Czułam na sobie krwawe spojrzenie Czarta, gdy podczas
śniadania, bezczelnie przeglądałam pewien plik dokumentów, zamiast spożywać
posiłek. Mimo tego, że wiedziałam iż jest to niekulturalne, nie czułam się z
tym źle, ba, pewna część mojej podłej osobowości odczuwała satysfakcję.
Jednakże aby nie wyjść na niezainteresowanego niczym niejadka, podkradłam z
talerza Aarona jedną grzankę z serem, nawiązując tym samym konwersację z
obydwoma siedzącymi koło mnie mężczyznami.
- Przyszły śniegi, trzeba będzie znaleźć kogoś, kto utrzyma
porządek w strefie. – zaczął krzaczastobrody, opierając łokcie na stole. Za
swoje zachowanie, został skarcony wzrokiem przez drugiego z mężczyzn.
- Racja, bez dozorcy nie damy rady przejechać do miasta.
Poza tym, na tę drogę nic innego jak buldożer się nie nada. – mruknęłam,
zakładając nogę na nogę oraz biorąc kolejnego kęsa grzanki.
- Załatwię spycharkę i chłopa, który nie będzie zadawał
zbędnych pytań. – odparł Aaron, odpinając górny guzik koszuli.
- Pojedziemy razem, też muszę coś załatwić w Atlancie. –
przytaknęłam, wciskając ostatni kawałek posiłku do ust. Po chwili otrzepałam
dłonie z okruszków i otarłam usta serwetką.
- No to załatwione, ja zajmę się całym tym szrotem, który
zagraca garaże. Jak przyjdą pierwsze zawieruchy, nie będziemy mieli jak tego
wywieźć. – rzekł ochryple Derek, po czym wstał od stołu i udał się do wyjścia z
pomieszczenia. Gdy zniknął on z mojego pola widzenia, wzrok skierowałam wzdłuż
stołu. Przeskakiwałam z twarzy na twarz, dopóki moje oczy nie spotkały się z ciemnymi
tęczówkami, spoglądającymi prosto we mnie. Moje kąciki ust uniosły się
mimowolnie. Chwyciłam w palce kieliszek z winem i uniosłam go delikatnie, tym
samym pochylając głowę w kierunku ciemnookiego. Po chwili upiłam nieco
zawartości, a zaraz wraz z Aaronem wstaliśmy od stołu i opuściliśmy jadalnie.
Idąc w stronę drzwi podeszłam do szatyna by wcisnąć mu w rękę karteczkę z
informacją gdzie będzie mógł mnie znaleźć. Po chwili byłam już w drodze na
miejsce spotkania.
~~~
Odgarniałam śnieg z wjazdu do garażu, kiedy znajoma
sylwetka wyszła zza rogu budynku i przystanęła niedaleko.
- Cześć. – mruknęłam, odrzucając puch na jedną z zasp.
- Cześć.- odpowiedział oschle, wciskając ręce w kieszenie. –
Przyniosłaś może to o co prosiłam? – spytał po chwili, odrobinę grzeczniejszym
tonem. Odstawiłam łopatę pod ścianę, po czym szybkim ruchem odrzuciłam
przeszkadzające kosmyki włosów do tyłu.
- Owszem. – mruknęłam, chwytając coś w dłoń. Po chwili
podeszłam do mężczyzny wyciągając w jego kierunku siekierę oraz mały plik
dokumentów, znajdujących się w teczce.
- Co to? – odparł ciekawy, oglądając teczkę z kilku stron.
- Twój pierwszy kandydat do ratunku. Przeczytaj sobie i leć
ratować mu dupkę. – zrzuciłam bluzę z ramion po czym zawiesiłam ją na haczyku.
- Mhm, jakaś rada od guru zanim wyjadę? – zakpił podchodząc
do swojego auta. Ja natomiast wywróciłam oczami, schodząc z przejścia.
- Jakbyś popsuł to naprawię, zmieniłam opony na zimówki, nie
będziesz się ślizgał. W bagażniku masz pewne serum, które powinieneś zażyć,
gdyby to Kredus skopał dupę Tobie, a nie Ty mu. Dorzuciłam jeszcze jedną broń
od siebie. Wygodna, mały odrzut, idealna zabawka dla chłopczyka twoich
rozmiarów. – odgryzłam się, za co zostałam obdarzona grymasem. Po kilku
minutach zostałam w garażu kompletnie osamotniona.
~~~
Zegar wskazywał wpół do trzeciej w nocy. Słabe światło
żarówki oświetlało część garażu, w której się aktualnie znajdowałam. Nie
zapalałam normalnego światła, wiem, jak bardzo widać je z domków, i jak bardzo
mogłoby przeszkadzać innym w zaśnięciu. Pochylając cię nad flakami forda
usłyszałam cichy warkot silnika. Podniosłam głowę spoglądając w tym kierunku,
za co w nagrodę zostałam oślepiona jasnymi ksenonami. Odruchowo przymknęłam
powieki, grymasząc się przy tym. Po chwili czołg wtoczył się do pomieszczenia,
cały w błocie, brudząc tym samym posadzkę. Super, będzie co sprzątać. Zaraz
moim oczom ukazał się znajomy mężczyzna. Zmierzył mnie wzrokiem przepełnionym
zdziwieniem i zniesmaczeniem.
- Co tu robisz? Jest noc. – spytał jak gdyby z obowiązku,
zatrzymując się na moment kilka metrów ode mnie. W odpowiedzi wzruszyłam
ramionami, wycierając brudne ręce o spodnie. Wzrokiem uciekłam z powrotem do
forda, nad którym stałam już którąś z kolei godzinę.
- Nie mogę spać. Tyle, poza tym, nie musisz pytać, skoro Cię
to tak naprawdę nie interesuje. Nie musisz być grzeczniutki. Ja nie Lucyfer. –
mruknęłam, ponownie pochylając się nad maską. W odpowiedzi usłyszałam tylko
głuchą ciszę, gdyż mężczyzna zniknął, tak samo szybko jak się pojawił.
- Standard. - strzeliłam karkiem, cicho ziewając.
Eth? Takie se, ale jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz