niedziela, 10 grudnia 2017

Od Rosalie C.D Samanthy

" I'm gonna kill you.." 



Z mojego gardła wydobył się wrzask przerażenia, kiedy Hector chwycił dziewczynę za ramię i w ułamku sekundy obrócił ją w swoim kierunku. Wtedy wybrzmiał odgłos strzału, a po chwili gejzer czerwonej posoki wytrysnął z jego krtani, brudząc winowajczynię, oraz meble dookoła. Jeszcze chwilę stał na nogach, by po niespełna sekundzie upaść na ziemię z towarzyszącym temu głuchym odgłosem. W jednym momencie przepełnił mnie strach a jednocześnie tak ogromna nienawiść, że czułam iż zaraz wybuchnę niepohamowanymi łzami.  Dziewczyna zwróciła swoją umorusaną twarz w moim kierunku lecz już po chwili doznała uderzenia z otwartej dłoni, które najpierw posłało ją na drewnianą komodę, a dopiero po tym na ziemię. Padłam na kolana obok mężczyzny, podnosząc delikatnie jego głowę, plamiąc dłonie posoką, która odbierała mu oddech i powoli zapełniała jego płuca, powodując odruch odksztuszania.

- Hej, hej, spokojnie. Derek, Derek, kochany, spójrz na mnie. –zaczęłam szybko, czując jak po moich policzkach zaczynają ciec gorące łzy przerażenia.- Wszystko będzie dobrze, Derek, będzie w porządku, nie walcz z tym, daj się pochłonąć ciemności.  – zająkałam, sama niedowierzając w to co przed chwilą powiedziałam. – Słyszysz? Hej, Derek! Nie walcz, nie walcz.. – ostatnie słowa wyszeptałam, patrząc w jego szare tęczówki. Przez chwilę miałam wrażenie, że delikatnie skinął do mnie głową, co odrobinę mnie uspokoiło. Krew  wylewała się z jego ciała niczym wino z odkorkowanej beczki, tamowanie je nie miało najmniejszego sensu. Połowa mojego jasnego okrycia zabarwiła się od szkarłatnej, gęstej cieczy. Z chwilą, kiedy jego ciało przestały przechodzić ostatnie drgawki, do sypialni wpadł Aaron, i jakby porażony widokiem padł na kolana tuż obok mnie.
- To ona.. – odpowiedziałam na pytanie, którego chłopak nie musiał nawet zadawać, wystarczył mi jego przerażony, aczkolwiek przepełniony ciekawością wzrok. Podniosłam się z kolan i próbując się nie poślizgnąć, podeszłam do drobnej sylwetki, leżącej metr od zesztywniałego już ciała Dereka. Stopą wytrąciłam broń z jej bladej dłoni, w tym samym czasie zaciskając własne pięści. Miałam ochotę rozłupać jej czaszkę, teraz, zaraz, w tym momencie. Obdarowałam ją przecież sympatią a ona oskarżyła mnie o kłamstwo. Chwilę walczyłam z niepochamowaną chęcią złamania jej którejś z kończyn, jednak udało mi się powstrzymać. Odwróciwszy wzrok,  nogi zaprowadziły mnie do łazienki gdzie przywdziałam swoje codziennie odzienie. Po wyjściu z pomieszczenia, ciała mężczyzny nie było już w przejściu, pozostała po nim tylko niemal czarna kałuża, która rozpościerała się na kilka metrów. Podniosłam wzrok na Aarona, który bezzwłocznie oczekiwał jakichkolwiek wyjaśnień.
- Postrzeliła go.. mierzyła we mnie ale odwrócił ją w ostatnim momencie… - wyszeptałam, w tym samym czasie podkaszając rękawy białej koszuli. – Oczerniła mnie o wymazanie jej wspomnień.. –mruknęłam podchodząc do szafy, z której wyciągnęłam stalowy kij do baseball’a.
- A zrobiłaś to? Usunęłaś jej pamięć? – spytał z cicha, kucając obok wciąż nieprzytomnej dziewczyny.
- Aye, zrobiłam i nie zmienię zdania, co do tego iż było to koniecznie, ale skoro tak bardzo chce je odzyskać, to je odzyska. – stawiając kilka kroków złapałam dziewczynę za nogę po czym zaczęłam ciągnąć ją po posadzce do wyjścia. Jej długie włosy zamoczone we krwi niczym pędzel malowały pejzaże na jasnych, brzozowych panelach.
- Jeszcze będzie mnie błagała, żebym usunęła je z powrotem. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Już miałam zamiar opuścić część mieszkalną willi, kiedy mężczyzna zatrzymał mnie jeszcze jednym pytaniem.
- Ale dlaczego? Dlaczego miałaby błagać? – nic nie rozumiał. Wcale się mu nie dziwiłam, dopiero co tu przyjechał, nie miał pojęcia co działo się, kiedy Sam dołączyła do społeczności jako świeża servantka. Wtedy każdego dnia w powietrzu unosił się drażniący zapach wszechobecnego bólu, oraz następującej po nim irytacji jak również furii.
- Dlatego, że to dziecko, było dla nas utrapieniem. Nie radziła sobie z emocjami, wiedząc w jaki sposób umarła - brzydziła się własnego ciała, nie mogła znieść swojego otoczenia, a jej zachowanie odbijało się na całej naszej społeczności. Lucyfer chciał ją unicestwić, bo po co nam ogniwo, które nie współdziała? Wtedy wpadliśmy na nienajgorszy plan, a gdyby tak te ogniwo naprawić, ustawić do pionu, kosztem kilku zbędnych wspomnień? Stracimy wtedy łaknącą śmierci, krzyczącą płaczkę, a zyskamy pionka, który się podporządkuje i będzie zabijał?  Wspaniały pomysł, ale kto przewidzi konsekwencje? – uśmiechnęłam się pod nosem, jednakże zaraz uśmiech ten przemienił się w grymas złości. Od starszego nie usłyszałam już żadnego słowa, więc kontynuowałam wycieczkę do swojego celu. Kiedy nadszedł moment, schodzenia ze schodów, Samatha ocknęła się wskutek obijania potylicy o drewniane stopnie. Zaczęła się szarpać, krzyczeć, może nawet i szlochać, lecz ja nie dawałam za wygraną. Zacieśniając mocniej palce na jej kostce, ciągnęłam ją wprost nad jezioro. Z nieba prószył lekki śnieg, co oznaczało tylko iż temperatura tego dnia była na minusie. Kiedy dotarłyśmy do piaszczystego brzegu, puściłam dziewczynę, tym samym odrzucając na bok kij baseballowy. Odwróciła się na brzuch, próbowała się odczołgać ale wtedy złapałam ją za kark i wrzuciłam wprost do lodowatej wody. Była to płycizna, więc jedynie zmoczyła swoje ubranie, w tym samym czasi sycząc z zimna.
- Chciałaś sobie przypomnieć? – wywarczałam wchodząc do wody i łapiąc w garść pukiel jej ciemnych włosów. – To sobie przypomnisz. – pomimo jej oporu wciąż ciągnęłam jej ciało, szarpiąc za włosy z niemałą siłą. Nie musiałam zachodzić daleko gdyż wystarczyło, że woda sięgała nieco wyżej połowy mojej łydki, wtedy to pchnęłam ją mocno, sprawiając, iż jej ciało uderzyło o tafle, rozpryskując dookoła ciecz, niczym ciężki kamień rzucony w nienaruszoną taflę. Samatha momentalnie wynurzyła głowę, nabierając w płuca powietrza, wtedy to usiadłam okrakiem na jej biodrach i łapiąc dłońmi jej twarz, podniosłam ją i zmusiłam aby spojrzała mi w oczy.
- A teraz spełnię twoje życzenie, przypomnisz sobie wszystko. Jak do nas trafiłaś, jak się czułaś, jak bardzo pragnęłaś od nas odejść, jak wiele razy próbowałaś podjąć tę jedyną, bezsensowną próbę odebrania sobie życia, która za każdym jebanym razem kończyła się fiaskiem… - zaczęłam spokojnie, widząc w jej źrenicach promyk nadziei. Nadzieja, to nią teraz kierowało. Idiotyczne pragnienie, które przyniesie jej z powrotem smutek i cierpienie. Czując narastającą we mnie furię, jedną dłonią ujęłam jej szyję by po chwili, bez jakiegokolwiek zawahania wepchnąć jej głowę pod taflę zimnej jak lód wody. Jej pierwszymi odruchami było chaotyczne wymachiwanie rękoma, po chwili nastał moment gdy ruszając całym ciałem starała się zrzucić mój ciężar ze swoich bioder. Bezskutecznie. Drugą z rąk odsuwałam od swojej twarzy jej latające kończyny, które pragnęły zacisnąć palce na mojej krtani. W chwili gdy ujrzałam, że nad taflę wydostaje się coraz mniej bąbelków wyciągnęłam ją z powrotem ponad taflę. Z krzykiem zachłysnęła się powietrzem jakby była pewna, że za chwileczkę będzie musiała przeżywać to jeszcze raz.
- Dość..!- wycedziła, podczas gdy przez jej ciało zaczęły przechodzić pierwsze drgawki, oznaczające wyziębienie organizmu. – Dość!- powtórzyła krzycząc.
- Tak Szybko? To nawet nie jest połowa. – warknęłam, ponownie wlepiając wzrok w jej tęczówki.
- Przestań się szamotać. – rozkazałam, a dziewczyna pogrążona w transie wykonała polecenie.
- Przypomnij sobie.- zażądałam. – Przypomnij sobie pomieszczenie, tę żarówkę, dyndającą pod sufitem, na samotnym, czerwonym kablu, przypomnij sobie uczucie rozrywanych mięśni, przypomnij ten słodki zapach krwi, który unosił się w całym tym pomieszczeniu. Taka bezradna, słaba, samolubna, bojąca się zabijać, pragnąca jedynie śmierci i spokojnego odpoczynku, który nigdy by nie nadszedł. – Ostatnie słowa wymruczałam, ciskając jej ciało z powrotem w głąb cieczy.
Schemat ten powtórzyłam jeszcze kilkakrotnie, coraz obdarowując zaburzone myśli dziewczyny kolejnymi podpowiedziami i frazami, które wystarczyły aby wspomnienia które trwale usunęłam z jej umysłu, powróciły, a razem z nimi wszystkie zapomniane emocje i niespełnione pragnienia. Dziewczyna trzęsła się i była sina z zimna kiedy ostatecznie wyciągnęłam jej twarz ponad taflę. Błagała, prosiła, i choć wiedziałam, że w tamtym momencie powinnam to zakończyć, złapałam jej szyję obydwiema rękami i zaciskając je w nadnaturalnie mocnym uścisku kolejny, jednakże ostatni raz sprowadziłam jej bladą i wystraszoną twarz pod wodę. Tym razem szamotała się krócej, jednak o wiele bardzie zawzięcie. Teraz nie przypatrywałam się bąbelkom. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w oświetloną blaskiem księżyca, ogromną willę.
- To za to, co zrobiłaś…- wydukałam, w chwili gdy jej ciało przestało walczyć z pozbawiającymi ją tchu dłońmi. Wtedy złapałam ją za jedną z dłoni i wychodząc z wody zaczęłam ciągnąć. Minęłam willę, potem jej chatkę, a następnie domki wszystkich innych sług. Ci co stali wtedy na zewnątrz, nie mieli odwagi nawet szepnąć, czy podejść. Z chwilą gdy las zmienił barwę na kompletnie czarną, wiedziałam, że oddaliłam się wystarczając od strefy mieszkalnej, a mój cel znajdował się na wyciągnięcie ręki. Po kilkunastu krokach moim oczom ukazała się stara, pokryta mchem i powoli rozpadająca się przyczepa. Dobrze wiedziałam, że dziewczyna odwiedzała te miejsce, szczególnie gdy potrzebowała samotności i ciszy, poza tym wiązała z tym miejscem parę wspomnień, które powrócą do niej jak tylko ocknie się z rana. Dlatego też postanowiłam, że właśnie tam pozostawię jej martwe ciało. Podczas drogi powrotnej nie myślałam o niczym innym, jak tylko o zemście. Przez myśl przechodziły mi różne sposobu tortur, które wydawały się być najbardziej bolesne. Od bardzo dawna nie czułam w sobie tak ogromnej złości. Kiedy byłam blisko willi, spojrzałam na kij, który przez całą drogę dzierżyłam w ręku, po co ja go właściwie wzięłam? Nie mam poj…a no tak, chciałam rozłupać jej czaszkę. To było zbędne, już wystarczająco ochłonęłam. Derekowi nic nie będzie, a ona dostała co, czego tak łapczywie pragnęła. To jak sobie z tym poradzi, to teraz tylko i wyłącznie jej problem, jeżeli znów będzie sprawiać kłopoty, Lucyfer nie zawaha się kolejny raz, tylko najzwyczajniej w świecie się jej pozbędzie. Po wejściu na górę zorientowałam się, że cały syf który po sobie zostawiliśmy, zniknął. Ach kochany Aaron, nie potrafił od tak pozostawić brudu. Swoje kroki skierowałam do sypialni Hectora, gdzie spędziłam resztę nocy..


Siedząc w jadalni, zastanawiałam się nad wydarzeniami z poprzedniego dnia, kontemplowałam nad tym, jak wielką przyjemność sprawiło mi zabicie ciała dziewczyny. Rozmyślając z dłoni do dłoni przerzucałam nóż, nieco kalecząc sobie tym ręce lecz mimo to nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Na ziemię sprowadził mnie drażniący, chwilowy ból w okolicy żeber. To Aaron, szturchnął mnie łokciem, aby coś zakomunikować. Złapałam w dłonie serwetkę, aby wytrzeć w nią czarną krew wypływającą z drobnych ranek. Opadłam na oparcie dużego, obitego w czerwony plusz krzesła, w tym samym momencie zakładając nogę na nogę i wzrokiem przelatując po nachodzących wciąż do Sali biesiadnikach. Po niedługim czasie wszystkie miejsca były zajęte, oprócz jednego. Szkoda, a byłam pewna, że przyjdzie i odstroi jakąś szopkę. Nie wiem jak to się stało, ale jak na życzenie, wraz z kolejną upływającą minutą drzwi skrzypnęły głośno, a zaraz do pomieszczenia wkroczyła drobna, ciemnowłosa istotka. Wszystkie oczy skierowały się w jej kierunku, kiedy kompletnie zdezorientowana usiadła na przypisanym dla niej miejscu.
- Musiała szybko się ocknąć, zobacz, zdążyła doprowadzić się do porządku. – mruknął Młodszy, prostując plecy.
- Mam to gdzieś. – uniosłam brwi lekceważąco, po czym wygięłam usta w uśmiechu, który przepełniony był szaleństwem i nienawiścią.
- Smacznego Sam!- rzekłam głośno, przez co oczy wszystkich obecnych ponownie skierowały się na skuloną w krześle Samanthę. – A może powinnam powiedzieć, Suzanne? – poszerzyłam szaleńczy uśmiech, a widząc jej szare, wyłupione w moim kierunku oczy, złapałam za rękojeść noża i szybkim ruchem wbiłam go w blat stołu, z taką siłą, ze połowa ostrza zniknęła wśród ciemnej dechy. Wszyscy lekko drgnęli, ja zaś wstałam od stołu i skinąwszy głową do Czarta oraz jedynego starszego płci męskiej, skierowałam swoje kroki do wyjścia. Ciszy nie przerwało nic poza stukotem moich obcasów. Będąc przy drzwiach, dostrzegłam ponownie te szare, błyszczące oczy, wgapiające się we mnie. W tym momencie, bezgłośnie wypowiedziałam dwa krótkie słowa, które dziewczyna bez problemowo wyczytała z moich warg.

„ Zabiję Cię” 

Sammy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz