- Chodź, porozmawiamy gdzieś, gdzie nie ma tylu uszu. – mruknąłem, wyciągając do niej rękę.
Bez chwili wahania Samantha chwyciła mnie za rękę i dźwignęła się na równe nogi. Z chwilą, ramię w ramię ruszyliśmy do wyjścia, a później schodami na górę, do części mieszkalnej. Dziwne uczucie, szliśmy razem ale jednak osobno. Brak dotyku jej ciepłej dłoni, koło mojej własnej było czymś, do czego ciężko było mi przywyknąć ale musiałem się z tym w końcu pogodzić. Po pokonaniu kliku stopni i zawiłych korytarzy otworzyłem przed nią ciemne drzwi, prowadzące do mojego lokum. Pokój był jasny, z wysokim sufitem i dużymi oknami. Po wejściu czuć było łunę jasności i czystości. Pomieszczenie wypełniały białe meble zmieszane z szarością oklejonych ścian, gdzieniegdzie połyskujących srebrem. Czarna pościel i dodatki porozstawiane na półkach idealnie komponowały się z wnętrzem i tworzyły jedną perfekcyjną całość, tak jak lubiłem. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju. Wchodząc w jego głąb, przejechała opuszkami palców po szarej komodzie, jak gdyby pokój przypominał jej coś, ale nie była pewna co dokładnie. W pewnym momencie, jej wzrok zatrzymał się na stole, umieszczonym między szafą a starym fotelem w gotyckim stylu. W szklanej, jednopiętrowej gablocie, na stojaku wykonanym z mosiądzu spoczywał miecz. Promienie padające z okna odbijały się od jego połyskującej klingi, tworząc na sąsiadującej ścianie tak zwane zajączki. Dziewczyna podeszła bliżej, przyglądając się z zaciekawieniem broni, która zza szyby wyglądała tak niepozornie, niczym muzealny eksponat.
- Co się stało? – wyrwałem ją z zamyślenia. Kiedy wyrwana z transu obejrzała się w moją stronę, dłonią wskazałem na kanapę. Dziewczyna usiadła zaraz we wskazane miejsce, ja zaś usiadłem obok, w sąsiadującym fotelu. Oparłem łokcie na kolanach i przyglądałem się jej dokładnie, kiedy z przejęciem zaczęła opowiadać, co wydarzyło się przed moim przyjściem do jadalni. Wsłuchiwałem się w jej historię, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów i postarać się coś wywnioskować. Widziałem, że opowiadanie tego co wydarzyło się niedawno, nie przychodziło jej łatwo. Co kilka słów zacinała się, zdarzyło jej się jąknąć, wciąż drżała. Kiedy zakończyła, spojrzała na mnie spanikowanym wzrokiem.
- N-nie wiem co mam robić. – powiedziała zdesperowana, bawiąc się palcami, chcąc zająć czymkolwiek swoje ciało. Widząc jak drgawki przejmują coraz to większą kontrolę nad jej ciałem, bez zastanowienia złapałem jej dłonie w swoje własne i spojrzałem głęboko w oczy, skupiając na nich największą uwagę.
- Posłuchaj. Wymyślimy coś. – zapewniłem ją, lecz ona jakby nie dała się przekonać. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Momentalnie ująłem jej twarz w dłonie, sprawiając by powtórnie spojrzała w moim kierunku.
- Nie pozwolę aby stała Ci się krzywda. Póki jestem w pobliżu jesteś bezpieczna. Okej? – wymruczałem. Dziewczyna pokiwała głową, wtedy też zabrałem dłonie z jej twarzy i odetchnąłem głęboko. Wstałem z fotela i nagle poczułem ciepło, które nadeszło znikąd, gwałtownie. Ręce dziewczyny oplotły mój tors, zaś na mostku poczułem ciepło bijące od jej twarzy. Zdziwiony i lekko zdezorientowany objąłem ją, głaszcząc delikatnie jej ciemne, długie włosy.
- Jestem tu zawsze. – wyszeptałem. Po chwili dziewczyna stanęła obok i niezdarnie ściągnęła z siebie marynarkę, którą po chwili oddała ją w moje ręce. Szybko zarzuciłem ją na ramiona i skierowałem kroki do komody po czym zacząłem grzebać w szufladzie.
- Jeśli będziesz czuła się niebezpiecznie lub nieswojo w chatce, możesz tutaj przychodzić, znasz drogę a drzwi zawsze będą dla Ciebie otwarte, dopilnuje tego. Tu nikt Ci nie zagrozi. – powiedziałem. W końcu odnalazłem dotykiem małe pudełeczko, które zaraz wyjąłem. Gdy się odwróciłem, dziewczyna patrzyła na zielony skrawek materiału. Podążając za jej spojrzeniem, wyjąłem z szafy wieszak na którym spoczywał zielony sweter, z ogromnym, czerwononosym reniferem w centrum.
- Znalazłem go w śmieciach i wrzuciłem z powrotem do prania. Zauważyłem, że robiłaś porządki w szafie. – mruknąłem i chcąc nie chcąc uśmiechnąłem się raczej do siebie, przypominając sobie święta. Mina zrzedła mi momentalnie, gdy umysł przypomniał sobie wydarzenie spod jemioły. Dziewczyna była zdezorientowana i wydawało mi się, że na moment zrobiło jej się głupio.
- Spójrz, o tam. – skinąłem głową w stronę półki. Sam podeszła do niej momentalnie i złapała we wciąż drżące dłonie ramkę ze zdjęciem. Przedstawiało roześmianą, szczerzącą się, po prostu szczęśliwą Samanthę Walker, wciśniętą w niemodny i niewygodny, aczkolwiek oddający świąteczny nastrój sweter z Rudolfem. Chwilę przyglądała się fotografii, a po chwili przeniosła na mnie pytający wzrok.
- Dostałaś go ode mnie na święta, to był taki… gest. Nigdy nie lubiłem świąt, lecz zeszłoroczne zmieniły odrobinę mój światopogląd. Zrobiłem to zdjęcie i obiecałem, że oprawię w ramkę a ja dotrzymuje obietnic. – uśmiechnąłem się, choć było to nie do końca szczere. – Pomyślałem, że… jakbyś sobie przypomniała to.. mogłoby być Ci odrobinę przykro, że się go jednak pozbyłaś więc go odratowałem. Poza tym, to pewna pamiątka.. – wymruczałem, odwieszając ubranie do szafy.
- Co dostałeś ode mnie? – spytała nagle. Nie byłem na to przygotowany, ani trochę. Przez chwilę zastanawiałem się, co mógłbym jej powiedzieć, gdyż ani trochę nie chciałem wyznawać jej prawdy.
- Przyozdobiłaś ten wielki świerk, który znajduje się między chatami, całkiem dobrowolnie, chciałaś zesłać na nas wszystkich ducha świąt. – uśmiechnąłem się kolejny raz, kolejny raz nie szczerze. Zaraz podszedłem do niej bliżej.
- Mam coś dla Ciebie, mam nadzieję, że to nie wyląduje w koszu. – zażartowałem, wyciągając w jej stronę otwartą dłoń, na które stało małe, szare, przyozdobione srebrną wstążką pudełeczko. Dziewczyna spojrzała na mnie nie odzywając się, po chwili chwyciła w palce prezent i uchyliła wieczko.
- Czerwony to nie twój kolor Sam, ta pasuje Ci do cery i..
- Oczu. – dokończyła, a kąciki jej ust uniosły się nieznacznie. Skinąłem głową przybierając na twarz obojętność. Zaraz wcisnąłem ręce w kieszenie i mruknąłem, kolejny raz w tym dniu. Sam byłem zaskoczony, że mam tyle do powiedzenia.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz iść na obiad. Możesz zostać tu albo, iść do domu. Kto wie, czy nasz tajemniczy gość nie zjawi się na obiedzie po raz kolejny. – wzruszyłem lekko ramionami po czym przysiadłem na parapecie. Wzrok skierowałem za szybę i wypatrywałem, zastanawiając się po raz kolejny, skąd znałem tę twarz.
Samantha?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz