sobota, 16 grudnia 2017

Od Jeonghana Do Murtagh'a

"Miałeś kiedyś taki przełomowy moment w życiu, że w jednej sekundzie myślałeś jak to szczęśliwy jesteś, a za moment wszystko zaczyna się walić? Uwierz mi lub nie, ale takie rzeczy na długo zapadają w ludzkiej pamięci, jeszcze częściej  zostawiając ślad na psychice. Uważaj, żeby nie przytrafiła ci się taka sytuacja. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że na wszystko jest już za późno" - przypomniał sobie pierwszy głos w swojej głowie. Zagryzł wargę patrząc się w drewniany sufit nad sobą. Po raz kolejny do niego wróciły, znowu zaczynały mu mącić. Przez wszystkie te lata, był przekonany, że będzie w stanie to wszystko zatrzymać, sądził że jeśli raz to zrobił, będzie potrafił wykonać to ponownie. Nie przewidział jednak, że życie jako umarły nie wyklucza go z kontynuowania bycia ofiarą. Nigdy z resztą nie zastanawiał się również, czy dobrze zrobił wybierając wieczne życie, a nie danie sobie spokoju. Jego zdanie na ten temat było tak różne, że każdego dnia zupełnie inne.



Westchnął cicho, zbierając w sobie siłę, by podnieść się z wygodnych poduszek. Odgarnął grzywkę do tyłu, by po chwili znów znalazła się w jego oczach. Przeleżał w łóżku sporo czasu zastanawiając się nad wszystkim i niczym w tym samym momencie. Właściwie to ruszył się tylko na posiłki, bo jakoś nic innego nie chciało mu się robić.

Po raz kolejny zerknął na sufit, podkładając sobie jedną z nóg pod tyłek. Nic nie robił cały dzień, a był niesamowicie zmęczony. Stwierdzając, że jednak nie ma ochoty na cokolwiek innego jak sen, wrócił do poprzedniej pozycji, jeszcze bardziej zakopując się w poduszki, w myślach karcąc się za wygniecenie koszuli, ale przecież później i tak ją wyprasuje. Przymknął swoje powieki, wyłączając się całkowicie na cały świat. Znów odpłynął, pozwalając by wspomnienia zawładnęły jego umysłem.

Opadł nieprzyjemnie na kolana, wypuszczając wszystko z dłoni. Teraz pokaleczonych i umazanych szkarłatną krwią. Uśmiechnął się smutno na widok różnorakich rozcięć spowodowanych przez odłamki szkła, które niósł aż tutaj. Nad rzekę Han, żeby raz i na zawsze pożegnać się ze wszystkim co chciał tutaj zostawić. Zapomniał już o głośnym szumie wody, która jak najszybciej próbowała się przedrzeć przez nie zbyt szerokie koryto. Zacisnął zakrwawione pięści, kierując czerwone oczy na szybki płynący strumień. Podniósł się z kolan, podchodząc bliżej. Ocenił w głowię szybkość nurtu, rezygnując ze swojego pomysłu. Wrócił do wcześniej zostawionych rzeczy, rozglądając się za miejscem, które idealnie nadawało by się do planowanego przez niego zdarzenia. Przed oczami ukazało mu się drzewo, na którego widok jego oczy zabłyszczały lekko.

"O to chodzi, Hannie." "Jesteśmy z ciebie dumni." "Zostało tak niewiele". 

Miał już dosyć głuchych głosów w głowie, mieszających się ze sobą w dziwnym rytmie, tworząc przerażającą arię. Pragnął raz i na zawsze się ich pozbyć. Do tego same przyprowadziły go w idealne miejsce. Odgarnął  włosy z czoła, przy okazji brudząc je krwią. Owszem, mógłby się powiesić, ale nie miał żadnego sznura. Mimowolnie jednak podszedł do drzewa, zauważając że wcale nie musi go mieć, ponieważ jeden wisi już przywiązany do gałęzi. Ze zbędnym człowiekiem na nim. Jak widać nie był jedynym, który wpadł na tak fenomenalny pomysł jak on. Kopnął wiszący prawie że szkielet, obdarty w większości ze skóry i zjedzony przez zwierzęta. Musiał upaść nisko, skoro wiesza się w miejscu trupa. Kilka minut później już mu to nie przeszkadzało. No, może dopóki po nieprzyjemnym uczuciu duszenia nic się tak właściwie nie stało. Chciał otworzyć oczy, ale i tak nic nie widział. Nic, prócz dłoni. Coś w głowie podpowiadało mu, żeby ją złapać. Dlatego nie zastanawiając się nawet chwycił ją w swoją, by powrócić do stanu sprzed  kilku minut, jednak będąc innym.



Został zbudzony przez nieprzyjemne stukanie w okno. Otworzył ospałe powieki powoli, zerkając w tamto miejsce, w tym samym momencie drapiąc się po głowie. Ujrzał za szybą tylko wróbla, któremu najwidoczniej się nudziło. Westchnął głośno, podniósł się i otwierając okno przegonił uporczywego ptaka. Wzdrygnął się na nieprzyjemny powiew zimna, zaraz zamykając jego przepływ. Niebo było już ciemne, spowite niewielkimi gwiazdami. Przeniósł spojrzenie na niewielki elektroniczny zegarek, zdając sobie sprawę, że zaraz będzie musiał wyjść na to nieprzyjemne zimno. Warknął pod nosem, kierując się do wyjścia, by założyć buty i zgarnąć ciepły płaszcz.

Powolnym krokiem zaczął kierować się do wielkiego budynku, znikając pomiędzy drzewami, które skutecznie hamowały wiatr. Jednak w takich ciemnościach trudno było zobaczyć cokolwiek dookoła, dlatego nie zauważył, kiedy drzewa zaczęły znikać, a on wyszedł na wolna przestrzeń, o mało nie wpadając do wody. Zachwiał się, błagając by wrócił do na swoje wcześniejsze miejsce co wyjątkowo zostało wysłuchane. Otrzepał się z niewidzialnego kurzu i jak gdyby nigdy nic zaczął szybkim krokiem iść w stronę wielkich wrót. Wypchnął językiem policzek widząc przy nich kilka osób, które mogły lub nie, zauważyć jego niezdarne poczynania. Chciał ominąć ich bez większego zamieszania. No, może dopóki nie usłyszał cichej zaczepki...



<Murath? Przepraszam za... to. Naprawdę nie umiem zaczynać :< >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz