środa, 6 grudnia 2017

Od Ryoty Do Murtagh'a

Aby lepiej zrozumieć moją osobę cofnijmy się kilka lat wstecz. Do miasta, w którym to wszystko się zaczęło. Miasta, które słynie z takich atrakcji jak najruchliwsze skrzyżowanie świata Shibuya, Pałac Cesarki i ogrody, Takeshita Dori, najbardziej znana ulica na Harajuku, park Ueno, który zapiera dech w piersi podczas kwitnienia wiśni, czy Tokyo Tower. Ale nie o tym teraz mowa... nie? Heh, jednak jest to miasto, które dało życie mojej egzystencji. Nazywam się Ryota Satory Ryuunosuke, brat bliźniak zmarłego Shinee'a Subrau Ryuunosuke. Tak, tak miało nazywać się dziecko, które nawet nie zdołało zobaczyć światła dziennego, w końcu jak martwy płód mógłby tego doczekać? No tak... Doktor narobił mojej matce złudnych nadziei i kłamali, że Shinee zmarł podczas porodu. Ha ha. Bzdury na resorach. Widziałem odtajnione akta... Raczej sam sobie je odtajniłem, ale wybiegam za bardzo w przyszłość. Miało to miejsce pierwszego maja x roku wewspomnianej wcześniej stolicy Japonii - Tokio. Moja matka została przyjęta w klinice Sakura. Zaraz po tym, jak do szpitala zgłosili, że prawdopodobnie będzie przedwcześnie rodzić, gdyż dwa miesiące przed terminem już straciła wody. Więc na sygnale zawieźli ją do klinki. Wtedy już wiedzieli, że któremuś z dzieci coś grozi... i tą ofiarą padł mój brat, jako iż jego organizm, jak się potem okazało, był o wiele słabiej rozwinięty niż mój. Po przywiezieniu mojej rodzicielki na salę operacyjną, okazało się, że miała już intensywne bóle. Po pierwszych dwóch godzinach przyszedłem na świat ja. Cały blady, cichy i drobny. Na samym początku nawet myśleli, że moje życie jest zagrożone, gdyż nie płakałem, jednak szybko te obawy odrzucono w bok, gdy zauważono moje gwałtowne ruchy, niestety mój brat bliźniak nie miał tyle szczęścia. No ale przynajmniej byłem wciąż ja. Jaka szkoda, że moja miała użerać się z potworem, którego sama zrodziła. Czasami nie mamy wpływu na niektóre rzeczy, no nie? Ha ha ha!


---✡4 lata później, wiek 4 lata✡---

- Ryota, mówiłam, żebyś to zjadł. - moja mama, która imię nosiła Mikasa, powiedziała, marszcząc przy tym brwi.
- Ale ja nie chcę. - ja, jak to ja, oznajmiłem tym swoim komicznym i dziecięcym głoskiem, kiwając przecząco głową.
Mama zrobiła znowu to samo... potrawę chińską na obiad. Oczywiście potrawa jest sama w sobie smaczna, ale mi osobiście się już przejadła. Ile można jeść ryż, pierś z kurczaka, paprykę, marchewkę, cebulę, pieczarki, paprykę mieloną i przyprawy, które podkreślają smak? Nie zrozumcie mnie źle, moja matka dobrze gotowała. Ale byłem dzieckiem, co wybrzydzało wszystkim i wszystkimi. Nie byłem wybredny, czy też rozpieszczony. Taki po prostu się urodziłem. Poza tym jakby Twoja matka z niewyjaśnionych przyczyn znęcała się nad Tobą psychicznie i fizycznie, to jakbyś zareagował?
- Nie karz mi, bym znowu Cię karmiła... Ostatnim razem tego nie polubiłeś. - w tym momencie mogłem wyraźnie usłyszeć niebezpiecznie zniżenie tonu w głosie swojej matki, to był dla mnie alarm.
- Nie chcę. Sama sobie to zjedz.- zmarszczyłem brwi.
- ...ty mały gówniarzu! - syknęła i uderzyła pięścią w stół. - Nie dość, że wylewam siódme poty, byś miał co do mordy włożyć, to jeszcze mi pyskujesz?! Tak się mi odpłacasz?!
W tym momencie milczałem i tylko patrzyłem pustym wzrokiem na swoją rodzicielkę. Wiedziałem, że zaraz znowu się zjawi ta istota. Zawsze się zjawiał z tym swoim krzywym uśmiechem na pseudo humanoidalnej twarzy. Znowu te sześć czerwonych ślepi będzie się na mnie patrzeć. I znowu ta jego mglisto-cienista sylwetka będzie podążała za moją matką. Jakbym widział jej prawdziwe wcielenie... Ale wiedziałem, że ona i to coś, co mnie prześladuje to dwie zupełnie różne istoty. Dwie różne osobne bestie we własnej osobie. Jedna z życia materialnego... druga pozamaterialnego. Nazwałem go Nemezis... nie wiem, czy to istota, czy po prostu moje własne alter ego.

---✡3 lata później, wiek 7 lat✡---

I zaczęło się moje małoletnie piekło - podstawówka. Tornister, pełno bachorów i od cholery nauki. Znużonym wzrokiem błądziłem po zaludnionym korytarzu. Naprawdę nie chciałem tu być... Wolałbym teraz siedzieć na strychu w swoim sekretnym pokoju, czy w pomieszczeniu w piwnicy, gdzie zamykała mnie matka, jak na początku nienawidziłem tego miejsca, tak teraz je polubiłem. Dzięki temu zapoznałem się lepiej z Nemezis, nie jest ono takie złe, jakby się mogło wydawać. Nie wykazywało żadnych oznak, by chciało mnie krzywdzić, lecz wręcz przeciwnie. Chronić. Przynajmniej raz widziałem, jak zaatakował moją matkę raz w samoobronie. Trzy głębokie szramy z jego pazurów, które do tej pory maja miejsce na jej plecach. Pod postacią trzech szram. Po korytarzu rozległ się dzwonek, który wyrwał mnie z moich rozmyśleń. Poszedłem więc do pierwszej klasy, w której miałem mieć lekcje. Zajęcia artystyczne o profilu malarskim. Jedyne zajęcia, na którym mógłbym się wykazać. Usiadłem, jak to aspołeczny ja, na końcu klasy w ostatniej ławce, od strony okna. I przez pierwsze kilka minut patrzyłem jedynie, jak liście przybierają złotawy, żółty, czerwony lub pomarańczowy kolor. W końcu jesień już nastała, heh. Po chwili do klasy wszedł nauczyciel i tak zleciało mi moje czterdzieści pięć minut monotonnej rozmowy o wszystkim i niczym tak naprawdę. Wolę działać, bo znam wszystkie teorie, co do sztuki. Znam wszystko, ponieważ ludzie myślą, że nie korzystam z dużej biblioteki w naszym domu? Może na takiego nie wyglądam, ale bardzo dużo czytam. Zwłaszcza zaznajamiam się z książkami psychologicznymi. Matka nienawidzi mnie do tego stopnia, że zabrania używać mi komputera i internetu. Niech się jej jednak nie wydaje, że naprawdę będę się jej słuchał. To ja tu za niedługo będę stawiał warunki i chcąc, czy nie chcąc, będzie się musiała mi ustatkować. Od tego będzie zależało w końcu jej życie. Nie wiem jak ja przeżyłem te pierwsze dwa miesiące. Ta zacofana społeczność już ma ze mną na pieńku, przez moją aspołeczną i zawziętą naturę. Nie wiem skąd znowu wiedzą oni o mojej anemii i arytmii. To nie jest rzecz, o której gadam z kimkolwiek... Nie żebym z kimkolwiek o czymkolwiek rozmawiał. Takie życie aspołecznego socjopaty. Do celu po trupach, osiągnąć coś czyimś kosztem. Ale Toshiro jest wkurzający od ostatnich tygodni. On serio prosi się o wyrok śmierci. Spokojnie za jakiś czas go dostanie... Pierwsze przygotowania. Nawet nie zauważyłem kiedy na mojej twarzy pojawił się sadystyczny i chory grymas na twarzy pod postacią kpiarskiego uśmiechu. Aż sobie pozwoliłem parsknąć z mojej podstępnej natury. Ale jestem niezrównoważony psychicznie... Niech Bóg was ma w swojej zasranej opiece.

---✡3 lata później, wiek 10 lat✡---

Toshiro wraz ze swoją ekipą zapowiedzieli spotkanie poza szkołą, przed salą gimnastyczną. O, jak słodko~ Scena będzie jeszcze bardziej makabryczna. Nemezis zareagowało cichym rechotem, widząc moje czarne myśli. Tak... Ono łączy ze mną myśli. Widzi to co ja, czuje to co ja, słyszy to co ja, robi to co ja. O ile tego oczywiście ja sam chce. Nie wiem jednak, jak bardzo moja osoba jest spaczona po tych psychotropach, ale to nie jest normalne, by dzieciak w moim wieku opcował z takim bytem, jakim jest Nemezis. No właśnie, czym ono jest? Nie wiem, nie istotne. Ważne,że opracowałem jak to działa. Zrobimy to szybko. Im szybciej, tym lepiej. Szybko wrócę chociaż do domu... No i raz na zawsze pozbędę się tego szmatławca z mojego życie, czyż nie? Im mniej ludzi wchodzących Ci z brudnymi buciorami w życie, tym lepiej. Mniej szkodników do późniejszego wybicia. Wyszedłem z gmachu szkolnego i pewnym krokiem wybrałem się w stronę sali gimnastycznej. Tam stał Toshiro ze swoją bandą. Nie, nie dręczyli mnie... Nie mieli nawet odwagi tego zrobić, widząc, co się stało ostatnio ze śmiałkiem, który odważył mi się wyrzucić plecak przez okno. Powiedzmy krew się polała i to nie mało. Oczywiście ja nic nie zrobiłem, nie było nawet powodów. Wszystko zasługa Nemezis... Dziękuję, ha!
- Ryuunosuke... - mruknął Toshiro. - Niecodzienne by dwie godziny po tym, jak ktoś Ci wyrzucił plecak przez okno, stracił całą pieprzoną rękę przez incydent z windą?! To jest...
- ...niczym z jakiegoś taniego i tandetnego horroru? - dokończyłem ze złośliwym uśmiechem na twarzy. - Aye, zgodzę się. Ale jak widzisz mój drogi, to nie film. Ale życie materialne. Tu wszystko poczujesz.
Przez ułamek sekundy na pewno Toshiro mógł przysiąc, że zobaczył niebezpieczny blask w moich oczach. I słusznie. Byłem szybki w swoich działaniach, gdy posłałem Nemezis porozumiewawcze spojrzenie. Dosłownie minęło kilko sekund, jak na moich oczach wszyscy z chłopaków leżeli bezwładnie na ziemi, obryzgani własną krwią, dwóch ledwo żywych, trzech już martwych. Nikt i tak nic nie będzie wiedział... Nemezis się wszystkim zajmie.

---✡4 lata później, wiek 14 lat✡---

Ośrodek psychiatryczny Miruku w Tokio. Chyba byłem trochę zbyt pewny siebie, nie mam pojęcia jak ja tutaj do jasnej cholery trafiłem. Ano tak... W końcu prawie zamordowałem własną nauczycielkę. I w tym teraz nie pomogło mi Nemezis, ono tylko przejęło nade mną w końcu kontrolę i chciało zmusić mnie do popełnienia morderstwa, ale sam temu pozwoliłem przejąć nad sobą kontrolę. Chciałem zobaczyć, jak to jest. Jak to jest własnymi rękami zabić człowieka. Nie mogłem kontrolować swoich emocji, po prostu chciałem zabić tą su... Nie widzę już racjonalnych rzeczy. Ba, nigdy nie widziałem. Czuję się jak czarna owca. Więzień własnego umysłu. Stałem się młodocianym zbrodniarzem doskonałym. Ale ludzie wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiecie. Nie macie pojęcia ile złego zdążyłem wyrządzić i jak pięknym za na dobre odpłaciłem się moim oprawcom. Jestem walniętym masochistycznym socjopatą z tendencją do zapędów sadystycznych. I tak jednak preferuje znęcanie się mentalne. Och tak, to jest skuteczniejsze. Polubiłem tęż tą naciętą na swoim nadgarstku Gwiazdę Dawida , czy też trzy szóstki również wycięte pod wymienionym wcześniej omenie zła. Wolę być zły, niż postrzegany jako dobre wcielenie człowieka. Poczekajcie cztery lata, aż wyjdę. Zło dopiero się narodzi w nowej, dojrzalszej osobie.

---✡4 lata później, wiek 18 lat✡---

W końcu mogę wyjść z tego więzienia... Oj tak, stałem się o wiele spokojniejszy, ale po tych psychotropach moja psychika już kompletnie siadła, aczkolwiek umiem nad sobą panować. Jednak raz na zawsze opuściły mnie jakiekolwiek ludzkie uczucia, takie jak sympatia, poczucie winy, sumienie, poczucie empatii, smutku, żalu i tak można by wymieniać... bo chyba tak się w ogóle nazywają nie? Sam nie wiem, nigdy nawet chyba czegoś takiego nie odczuwałem. Ze słyszenia wiem, jak się nazywa "pozytywne ludzkie odczucia" w jednym z programów, które puszczali nam tych klatkach. Niczym dla skazańców... szaleńców. Ha ha ha! Dobra, opanowuję się już. Pierwszą rzeczą co zrobiłem, to oczywiście było odwiedzenie mojej kochanej rodzicielki i wujostwa. Jak jej nie wstyd siedzieć nadal na jego utrzymaniu? I jak jemu nie wstyd żerować na podatnikach, samemu się opierdzielając? Ha, nie istotne. Nienawidzę ich wszystkich tak czy siak, ale idę po tego sukinsyna, co nam groził... Hm, co MI groził. Tak walić ich wszystkim. Zajmę się tym tylko dlatego, że na moje życie ten skurczysyn chciał najechać. Tego samego dnia pozwoliłem też zafarbować sobie włosy, dowalić kilka kolczyków i strzelić tatuaż na szyi, bo czemu by nie? Nie minął miesiąc, jak mogłem sobie pozwolić na tatuowanie siatkówki. Tak to był idealny pomysł. Fiołkowy kolor mi do twarzy. Podkreśla moją niemoralną, psychodeliczną i chorą naturę. Chyba jaskra mnie dopadła, ponieważ mój wzrok zaczyna się walić...

---✡1 rok później, wiek 19 lat✡---

Szybko wytropiłem tego frajera, co chciał mnie zabić i nadal chciał to zrobić. Damy mu z Nemezis posmakować jego własnej medycyny, czyż nie Neme? Zastaliśmy tego sukinkota w jego posiadłości. Taki bogacz... no tak, w końcu zajmował się nielegalnym handlem dziwek i służących. Zobaczymy jak długo potrwa jego beznadziejna działalność, jak poślemy go na tamten świat. Nie wiedziałem jednak, że będę jednym, które dosyć szybko oberwie kulkę w klatkę piersiową bez zbędnych ceregieli. Ale Nemezis... było tu cały czas. ONO cały czas tu było. Czyli nie był to jednak wytwór mojej wyobraźni, nie sam dokonałem tego wszystkiego. Ono cały czas tu było, wyciągając do mnie pomocną szponę... którą po raz pierwszy raz chwyciłem. I nie żałuję... czas mojej zemsty niedługo nadejdzie. Obawiajcie się moi przeciwnicy, wasz los jest policzony.

---✡aktualny czas✡---

Szczerze powiedziawszy nie widziało mi się jakoś zbytnio mieszkanie w lesie. Brakowało tu tylko goryli, kilka lian, węży, słoni i tej pozostałej dziczyzny, by oddać klimat niczym z Tarzana. Nie narzekałem jednak, gdyż szybko przyswoiłem się z nowym otoczeniem. Nemezis samo zaproponowało zwiedzenie całego terenu i dało i znać za pomocą swoich myśli. Aktualnie siedziałem tylko swoim pokoju, gdy nagle naszła mnie nagła myśl, by jednak po przechadzać się trochę samemu. Nemezis poproszone, zostanie u mnie. Ramzes, Blue i moje ukochane gryzonie dotrzymają temu towarzystwa. Wyszedłem więc na tereny otwarte tego rezerwatu, czy jakkolwiek mam to nazwać. Nie dane mi było jednak na długo cieszyć się samotnością, gdyż ktoś postanowił ukazać się mi... Ni stąd, ni zowąd.

Murtagh?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz