czwartek, 7 grudnia 2017

Od Murtagh'a C.D Ryoty

Dziwne, że o moich przygodach nie napisano jeszcze książki. Bo wiecie, dużo już się działo. Jestem w pewnym sensie legendą. Występowałem pod różnymi postaciami i imionami to tu, to tam i to w różnych czasach.
Ale wracając... Tutaj opiszę tylko to, co działo się w tym życiu.



Ciężko określić skąd pochodzę. Nazwisko brzmi japońsko, ale imię... Któż wie?
Wychowywałem się w azjatyckiej Rosji wraz z moją starszą siostrą  i ojcem. Matka po moich narodzinach zagadkowo wyparowała, któż wie, co stało się naprawdę.
Dzieciństwo jak dzieciństwo, były wzloty i upadki, kłótnie i radości. Tych złych było jednak najwięcej. Nie znajdziesz dnia, na którego końcu nasze ciała nie były w siniakach. Tak już mamy, lejemy się, gdy tylko nasze spojrzenia się ze sobą krzyżują. Miłość rodzeństwa? Dobre sobie. Ojciec nie wytrzymywał z nami, tak więc gdy tylko nadażała się okazja, wybywał z domu i zostawiał nas.
Pewnego dnia i on wyparował.
Mieliśmy wtedy po 15 lat, a ja przeżywałem młodzieńczy bunt. Mafu zawsze była kochaną córeczką i wzorową uczennicą. Miała głowę do tego, do czego ja nie miałem i na odwrót. Uzupełnialiśmy się.
Przez rok żyliśmy tak, jakby nic się nie przydarzyło. Idiotka każdej nocy, gdy kładła się spać, mówiła do namalowanych znaków na ścianie. Chciała, by ojciec wrócił.
Zaczęła się zmieniać. Po jakimś czasie przestała przypominać siebie. Nabrała jadu, stała się bardziej wyzywająca... Widziałem więcej podobieństw do siebie.
Pewnego razu znowu mieliśmy bójkę w domu. Była ona jednak zupełnie inna od poprzednich. W końcu powiedziałem siostrze, co myślę o jej nowym hobby. Jak zareagowała? Teraz to zabawne, jak o tym myślę. Wskazała na mnie palcem, wywarczała dziwne, niezrozumiałe słowa i... I nic. Wyśmiałem ją, a potem wyszedłem z domu, biorąc ze sobą plecak, w którym spakowane miałem już swoje rzeczy.
Nie wiedziałem, że to właśnie za jej pomocą miałem od tamtej pory nad sobą czuwającego stróża.

Osiadłem się we Włoszech. Lata mijały, a ja zmieniałem się. Z gówniarza, przemieniłem się w skurwiela o sprawnych palcach i języku. Miałem stały kontakt ze światem podziemnym, w którym, dzięki mnie, cały czas coś się działo. Zacząłem na spokojnie, od bójek w barach. Potem było lepiej i lepiej. Krzywo na mnie spojrzałeś? Lądowałeś na intensywnej terapii z wyjętym okiem z oczodołu. Potrąciłeś przy przechodzeniu obok? Kolana działające w drugą stronę powinny załawtić problem.
Zacząłem spotykać się z gorącymi dziewczynkami, które obrały sobie za cel badboya. Jasne, z początku grzecznie... Ale potem zaczęło mnie to nudzić. Pierwsza, na której wypróbowałem swój fetysz, miała na imię Sofia. Potem jakiś Ezio, chyba jej chłopak, przyszedł do mnie, gdy siedziałem na dołku i powiedział coś, co mogłoby być mottem wielu ludzi.
"Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone."
Po dosłownie 5 minutach od jego odejścia, wyszedłem na wolność. A miałem mieć sprawę w sądzie! Uniewinniono mnie, dowody zniknęły, choć piękna szrama na twarzy dziewczyny została. Nikt o niej już nie wspomniał.
Tak samo było z Anastasią, Lauren, Marią, a nawet kilkoma słodkimi chłopcami.

Nigdy przenigdy nie zostałem ukarany za swoje dzieła. Każdemu robiłem zdjęcia i opisywałem wierszem. Albym wkrótce pękał w szwach, więc dokupiłem kolejny. I następny, potem znowu, dalej... Zebrało się tego przez prawie dziesięć lat.
Niestety... Ktoś chciał to przerwać.

Dzień już od początku wydawał mi się zły. Pogoda była zbyt słoneczna i ciepła, ludzie zbyt często uśmiechali się do mnie na ulicy, gdy nią szedłem... Spotkałem się z Reilą. Była taka słodka, gorąca, wilgotna... Czułem się jak w niebie, gdy raz po raz smakowałem jej ciała. Było świetnie, ale... Coś się zjebało. Gdy przedstawiłem jej jeden z moich ulubionych noży, rysując końcówką kółka na nieskazitelnym ciele, wyrwała mi go i w ułamku sekundy wbiła w ciało. Popatrzyłem zdziwiony na jej przerażoną twarz, która po chwili stała się rozluźniona. Nie mogłem oddychać, dusiłem się krwią, która wypływała mi z ust. Drugi strumień leciał z rany na szyi, która została po wyjętym narzędziu. Brakowało mi tlenu, obraz rozmazywał się... Wtem przede mną poajwiła się dłoń. Bez zbędnego myślenia, chwyciłem ją i wtedy poczułem nagły przypływ sił witalnych. Krew przestała uciekać, a ja widziałem już wyraźnie. Na twarzy dziewczyny znowu pojawił się strach. Uśmiechnąłem się złowieszczo, ukazując perfekcyjne uzębienie. Moje oczy wręcz płonęły. Chwyciłem nóż i zacząlem ciąć.

Oblizałem palce z krwi dziewczyny, po czym wyatrłem je w pościel. Zrobiłem zdjęcie swojemu dziełu i westchnąłem rozmarzony. Wyglądała tak pięknie... Jej jelita ułożone były w okrąg na pościeli, wokół niej. Pozostałe wnętrzności tworzyły ozdobienia głównej linii. Z krwi namalowałem na każdej ze ścian znak, który już od pewnego czasu nosiłem z uwielbieniem. Uśmiechnąłem się i podrzuciłem w ręku gałkę oczną o brązowej siatkówce. Ustawiłem się pod drzwiami i rzuciłem malutką piłeczką do kosza, którym w rzeczywistości była bezzębna jama ustna. Zaśmiałem się i wyszedłem z pomieszczenia.

I co ja robię tu? Uuu. Co ty tutaj robisz?
Las, dzicz... Zero obiektów do maltretowania w pobliżu. Niefajnie i tyle w temacie. Dobrze, że nie żyję teraz na komoletnym wypizdowie. Wtedy to bym się sam pochlastał!
Westchnąłem cicho, przecierając twarz dłonią. Dopiero chyba trzeci dzień tutaj jestem i już mi doskwiera brak zajęcia. Zoofilem nie będę, jeleni ruchać nie chcę... Do drzew mówić też nie będę!
O? A co to? A kto to?
Zaciekawiony popatrzyłem na chłopaka, który szedł parę metrów dalej. Zagrodziłem mu drogę, unosząc brew ku górze.
- Ki chuj? Pierwszy raz cię widzę, kochasiu. - powiedziałem, krzyżując ręce na piersi.
- Bilecik do kontroli proszę. - mruknąłem, mrużąc oczy.

Ryota? Bilecik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz