- Mówię Ci, że to bez sensu. – kontynuowałem, podnosząc
nieco swój ton. Rosalie doprowadzała mnie do szału, gdyż zachowywała się jakby
kompletnie postradała zmysły. Maszerowała wzdłuż i wszerz salonu. Dźwięk jej
ciężkich, wojskowych butów odbijał się echem o wszystkie ściany pomieszczenia.
Z rękami na biodrach stawiała kolejne kroki,
ni stąd ni zowąd obracając się na pięcie lub raz na jakiś czas
zatrzymując się, jakby w zadumie. Nie widząc sensu w kolejnej próbie
porozumienia się ze starszą skierowałem kroki do wyjścia. Odruchowo sięgnąłem w
stronę wieszaka, by zdjąć z haczyka swój ulubiony, czarny płaszcz. Nie czując
pod palcami przyjemnego materiału skierowałem wzrok w kierunku ściany i dopiero
wtedy przypomniało mi się, iż pożyczyłem okrycie nieznajomej znad jeziora.
Znając cel swojej podróży przyśpieszyłem kroku, po drodze podwijając rękawy
białej koszuli po same łokcie. Pomimo minusowej temperatury, która panowała na
zewnątrz budynku nie odczuwałem zimna, wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że
unoszą się nade mną obłoczki pary. Zapukałem raz, drugi, po trzecim bez
zbędnych ceregieli złapałem za klamkę i pchnąłem je, używając odrobiny swojej
siły. Niebo zalane było już całkowitą ciemnością lecz dzięki swojej
nadnaturalnej zdolności, mogłem zobaczyć wszystko nie włączając światła. Na nieposkładanej
i kompletnie rozrzuconej pościeli znalazłem swoją zgubę, wraz z małą karteczkę,
lecz wystarczyło abym przeniósł wzrok odrobinę w bok, by ujrzeć jeszcze jeden
skrawek papieru. Nie mogąc powstrzymać ciekawości chwyciłem go w dłonie i w
konsternacji przeleciałem po dziesięciu punktach, które chaotycznie rozrzucone
były po całej stronie. W pierwszej chwili wprawiły mnie w osłupienie, dopiero
potem zacząłem łączyć wątki i powiązywać fakty z Panią, która mieszkała w tym
domku. To dlatego nie było jej na posiłkach, w każdym bądź razie jest niespełna
rozumu jeżeli wyszła ze strefy na noc, jeśli dorwą ją Kredusi nie ma szans.
Odłożyłem skrawek papieru tam skąd go wziąłem i po chwyceniu płaszcza
wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Chwilę stałem tak przed budynkiem, starając
się wytężyć zmysły. Nos pokierował moje oczy w stronę lasu. Poszła przez las?
Czy kompletnie postradała zmysły? A może to jakaś dzikuska, która lubi biegać
po lesie? Długo nie było mi dane się nad tym zastanawiać gdyż na moją twarz
upadło parę zimnych kropel. Nim zdążyłem powrócić wzrokiem do willi, z niebo
zaczęła spadać delikatna mżawka, która po chwili zamieniła swą postać na duże
płatki śniegu, spadające jedno za drugim. Nie zwlekając chwili dłużej udałem
się z powrotem do domu, w nadziei, że mojej starszej siostrze przeszedł dziwny
humor.
Od rana tłukłem się w korkach swoim fordem. Na ulicy leżało
kilka centymetrów śniegu, a ludzie dostawali świra. We wszystkich oknach
sklepowych, jak okiem sięgnąć znajdowały się świąteczne dekoracje. Wystawy przepełnione
były bałwanami, brodatymi mikołajami i głupio wyglądającymi reniferami. Na sam
widok wszystkich tych ozdób aż mnie mdliło. Nie lubiłem okresu świątecznego,
jak niczego innego na tym świecie. Pomimo tego, że do świąt została jeszcze
kupa czasu, ludzie biegali jak poparzeni po sklepach, żeby wynieść z nich nic
nie znaczące i bezużyteczne drobiazgi. Pogrążony w hałasie klaksonów i odoru
spalin przyglądałem się wszystkim tym ludziom, którzy pędząc mijali moje auto.
Wtem dostrzegłem znajomą sylwetkę, ta twarz, chyba już ją gdzieś widziałem. Jej
zakrwawione ubranie oraz zakłopotana mina mówiły same za siebie. Na moje szczęście,
tuż obok ulicy, gdzie stałem właśnie swym pojazdem znajdował się wjazd w
uliczkę. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej zakręciłem kółkiem
kilkakrotnie wprawo, i już po chwili auto znalazło się w poprzek chodnika,
odgradzając dziewczynie drogę. Cofnęła się o krok, gdy maszyna głośno zaryczała
podczas manewru. Prędkiem wysiadłem z pojazdu i podszedłem do niej momentalnie
łapiąc ją w talii, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi gapiów, i wyglądać
jak najbardziej naturalnie.
- Tu jesteś. – zacząłem z przypiętym uśmiechem, odbierając
jej plecak. Nie zabierając ręki z jej bioder podprowadziłem ją do drzwi auta,
które jak na dżentelmena przystało, otworzyłem przed nią. Dziewczyna wsiadła do
samochodu bez zbędnego gadania. Zrobiłem to samo, po podrzucenia jej tabołka do
bagażnika.
- Widziałaś jak wyglądasz? Paradujesz w okrwawionych
ciuchach po mieście, mogłaś zwrócić na siebie uwagę policji albo gorzej. –
mruknąłem wlepiając w nią badawczy wzrok. Nie otrzymawszy odpowiedzi powoli
ruszyłem uliczką, która na szczęście nie okazała się ślepą. Omijając główne
drogi, dotarliśmy do strefy w mniej niż godzinę. Cały ten czas, ciszę między
nami przerywał tylko ryk silnika. Kiedy zatrzymałem się na miejscu, ostatni raz
przejechałem wzrokiem po dziewczynie, by zaraz wysiąść i otworzyć jej drzwi.
- Zmykaj, umyj się, doprowadź się do porządku. Na Twoje
szczęście Lucyfer nie dostrzegł Twojej nieobecności na wczorajszych
posiłkach. Więcej nie odwalaj takich
numerów. – ostatnie zdanie niemal wysyczałem. Nie mogłem znieść
nieodpowiedzialnych osób.
- Bo co.. – warknęła, zarzucając na plecy swój bagaż.
- Bo to, że jesteś tylko słabym sługą, a gdy Kredusi Cię
złapią i wezmą na męki, uwierz mi, że wyciągną z Ciebie potrzebne im
informacje, które nie mogą dostać się w ich łapska. Samoluby są zagrożeniem nie
tylko dla siebie, lecz dla całej naszej społeczności. – odpowiedziałem takim
samym tonem, po czym zatrzasnąłem za nią drzwi auta i bez dalszych dyskusji
poszedłem do willi, po drodze upychając dłonie w kieszenie. Rany, jest tak
wcześnie, a mój dzień właśnie został zrujnowany.
Alie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz