sobota, 2 grudnia 2017

Od Rosalie C.D Ethian'a

Czułam na sobie krwawe spojrzenie Czarta, gdy podczas śniadania, bezczelnie przeglądałam pewien plik dokumentów, zamiast spożywać posiłek. Mimo tego, że wiedziałam iż jest to niekulturalne, nie czułam się z tym źle, ba, pewna część mojej podłej osobowości odczuwała satysfakcję. Jednakże aby nie wyjść na niezainteresowanego niczym niejadka, podkradłam z talerza Aarona jedną grzankę z serem, nawiązując tym samym konwersację z obydwoma siedzącymi koło mnie mężczyznami.
- Przyszły śniegi, trzeba będzie znaleźć kogoś, kto utrzyma porządek w strefie. – zaczął krzaczastobrody, opierając łokcie na stole. Za swoje zachowanie, został skarcony wzrokiem przez drugiego z mężczyzn.
- Racja, bez dozorcy nie damy rady przejechać do miasta. Poza tym, na tę drogę nic innego jak buldożer się nie nada. – mruknęłam, zakładając nogę na nogę oraz biorąc kolejnego kęsa grzanki.
- Załatwię spycharkę i chłopa, który nie będzie zadawał zbędnych pytań. – odparł Aaron, odpinając górny guzik koszuli.
- Pojedziemy razem, też muszę coś załatwić w Atlancie. – przytaknęłam, wciskając ostatni kawałek posiłku do ust. Po chwili otrzepałam dłonie z okruszków i otarłam usta serwetką.
- No to załatwione, ja zajmę się całym tym szrotem, który zagraca garaże. Jak przyjdą pierwsze zawieruchy, nie będziemy mieli jak tego wywieźć. – rzekł ochryple Derek, po czym wstał od stołu i udał się do wyjścia z pomieszczenia. Gdy zniknął on z mojego pola widzenia, wzrok skierowałam wzdłuż stołu. Przeskakiwałam z twarzy na twarz, dopóki moje oczy nie spotkały się z ciemnymi tęczówkami, spoglądającymi prosto we mnie. Moje kąciki ust uniosły się mimowolnie. Chwyciłam w palce kieliszek z winem i uniosłam go delikatnie, tym samym pochylając głowę w kierunku ciemnookiego. Po chwili upiłam nieco zawartości, a zaraz wraz z Aaronem wstaliśmy od stołu i opuściliśmy jadalnie. Idąc w stronę drzwi podeszłam do szatyna by wcisnąć mu w rękę karteczkę z informacją gdzie będzie mógł mnie znaleźć. Po chwili byłam już w drodze na miejsce spotkania.

~~~

Odgarniałam śnieg z wjazdu do garażu, kiedy znajoma sylwetka wyszła zza rogu budynku i przystanęła niedaleko.
- Cześć. – mruknęłam, odrzucając puch na jedną z zasp.
- Cześć.- odpowiedział oschle, wciskając ręce w kieszenie. – Przyniosłaś może to o co prosiłam? – spytał po chwili, odrobinę grzeczniejszym tonem. Odstawiłam łopatę pod ścianę, po czym szybkim ruchem odrzuciłam przeszkadzające kosmyki włosów do tyłu.
- Owszem. – mruknęłam, chwytając coś w dłoń. Po chwili podeszłam do mężczyzny wyciągając w jego kierunku siekierę oraz mały plik dokumentów, znajdujących się w teczce.
- Co to? – odparł ciekawy, oglądając teczkę z kilku stron.
- Twój pierwszy kandydat do ratunku. Przeczytaj sobie i leć ratować mu dupkę. – zrzuciłam bluzę z ramion po czym zawiesiłam ją na haczyku.
- Mhm, jakaś rada od guru zanim wyjadę? – zakpił podchodząc do swojego auta. Ja natomiast wywróciłam oczami, schodząc z przejścia.
- Jakbyś popsuł to naprawię, zmieniłam opony na zimówki, nie będziesz się ślizgał. W bagażniku masz pewne serum, które powinieneś zażyć, gdyby to Kredus skopał dupę Tobie, a nie Ty mu. Dorzuciłam jeszcze jedną broń od siebie. Wygodna, mały odrzut, idealna zabawka dla chłopczyka twoich rozmiarów. – odgryzłam się, za co zostałam obdarzona grymasem. Po kilku minutach zostałam w garażu kompletnie osamotniona.

~~~

Zegar wskazywał wpół do trzeciej w nocy. Słabe światło żarówki oświetlało część garażu, w której się aktualnie znajdowałam. Nie zapalałam normalnego światła, wiem, jak bardzo widać je z domków, i jak bardzo mogłoby przeszkadzać innym w zaśnięciu. Pochylając cię nad flakami forda usłyszałam cichy warkot silnika. Podniosłam głowę spoglądając w tym kierunku, za co w nagrodę zostałam oślepiona jasnymi ksenonami. Odruchowo przymknęłam powieki, grymasząc się przy tym. Po chwili czołg wtoczył się do pomieszczenia, cały w błocie, brudząc tym samym posadzkę. Super, będzie co sprzątać. Zaraz moim oczom ukazał się znajomy mężczyzna. Zmierzył mnie wzrokiem przepełnionym zdziwieniem i zniesmaczeniem.
- Co tu robisz? Jest noc. – spytał jak gdyby z obowiązku, zatrzymując się na moment kilka metrów ode mnie. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami, wycierając brudne ręce o spodnie. Wzrokiem uciekłam z powrotem do forda, nad którym stałam już którąś z kolei godzinę.

- Nie mogę spać. Tyle, poza tym, nie musisz pytać, skoro Cię to tak naprawdę nie interesuje. Nie musisz być grzeczniutki. Ja nie Lucyfer. – mruknęłam, ponownie pochylając się nad maską. W odpowiedzi usłyszałam tylko głuchą ciszę, gdyż mężczyzna zniknął, tak samo szybko jak się pojawił. 
- Standard. - strzeliłam karkiem, cicho ziewając. 

Eth? Takie se, ale jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz