Tak naprawdę nie wiedziałem, w jaki sposób miałem jej odpowiedzieć. A raczej nie za bardzo mogłem zdecydować, od czego zacząć. Może od zapytania, jak podoba jej się dzisiejszy dzień i co sądzi na temat świąt Bożego Narodzenia, a może od tych najbardziej nurtujących mnie pytań, przechodząc w ten sposób do rzeczy? Owijać niepotrzebnie w bawełnę czy rzucić prosto z mostu? Bardziej w moim stylu było to drugie, ale w sumie... Przecież uwielbiam wkurzać ludzi, a takiej okazji nie mogę przegapić. Poza tym to w sumie tak jakby moje hobby.
Zamiast jednak uzyskać jakąś konkretną odpowiedź, dziewczyna westchnęła z irytacją, ponownie zakładając kask. Widząc jednak jej próbę ponownego włączenia się do ruchu, nie mogłem się powstrzymać. Przywołując zatem najbardziej neutralny wyraz twarzy, na jaki było mnie stać, z uwagą przyglądając się swoim dłoniom, rzuciłem jakby od niechcenia:
- Gdybym był na twoim miejscu i miał taką maszynę, najpierw nauczyłbym się porządnie jeździć, a dopiero potem szpanował. To, że masz nowy motocykl, nie oznacza, iż od razu będziesz prowadzić jak zawodowiec.
- O co ci kurna chodzi? — burknęła, zerkając w moją stronę, odwrócona przez ramię.
Na te słowa zaśmiałem się w głos, co nie lekko ją zaskoczyło. Niektórym mogłoby się wydawać, iż w tej całej sytuacji nie było niczego śmiesznego. W moich oczach jednak to i jej jazda, której miałem okazję się przyglądać wcześniej, podchodziło niemal pod kabaret, w którym główną rolę grała właśnie osoba stojąca, a raczej siedząca na motocyklu przede mną. Z jej spojrzenia wyczytałem, że naprawdę nie wie, o co mi chodzi. Poza tą dezorientacją zauważyłem także coś na kształt odrazy — zupełnie, jakbym był jakimś chorym psychicznie człowiekiem, który kilka chwil temu zwiał z psychiatryka. Chcąc zatem rozwiać wszelkie jej wątpliwości co do stanu mojego umysłu, odpowiedziałem:
- Może o to, że jeździsz jak najprawdziwszy w świecie amator, pomimo maszyny prosto z salonu. Poza tym wierz mi - każdy, kto prowadził motocykl chociaż raz w życiu wie, że jedziesz tam, gdzie patrzysz. — w tym momencie zabrałem ręce z kierownicy, krzyżując je na piersi — Jeśli zatem widzisz przed sobą kogoś, kto niczym monitoring osiedlowy analizuje i przygląda się wszystkiemu, co znajduje się dookoła, możesz być pewien, iż długo w jednym kawałku nie pojedzie. A to się tyczy właśnie ciebie.
I tak jak się tego spodziewałem, ugodziłem jej słaby punkt. Dziewczyna bowiem nawet nie odpowiedziała, ostentacyjnie wracając do pozycji świadczącej o chęci rozpoczęcia jazdy. O ściany budynków ulokowanych wzdłuż uliczki odbiło się echo dodawanego zbyt gwałtownie gazu. Próbując zatuszować fakt, iż w ten sposób tylne koło gwałtownie odskoczyło w bok (mówiłem jej przecież, że jest ślisko), jak gdyby nic się nie stało ruszyła przed siebie, u wylotu drogi gwałtownie skręcając w prawo i omal się przy tym nie wywracając. O matko... Aż mi szkoda tych pechowców, którzy staną na jej drodze. Albo raczej motocyklu, który ona prowadzi, a raczej on prowadzi ją. Przez chwilę stałem jeszcze w uliczce, próbując wymyślić, co mógłbym teraz ze sobą zrobić. Nie widząc jednak dalszego sensu w rozwodzeniu się nad losem maszyny, postanowiłem postąpić podobnie jak nieznajoma, ponownie zapalając motor i ruszając we wcześniej obranym kierunku.
Nie trwało długo, by w polu mojego widzenia znów pojawił się znajomy Suzuki. Nie ma co także ukrywać, iż pierwotny plan polegał na wyprzedzeniu bez chociażby zerknięcia w jej stronę, udając się tym samym prosto do osady. Niestety, dziewczyna miała chyba inny pomysł na rozegranie tej sytuacji. Bo przecież oczywiste jest, że nie można pozwolić na wyprzedzenie się przez innego kierowcę. Z początku starałem się ignorować jej prowokacyjne dodawanie gazu, dzięki któremu wyprzedzała mnie na chwilę tylko i wyłącznie po to, aby sekundę później znów się ze mną zrównać. Niestety, nie miałem dzisiaj najmniejszej ochoty na wyścigi, tym bardziej z kimś takim jak ona. Nie trzeba bowiem opisywać gwałtownego spięcia jej ciała, kiedy to podczas gwałtownego przyspieszenia, tylne koło zatańczyło energiczną sambę, w efekcie powodując chwianie się maszyny. Tuż po tym wybryku nieznajomej przeszły już chyba wszelkie chęci na popis, a wnętrze mojego kasku wypełniło echo kpiącego prychnięcia. Widząc jej brak jakichkolwiek zamiarów na kontynuację wyczułem, że wreszcie przyszła moja kolej na zaprezentowanie swoich możliwości. Aby jednak móc wykonać jedną z najprostszych sztuczek, musiałem nieznacznie zwolnić. Tak też zrobiłem, przez co dziewczyna wyprzedzała mnie o mniej więcej dwie długości motocyklu. Wzdychając głęboko i rozluźniając na chwilę mięśnie, w następnej sekundzie gwałtownie dodałem gazu. Gdy natomiast znalazłem się niemal w tej samej linii ze swoją konkurencją, z odpowiednio dobraną siłą pociągnąłem przód maszyny do siebie. W taki sposób balansowałem na jednym kole z dobrą setką na liczniku, dla urozmaicenia efektu przechylając ciało od lewej do prawej, zajmując w ten sposób niemal cały wyznaczony pas ruchu. W końcu jednak znudziło mi się szpanowanie, toteż pozostawiając motor pośrodku strefy, spojrzałem ostentacyjnie w stronę ciągle jadącej obok nieznajomej, kiwając głową w jej kierunku.
Następnie opuściłem przód maszyny, która z głośnym „bach!” oznajmiła swoje spotkanie z asfaltem. Kolejnym krokiem z mojej strony było wykonanie w stronę ciemnowłosej gestu sugerującego salutowanie żołnierza, by później we wtórze klaksonów aut jadących za mną pochylić w prawo, skręcając tym samym i wykorzystując ostatni zjazd z drogi głównej, dzięki któremu trafię do domniemanego domu.
Kat? Nie odbierz tego opka źle, on po prostu taki jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz