środa, 13 grudnia 2017

Od Sam CD Derek'a (Lub Rosalie)

Używając całej swojej siły woli, częściowo uchyliłam powieki. Cały pokój wirował, więc czym prędzej je zamknęłam.
Kiedy po jakimś czasie znów je otworzyłam, on tam był. Klęcząc na łóżku, wwiercał we mnie głębokie spojrzenie granatowych oczu.
- Hej, Suzi. - rzucił, mocno obejmując moje kostki. - Dlaczego jesteś taka spięta?
Próbowałam go odepchnąć, ale moje ciało nie chciało współpracować. Roześmiał się na te daremne działania i wślizgnął dalej na materac.
Kiedyś uwielbiałam ten śmiech. W tej chwili go nienawidziłam.
I bałam się.

- Nie denerwuj się tak, mała. - szepnął, wtulając twarz w moją szyję. - Będę delikatny. Jak zawsze obiecywałem.
- Obiecywałeś też, że zaczekasz. - jęknęłam, usiłując trafić kolanem w jego krocze. Nie uniosłam go jednak nawet na połowę właściwej wysokości, gdy jakby pozbawiona energii opadła na przybrudzone prześcieradło. Co się działo z moim ciałem? Dlaczego wydawało się takie ciężkie i ospałe?
- Czekałem bardzo długo. - jego dłoń niemal gorączkowo przesuwała się pod moją koszulką. - Tak długo, aż ze mną zerwałaś.
Ostatnie zdanie warknął gniewnie, po czym jego zęby wbiły się w moją skórę. Kiedy z makabrycznym uśmiechem na ustach się odsunął, kątem oka dojrzałam czerwony szlak pod moją brodą.
- Ty popieprzony...
Z ust buchnęła mi czerwona ciecz. Nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa więcej, gdy zaczął zdejmować ze mnie ubrania. Marzyłam, żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył, a tymczasem umierałam powoli, wystawiona na upokorzenie i cierpienie.
- Teraz... - sapnął w ekscytacji, ale świat przed oczami mi się rozmazał, nie widziałam już, co robi. - Będziemy na zawsze... razem.
W moim ciele wybuchł pożar bólu. Raz za razem, gdy uderzał, dźgał lub robił jeszcze inne rzeczy. Nie chciałam wiedzieć. Chciałam zasnąć.
Chciałam się wydostać. Chciałam...


Targana nudnościami, szarpnęłam się do przodu. Tuż przy łóżku stało wiadro, dzięki Bogu.
- Ech... myślałem, że to mamy już za sobą.
Zgięta z bólu nie zwróciłam większej uwagi na przybysza. Zrobiłam to dopiero wtedy, gdy udało mi się w miarę opanować targające mną torsje.
Dobrze zbudowany, wysoki brunet zabrał wiadro, po czym podał mi chusteczki i butelkę wody.
- Ona cię tu przysłała? - wykrztusiłam, kiedy już w miarę doprowadziłam się do porządku.
Aaron skrzywił się nieznacznie, poprawiając mankiet marynarki.
- Przyszedłem z własnej woli.
Oparłam głowę o zagłówek i szeroko rozłożyłam ramiona. Miałam już dość tego wszystkiego - szaleństwa, gniewu, cierpienia.
- Jeśli jesteś tutaj, by mnie zabić... droga wolna. Nie będę cię powstrzymywać.
Mężczyzna podszedł krok bliżej, by przysiąść na łóżku. Wzdrygnęłam się.
- Chciałem cię ostrzec.
Po jego słowach zapadła cisza, którą przerwałam głośnym wybuchem śmiechu. Zmarszczył brwi, wyraźnie zdegustowany.
- Od początku jestem świadoma tego, że Rose chce zrobić sobie dywan z moich flaków. Powiedz mi coś, czego nie wiem.
Przez chwilę po prostu na mnie patrzył. Miał tak przenikliwe spojrzenie, że w pewnym momencie poczułam się nieswojo, z trudem wytrzymałam jego wzrok.
- Jeśli ją przeprosisz, nie będzie miała powodu.
Popatrzyłam na niego w zdziwieniu.
- Nie. - głos nieco mi się trząsł, ale zaraz dodałam mu mocy. - Nie zrobię tego.
- Pomyśl, Sam. - powiedział, wstając. - To nie wymaże wyroku, ale może go odroczyć. Przynajmniej dopóki...
- Dopóki co?! - uniosłam się, ale zaraz opadłam na łóżko z powrotem. - Dopóki Rosalie nie zejdzie z tego świata?! Lub dopóki Derek się nie obudzi?
Aaron uniósł twarz do sufitu, ściskając grzbiet nosa.
- Tak. Żebyś wiedziała. - odparł gniewnym tonem, rzucając mi pochmurne spojrzenie.
Pokręciłam głową, odwzajemniając mu się zrezygnowanym, smutnym uśmiechem.
- Nie. Nie mogę wiecznie liczyć na Derek'a. - ukryłam twarz w dłoniach i westchnęłam. - Przeze mnie stała mu się krzywda.
- Zrobił to, co uważał za słuszne. - Starszy wzruszył ramionami, patrząc na mnie z współczuciem. - Dlatego ty również powinnaś zrobić coś, co będzie warte przyjęcia kulki z ręki małolaty.
Wstałam chwiejnie, przytrzymując się wszystkiego w zasięgu ręki. Aaron podszedł z zamiarem pomocy, ale zatrzymałam go ruchem dłoni.
- Coś... dziwnego stało się dzisiaj, kiedy spałam. - przeczesałam włosy rękoma i podeszłam do sterty ubrań na łóżku. - Jakbym mogła... kontrolować mój sen. Jakbym mogła go zatrzymać.
Potężny mężczyzna wyglądał przekomicznie, zdezorientowany stojąc pośrodku mojej chatki.
- Czy ty w ogóle nie słuchałaś tego, co mówiłem?! Musisz iść do Rosalie, błagać ją o przebaczenie, najlepiej na kolanach...
- Czytałam o tym w którejś z ksiąg z waszej biblioteki. "Kontrola Snów", czy coś takiego. To możliwe, że... wiesz, mogłabym mieć taką moc? - nie zawracając sobie głowy łazienką, przebrałam się w pokoju bez ukazywania niebezpiecznych stref.
- No... - zbity z tropu Aaron usiłował sklecić pełne zdanie. - Teoretycznie, tak. Ale co to ma do rzeczy? Hej... młoda! Dokąd to?!
Złapał mnie za ramię, kiedy w obitej futerkiem czarnej kurtce wymykałam się na zewnątrz. Spojrzałam na jego dłoń, następnie w jego niewinne, niebieskie oczy, po czym znów na dłoń. Wyszarpnęłam się.
- Dziękuję za pomoc i rady, ale widzisz... nie zamierzam nikogo o nic błagać. Z pewnością nie ją. - to mówiąc, odwróciłam się i zeszłam po kładce w dół. Nie minęło dużo czasu, kiedy mnie dogonił.
- To tylko kwestia czasu, zanim ona przyjdzie i wypruje ci płuca, albo zrobi coś gorszego. Nie rozumiesz?
Nie odpowiedziałam, zeskakując na ośnieżoną trawę.
- Więc Derek poświęcił się na darmo?!
Tym razem zatrzymałam się i opuściłam głowę.
- To nie jego walka.
- Ale on ucierpiał.
Cisza.
- Widziałem, jak umierał. Widziałem strach w jego oczach, ale dopiero teraz zrozumiałem, czego tak naprawdę się bał. - Starszy podszedł bliżej i chwycił mnie za brodę. - Zrobisz, jak uważasz, ale pamiętaj o tym. Pamiętaj o nim.
Zamknęłam oczy, trawiąc jego słowa. Być może nie robiłam tego, co powinnam, ale wiedziałam, co na chwilę obecną pragnęłam zrobić. Lub nie.
Kiedy otworzyłam powieki, Starszego już nie było. Zerknęłam na zegarek.
Wpół do siódmej. Idealnie.


Parapet zachrzęścił pod moim ciężarem, kiedy opuszczałam się po nim do sypialni Derek'a. Nie było łatwo się tutaj dostać, ale długo się nad tym nie rozwodziłam. Wiedziałam, co muszę zrobić.
I jak szybko to zrobić, zanim Rosalie wróci z kolacji i oderwie mi głowę od tułowia.
Wzięłam głębszy oddech, po czym podeszłam do łóżka Starszego. Na tle szarej pościeli wyglądał o wiele bardziej krucho i blado, niż kiedykolwiek wcześniej. Z mojego gardła dobył się zduszony jęk, gdy mój wzrok podążył do dużego plastra, który miał przyklejony do krtani.
Dlaczego to zrobiłeś, idioto?
Niepewnie przysiadłam na skraju łóżka, po czym ostrożnie położyłam się na materacu. Czułam się dziwnie, leżąc tak tuż obok mężczyzny. On nieprzytomny i słaby, a ja w pełnym ubraniu, prosto z dworu. Niemal instynktownie, lekko chwyciłam jego dłoń, po czym splotłam jego szorstkie palce z moimi. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie opaść w ciemność.



Niespodzianka, Szefie! Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :D

1 komentarz:

  1. Błądzik mi się wkradł :( Sam jest u Derek'a w porze kolacji, na której jest Rosalie. Ma plus minus godzinę na skontaktowanie się z Derekiem poprzez sen


    ~ Sammy

    P.S. Jeśli ci się nie spodobało , koniecznie napisz!

    OdpowiedzUsuń