czwartek, 7 grudnia 2017

Od Ryoty C.D Murtagh'a

Powiem szczerze, że takiego obrotu spraw, to ja bym się nigdy nie spodziewał. Sam las wydawałby się spokojny, gdy nie ten koleś, który jak na złość musiał ukazać się w kadrze mojego pola widzenia. Zmarszczyłem brwi ze znużenia i westchnąłem ciężko, zakrywając ręką swoją twarz i masując sobie brwi. Oj tak, zaczynam chyba odczuwać wczesne objawy mojej migreny. No po prostu pięknie. W końcu znów spojrzałem na bruneta, którego kąciki ust uniosły się leciutko ku górze w kpiarskim uśmiechu. No tak, już mogę wyczuć, że koleś będzie miał dużo w sobie niczym Joker z jakże zacnego Batmana. Ten dzień nie mógł po prostu zapowiadać się gorzej...

- Ki chuj? Pierwszy raz cię widzę, kochasiu. - oznajmił, krzyżując ręce na piersi.
- Bilecik do kontroli proszę. - mruknął wyraźnie przymrużając oczy, jakby chciał mi posłać wyzywające spojrzenie, nie umknęła mi jednak iskra kpiarstwa w jego źrenicach.
- Niestety pomyliłeś adres, śmieszku. - powiedziałem znużony. - Ale jak chcesz, to bilecik ja Ci mogę z wielką przyjemnością załatwić i to w jedną stronę.
- Lovelasie, nie chcę nic mówić, ale ja tak samo jak Ty ja już jestem martwy. - prychnął.
- Nie wiem z której strony Ci wyglądam na tego "lovelasa". - mogłem czuć rosnącą we mnie monotonnie.
- Z prawie każdej, jeśli byś pytał mnie. - w dosyć śmieszny sposób przechylił głowę delikatnie w prawą stronę, jakby z tej perspektywy lepiej mu było mi się przyglądać.
- Dobra, mniejsza. - oznajmiłem, odwracając wzrok.
- Hmm widać, że wystarczy kilka sekund kogoś obcego, by Cię tak onieśmielić, kotuś. Skoro już mi nawet nie masz odwagi patrzeć w oczy... Czuję, że lada moment będziesz czerwony niczym burak.
Jak matkę kocham... Mogłem dokładnie wyczuć, jak na jego twarzy maluje się kpiarski, wredny i triumfalny uśmiech. Jednak wzdrygnąłem się mimowolnie na to przezwisko.
- "Czy on mnie nazwał 'kotuś' do jasnej cholery?" - mój umysł był zakłębiony od czarnych myśli w tym momencie, on musiał to widocznie zauważyć, gdyż jego bez szczelny uśmiech lekko się poszerzył.
- Widocznie serio moja postura wprawia Cię o niemałą zadumę i podziw, kotuś. - był tak pewny siebie, że przez chwilę serio się zacząłem zastanawiać, czy sam siebie słyszy.
Po raz pierwszy spotykam się z kimś, kto przede mną byłby tak pewny siebie.
- Nie bądź taki do przodu, bo Cię z tyłu zabraknie. - nie mam żadnego pojęcia, czemu tylko te żałosne słowa zdołały przetoczyć mi się przez język.
Między nami nastała chwila ciszy, która wydawała się trwać wieczność. Nerwowa wymiana spojrzeć... Jednak wkurwiający uśmiech nie znikał. Jednak nie spodziewałem się tego, co miał powiedzieć potem:
- Uważaj, kotuś, bo ja nie będę tym jednym, któremu tyłu zabraknie w tym przypadku... - powiedział to tak spokojnie, że nie miałem innego wyjścia, jak pusto gapić się na niego. - Jeśli wiesz oczywiście, co takiego mam na myśli. - puścił mi oczko, a ja instynktownie zrobiłem dwa kroki w tył niesamowicie zmieszany.
Otworzyłem usta, ale tak szybko jak to zrobiłem, tak szybko je zamknąłem. Po prostu nie wiedziałem, co mu na to odpowiedzieć. Świetnie... Trafił mi się zbok w tej dziurze. I to jeszcze strzelam, jakiś psychodeliczny, który nie ma żadnych skrupułów. Zmarszczyłem brwi, czułem się trochę bezradny, ponieważ pierwszy raz ktoś strzelił mi taki tekst. Wiem jednak na pewno jedną rzecz... ten koleś zostanie moim nowym utrapieniem, którego tak szybko się nie pozbędę. Jak ja nienawidzę swojego życia, a siebie tym bardziej.
- Ty... Idź do piekła do jasnej cholery. - tylko tylko zdołałem powiedzieć, nawet nie przejmując się tym jak bezsensowne faktycznie to zdanie było.
- Jakbyś nie zauważył... Już jesteśmy w piekle, ba... Nawet jeszcze lepiej. - i znowu ten dziwny, niebezpieczny błysk w jego oku.
Oby nic nie kombinował....
------------
⛥Murtagh? Nie popuszczę za tego "kotusia"... ⛥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz