dokumenty, w zamian zaś dostałem jej kurtkę i szal, które odniosłem do holu, gdzie było dla nich miejsce. W międzyczasie zdążyłem zaparzyć jej kubek herbaty. Wszystko rozegrałem w takiej ilości czasu, aby ona miała czas na przewertowanie wszystkiego. Gdy wróciłem postawiłem kubek obok niej, na stoliku.
- Imbirowa. – uprzedziłem jej pytanie, stając naprzeciwko. Dziewczyna trwała jeszcze w milczeniu przez ostatnią chwilę, po czym wpatrując się z zaciekawieniem w papier, zaczęła.
- Ale ja obudziłam się w jeziorze, nie w zaułku… - skrzywiła się w grymasie.
- Nad tym musimy jeszcze trochę pomyśleć, ale czytaj dalej. – odparłem, krzyżując ręce na piersi. Dziewczyna w tym czasie postanowiła zacytować najgorszą część, której tak bardzo się obawiałem.
- „Zgwałcona i zamordowana, była pod wpływem środków odurzających..” – przerwała na chwilę by zaraz, po lekkim zawahaniu dokończyć.-  Więc nazywam się Suzanne Ward?... Te nazwisko podsuwa mi na myśl tylką tę ogromną korporację w atlancie.
- Nie, nie, nie. –szybko zaprzeczyłem, odbierając z dłoni dziewczyny plik kartek. - Ty nie nazywasz się Suzanne. – odparłem, kręcąc szybko głową.
- Ale przecież… - zaczęła bez nadziei, na co czym prędzej wciąłem się w jej zdanie.
- Ona nazywa się Suzanne Ward. – skierowałem pierwszą stronę w punkt gdzie wzrok Sam się zatrzymał. – Ty jesteś Sammy Walker, nie mieszkasz w bogatej rodzinie, twój ojciec to nie szef korpo-mafii, a ty nie bierzesz w nos. – uśmiechnąłem się ciepło, odkładając kartki na stolik. – Teraz jesteś członkiem naszej rodziny, a nasza rodzina nie kończy w ten sposób.

Sammy? :33

5 komentarzy:

  1. Aaa, uwielbiam cię! :3 Miałam co prawda troszeczkę inną koncepcję, ale twoja niewiele się od niej różni :P I masz prawdziwy talent do pisania, czytam twoje słowa z ciekawością :D

    ~ Sammy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie obawiałam się tego, że sknocę coś z jej historią i że będziesz kazała mi to usunąć, ale skoro Ci się podoba to bardzo dobrze ^^ Oj tam, żaden talent, to po prostu wychodzi samo z siebie a na koniec i tak nie spełnia moich oczekiwań ;-;

      Usuń
  2. Jest idealnie. Trochę więcej wiary, nie bój się próbować. Na tym właśnie polega ta wymiana opowiadań, tworzeniu czegoś wspólnie. W każdym razie ja nigdy nie obrażę się dlatego, że twoja koncepcja różni się od mojej ;)

    OdpowiedzUsuń