Jedyne co pamiętałam to bolesne spotkanie mojej twarzy z
deskami ganku. Ocknęłam się wcześnie, nie było jeszcze ósmej, gdy rozchyliłam
powieki, aby ponownie przymrużyć je z powodu panującej wokół jasności, jaką przyniosło
słońce do mojego pokoju. Wydając z siebie nic nieznaczący pomruk starałam
podnieść się na łokciach, co tylko spowodowało nagły przypływ bólu, wraz z
niemożliwym do zignorowania odruchem wymiotnym, i choć żołądek miałam pusty,
miałam wrażenie, że żółć która zaległa w moim układzie pokarmowym, niedługo
spotka się z połyskującą posadzką. Nie poddając się, udało mi się podnieść do
pozycji siedzącej, tym samym łapiąc się w okolicach rany. Miałam wrażenie, że
pulsuje i wciąż wytacza krew na zewnątrz. W jednej chwili na swoich barkach
poczułam twarde, pozbawione delikatności dłonie, które wepchnęły mnie z
powrotem w plusz poduszki. W fali bólu warknęłam tylko niczym zdziczałe
zwierzę, zaciskając dłoń na opatrunku, marszcząc brwi w tym samym momencie.
- Nie możesz się ruszać, Kredus trafił ostrzem w samo serce,
nadal zastanawiamy się, jak nie popadłaś w całkowity letarg. – w mojej głowie
rozbrzmiał znajomy głos, który jak dotąd był przyjemny dla uszu, teraz
rozbrzmiewał w mojej czaszce jak koncert cymbałów.
- Zasłoń… - wycedziłam ochryple, wskazując drżącym palcem na
okno, które wpuszczało do pomieszczenia zbyt dużą ilość białego i rażącego
światła. Na szczęście, nie musiałam długo czekać, aby komnatę(pokój został tak
nazwany z powodu bardzo wysokiego sufitu, oraz łóżka, które bez problemu
pomieściłoby 7 osób) spowił półmrok. Mogąc nareszcie otworzyć oczy, nie
dostrzegłam niczego poza rozmazanymi plamami, po których mogłam się jedynie
domyślać na co tak właściwie patrzę. Nastała cisza, starszy, który jeszcze
przed chwilą czuwał nad moim łóżkiem zniknął z pomieszczenia, tak po prostu.
Wyszedł i kiedy już myślałam, że nie powróci, do moich uszu dobiegł cichy
odgłos stukania. Wyciągnęłam szyję i ponownie otworzyłam oczy, tym razem
widziałam o niebo lepiej. Wszystko przynajmniej nie zlewało się w jedną
niespójną całość.
- Masz gościa. – mruknął Derek. Serce, choć zranione zabiło
mi przez moment szybciej. Nie, to pewnie Czart, przybył aby określić mój stan,
sprawdzić, czy aby na pewno nie trzeba pogrążyć mnie w dłuższym śnie. To by się
zgadzało, gdyby nie fakt iż do moich nozdrzy dochodził nieprzyjemny, słodki a
zarazem przedziwny zapach krwi. Krwi, którą bardzo dobrze znałam, gdyż płynęła
w moich własnych żyłach.
- Jak ty wyglądasz… - wyszeptałam, starając się zażartować z
wyglądu dziewczyny. Jej twarz, ręce oraz sweter, który miała na sobie, wszystko
to umorusane było czarną jak smoła, klejącą posoką. To ona przyprawiała mnie
teraz o mdłości i zawroty głowy. Wiedząc, że nie jestem wstanie okazać
należytej Colette gościnności, skierowałam swój wzrok na Dereka, stojącego w
progu.
- Zajmij się naszym gościem, spójrz na nią, wygląda jak
siódme nieszczęście. – wymruczałam. Już po chwili oboje zniknęli z mojego
pokoju, po tym jak mężczyzna ujął delikatnie rękę dziewczyny i zaprowadził ją –
jak się tylko mogłam domyślić do łazienki,
aby zażyła kąpieli. Sen powoli osiadał na moich powiekach, sprawiając iż
stawały się one cięższe i cięższe. Kiedy je zamknęłam, nie wiem ile minęło
czasu, ale po ich otwarciu, tuż przy łóżku dostrzegłam drobniusieńką posturę.
Stała tak w milczeniu, miętoląc w ręku skraw czystej, białej koszuli, za dużej
na nią o co najmniej 4 rozmiary. Moja twarz, dotychczas trwająca w grymasie
bólu, wykrzywiła się na chwilę w lekkim uśmiechu. Nie musiałam używać słów,
delikatnie poklepałam miejsce obok siebie, na zachętę dla ptaszyny. Ta przez
dłuższy czas wahała się, uciekając wzrokiem ode mnie, po podłodze, aż po ściany
i sufit.
- Nie daj się… prosić.- wychrypiałam, kolejny raz klepiąc
usłane obok posłanie. Tym razem nie musiałam czekać. W jednej chwili drobna
istotka wpełznęła do łóżka. Ja nie grzeszyłam rozmiarem, ale ona była taka
drobna.. Kiedy była tak blisko, mój wzrok nie płatał mi już figli. Z bliska widziałam
ją lepiej, twarz, zawsze pokryta warstwą makijażu, teraz była jego pozbawiona.
Mogąc obejrzeć ją z bliska, odnalazłam wiele detali, których wcześniej nie
dostrzegałam. Nie przejmowałam się jej bladą skórą, ciemnymi, podkrążonymi
oczami, czy nastolatkowym, lekkim trądzikiem.
Skupiłam się na tych zielonych, połyskujących tęczówkach, blond włosach oraz piegach, które w moich oczach, dodawały
jej uroku. Wzorkiem przeleciałam resztę jej ciała, chłonąc jak najwięcej
mogłam. Jednakże widząc, że dziewczynę to peszy, i jak bardzo stara się
naciągnąć kołdrę jak najwyżej może, delikatnie złapałam ją za nadgarstek i
ostatkiem sił, przyciągnęłam blisko własnego ciała. Drgnęła niespokojnie i
pomimo wstępnego oporu, uległa. Położyłam jej dłoń na swoim brzuchu, po czym
delikatnie objęłam ją prawym ramieniem. Już nie zwracałam uwagi na ból i łzy,
które samoistnie napływały mi do oczu.
- Spokojnie..- szepnęłam, wpatrując się w jej zielone
oczęta. – dla mnie jesteś piękna, bez względu na to co Ty postrzegasz w
lustrze.. – zmusiłam się do delikatnego uśmiechu, a już po chwili oparłam głowę
na lekko podwyższonej za moim karkiem poduszce.
- Na pewno zmarzłaś po nocy spędzonej pod drzwiami…odpręż
się, Tu nic Ci nie grozi, nawet ja… - ochrypłam, układając rękę wygodniej na
jej plecach. Dalej nie pamiętałam, czy coś odpowiedziała, czy ja coś mówiłam.
Pogrążyłam się w długim, spokojnym ale przede wszystkim błogim śnie, który
zdawał się nie mieć końca. To było to, coś, czego Derek obawiał się.
Letarg zstąpił na mój umysł i nie widziało mu się szybko odejść.
Colette?
*Letarg jest to długi sen, który w jej przypadku będzie
trwał około tygodnia. Masz więc lekkie pole do popisu :d.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz