sobota, 9 grudnia 2017

Od Aaron'a C.D Alie

- Mówię Ci, że to bez sensu. – kontynuowałem, podnosząc nieco swój ton. Rosalie doprowadzała mnie do szału, gdyż zachowywała się jakby kompletnie postradała zmysły. Maszerowała wzdłuż i wszerz salonu. Dźwięk jej ciężkich, wojskowych butów odbijał się echem o wszystkie ściany pomieszczenia. Z rękami na biodrach stawiała kolejne kroki,  ni stąd ni zowąd obracając się na pięcie lub raz na jakiś czas zatrzymując się, jakby w zadumie. Nie widząc sensu w kolejnej próbie porozumienia się ze starszą skierowałem kroki do wyjścia. Odruchowo sięgnąłem w stronę wieszaka, by zdjąć z haczyka swój ulubiony, czarny płaszcz. Nie czując pod palcami przyjemnego materiału skierowałem wzrok w kierunku ściany i dopiero wtedy przypomniało mi się, iż pożyczyłem okrycie nieznajomej znad jeziora.
Znając cel swojej podróży przyśpieszyłem kroku, po drodze podwijając rękawy białej koszuli po same łokcie. Pomimo minusowej temperatury, która panowała na zewnątrz budynku nie odczuwałem zimna, wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że unoszą się nade mną obłoczki pary. Zapukałem raz, drugi, po trzecim bez zbędnych ceregieli złapałem za klamkę i pchnąłem je, używając odrobiny swojej siły. Niebo zalane było już całkowitą ciemnością lecz dzięki swojej nadnaturalnej zdolności, mogłem zobaczyć wszystko nie włączając światła. Na nieposkładanej i kompletnie rozrzuconej pościeli znalazłem swoją zgubę, wraz z małą karteczkę, lecz wystarczyło abym przeniósł wzrok odrobinę w bok, by ujrzeć jeszcze jeden skrawek papieru. Nie mogąc powstrzymać ciekawości chwyciłem go w dłonie i w konsternacji przeleciałem po dziesięciu punktach, które chaotycznie rozrzucone były po całej stronie. W pierwszej chwili wprawiły mnie w osłupienie, dopiero potem zacząłem łączyć wątki i powiązywać fakty z Panią, która mieszkała w tym domku. To dlatego nie było jej na posiłkach, w każdym bądź razie jest niespełna rozumu jeżeli wyszła ze strefy na noc, jeśli dorwą ją Kredusi nie ma szans. Odłożyłem skrawek papieru tam skąd go wziąłem i po chwyceniu płaszcza wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Chwilę stałem tak przed budynkiem, starając się wytężyć zmysły. Nos pokierował moje oczy w stronę lasu. Poszła przez las? Czy kompletnie postradała zmysły? A może to jakaś dzikuska, która lubi biegać po lesie? Długo nie było mi dane się nad tym zastanawiać gdyż na moją twarz upadło parę zimnych kropel. Nim zdążyłem powrócić wzrokiem do willi, z niebo zaczęła spadać delikatna mżawka, która po chwili zamieniła swą postać na duże płatki śniegu, spadające jedno za drugim. Nie zwlekając chwili dłużej udałem się z powrotem do domu, w nadziei, że mojej starszej siostrze przeszedł dziwny humor.

Od rana tłukłem się w korkach swoim fordem. Na ulicy leżało kilka centymetrów śniegu, a ludzie dostawali świra. We wszystkich oknach sklepowych, jak okiem sięgnąć znajdowały się świąteczne dekoracje. Wystawy przepełnione były bałwanami, brodatymi mikołajami i głupio wyglądającymi reniferami. Na sam widok wszystkich tych ozdób aż mnie mdliło. Nie lubiłem okresu świątecznego, jak niczego innego na tym świecie. Pomimo tego, że do świąt została jeszcze kupa czasu, ludzie biegali jak poparzeni po sklepach, żeby wynieść z nich nic nie znaczące i bezużyteczne drobiazgi. Pogrążony w hałasie klaksonów i odoru spalin przyglądałem się wszystkim tym ludziom, którzy pędząc mijali moje auto. Wtem dostrzegłem znajomą sylwetkę, ta twarz, chyba już ją gdzieś widziałem. Jej zakrwawione ubranie oraz zakłopotana mina mówiły same za siebie. Na moje szczęście, tuż obok ulicy, gdzie stałem właśnie swym pojazdem znajdował się wjazd w uliczkę. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej zakręciłem kółkiem kilkakrotnie wprawo, i już po chwili auto znalazło się w poprzek chodnika, odgradzając dziewczynie drogę. Cofnęła się o krok, gdy maszyna głośno zaryczała podczas manewru. Prędkiem wysiadłem z pojazdu i podszedłem do niej momentalnie łapiąc ją w talii, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi gapiów, i wyglądać jak najbardziej naturalnie.
- Tu jesteś. – zacząłem z przypiętym uśmiechem, odbierając jej plecak. Nie zabierając ręki z jej bioder podprowadziłem ją do drzwi auta, które jak na dżentelmena przystało, otworzyłem przed nią. Dziewczyna wsiadła do samochodu bez zbędnego gadania. Zrobiłem to samo, po podrzucenia jej tabołka do bagażnika.
- Widziałaś jak wyglądasz? Paradujesz w okrwawionych ciuchach po mieście, mogłaś zwrócić na siebie uwagę policji albo gorzej. – mruknąłem wlepiając w nią badawczy wzrok. Nie otrzymawszy odpowiedzi powoli ruszyłem uliczką, która na szczęście nie okazała się ślepą. Omijając główne drogi, dotarliśmy do strefy w mniej niż godzinę. Cały ten czas, ciszę między nami przerywał tylko ryk silnika. Kiedy zatrzymałem się na miejscu, ostatni raz przejechałem wzrokiem po dziewczynie, by zaraz wysiąść i otworzyć jej drzwi.
- Zmykaj, umyj się, doprowadź się do porządku. Na Twoje szczęście Lucyfer nie dostrzegł Twojej nieobecności na wczorajszych posiłkach.  Więcej nie odwalaj takich numerów. – ostatnie zdanie niemal wysyczałem. Nie mogłem znieść nieodpowiedzialnych osób.
- Bo co.. – warknęła, zarzucając na plecy swój bagaż.

- Bo to, że jesteś tylko słabym sługą, a gdy Kredusi Cię złapią i wezmą na męki, uwierz mi, że wyciągną z Ciebie potrzebne im informacje, które nie mogą dostać się w ich łapska. Samoluby są zagrożeniem nie tylko dla siebie, lecz dla całej naszej społeczności. – odpowiedziałem takim samym tonem, po czym zatrzasnąłem za nią drzwi auta i bez dalszych dyskusji poszedłem do willi, po drodze upychając dłonie w kieszenie. Rany, jest tak wcześnie, a mój dzień właśnie został zrujnowany.

Alie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz