poniedziałek, 5 marca 2018

Od Sam CD Aaron'a

Siedziałam na plastikowym krześle, ściskając w dłoniach kolejny kubek z kawą. Lampa o jaskrawym, białym świetle migała niespokojnie nad moja głową, przyprawiając mnie o migrenę. Mnie jednak i tak było wszystko jedno.
Minęły ponad trzy godziny, odkąd zaczęli operować Aaron'a. Zaraz po wypadku cudem znalazłam swój telefon, po czym zadzwoniłam na pogotowie. Może zachowywałam się jeszcze zbyt ludzko, bo w końcu Servanci mają to przyspieszone gojenie, ale nie mogłam patrzeć, jak Aaron cierpi. Na adrenalinie wsiadłam z nim do karetki, trzymałam go za rękę i biegłam za nim korytarzem, gdy wieźli go na salę operacyjną. Przed zamkniętymi drzwiami emocje w końcu opadły, a ja osunęłam się na podłogę niczym pozbawione opieki dziecko.

Troskliwa pielęgniarka pomogła mi wstać, dała leki i opatrzyła. Proponowała mi nawet łóżko na wewnętrznym, ale nie zgodziłam się. Po wstępnych badaniach lekarz stwierdził, że nic mi nie jest i mogę iść do domu.
A jednak nie mogłam. Mój jedyny dom, ten prawdziwy, leżał właśnie pod narkozą, ze stosem narzędzi chirurgicznych we flakach. Prawda, jakie to dziwne, że człowiek rozumie najprostsze rzeczy w tak trudnych sytuacjach?
Bo właśnie gdzieś pomiędzy krwią, szpitalem i uporczywym miganiem lampy zrozumiałam, że ja, Samantha Walker do niedawna bez tożsamości, do nieprzytomności jestem zakochana w Aaron'ie Jonathanie Garecie Snyderze i gdybym mogła, z chęcią oddałabym za niego życie.
Chociaż gdyby ktoś w tej chwili spojrzał na mnie z boku, nie zauważyłby zakochanej dziewczyny, a zszokowaną ofiarę wypadku. To, co czułam w środku było totalnym bałaganem, więc na zewnątrz wyglądałam na całkowicie wypraną  z emocji. Nie potrafiłam płakać, śmiać się ani chociaż jęczeć z bólu. Jedyne, czego byłam pewna to to, że gdy tylko Aaron się obudzi, wyznam mu, co czuję. I tym razem nic mnie nie powstrzyma.
Tymczasem znajdowałam się tutaj, w pozbawionej życia szarej poczekalni, nie mogąc zaznać spokoju i pijąc kawę za kawą. Miałam wrażenie, że procenty wyparowały wieki temu, a nawet, że w ogóle nie piłam. Wydarzenia ostatnich dni jawiły mi się przed oczami zamazane, jakbym do końca ich nie pamiętała. Teraz liczył się tylko wypadek i to, co nastąpiło po nim. To był mój punkt odniesienia.
Za każdym razem, gdy drzwi się otwierały, zrywałam się z miejsca i z nadzieją patrzyłam na wchodzących. Byłam pewna, że nic złego nie może mu się stać, ale podświadomie wciąż czułam jak człowiek i rany Aaron'a nie były mi obojętne. On nie był mi obojętny.
Wieczorem przyszła do mnie pielęgniarka wraz z lekarzem.
- Operacja się udała. - oznajmił mężczyzna ze śladami siwizny na skroniach. - Pacjent bardzo dobrze zareagował na leki i wygląda na to, że wszystko jest na dobrej drodze. 
Usiadłam i po raz pierwszy dzisiaj poczułam głęboką ulgę. Nie byłam w stanie odezwać się, by wyrazić wdzięczność, bo była ona tak wielka, że niemal nie do opisania.
- Dobrze się pani czuje? - spytała zaniepokojona pielęgniarka, pochylając się nieco. - Coś panią boli?
- Wszystko w porządku, dziękuję. - wykrztusiłam w końcu. - Kiedy będę mogła do niego iść?
Kobieta spojrzała pytająco na lekarza, a on uśmiechnął się lekko.
- Najwcześniej jutro, jednak z racji, że wprowadziliśmy pacjenta w stan śpiączki farmakologicznej, nie porozmawia z nim pani.
- Nie szkodzi. Kiedy go wybudzicie?
- Być może jeszcze w tym tygodniu. Czeka go niestety długa rehabilitacja, lewa noga najprawdopodobniej...
- Dobrze. - przerwałam mu, wiedząc, że dzięki mocy Servantów Aaron wyzdrowieje znacznie szybciej. Poczułam, jak mięśnie mojej twarzy zaprotestowały, gdy szeroko się uśmiechnęłam. - Najważniejsze, że żyje. Dziękuję.
Lekarz skinął mi głową, po czym odszedł, zostawiając ze mną pielęgniarkę.
- Ma pani gdzie spać?
Spojrzałam pobieżnie na opustoszałą poczekalnię.
- A mogłabym tutaj? - chciałam być blisko Aaron'a, gdyby cokolwiek się działo. Zresztą, i tak nie miałam dokąd pójść. Samochód był w kasacji, a Atlanta daleko.
Kobieta zaśmiała się grzecznie.
- Nie mamy zbyt dużego... ruchu, na szczęście. Mogę pani zaproponować łóżko, kilka sal stąd.
Przytaknęłam i ruszyłam za nią. Wyglądała na nieznoszącą sprzeciwu, poza tym kilka godzin snu mi się przyda.
- Nie ukrywam, że wolałabym mieć panią na oku. Wyjście bez szwanku z takiego wypadku, to... cóż, niewiarygodne. Gdyby coś się stało, proszę wołać, będę niedaleko.
Mruknęłam coś na znak zgody. Większość moich ran zagoiła się godziny temu.
W końcu dotarłyśmy do małej sali na końcu ciemnego korytarza. Kobieta pokazała mi łazienkę i życzyła dobrej nocy.
- Wszystko będzie dobrze. - zapewniła mnie, stając w drzwiach. - Pani towarzysz miał niewiele mniej szczęścia niż pani. Jeszcze nigdy nie widziałam, by poważna operacja przeszła tak gładko.
Odeszła, wzdychając z niedowierzaniem. Usiadłam na wysokim łóżku i wygładziłam dłońmi prześcieradło na nim. Byłam spokojna. Aaron, choć nieprzytomny, znajdował się bezpieczny kilka sal stąd. Nic innego się nie liczyło.
Poszłam się umyć. Wszystkie moje ubrania zostały w skasowanym fordzie, jednak pielęgniarka zostawiła mi na przebranie jasnoróżowy golf i dżinsy, a nawet komplet bielizny. Odświeżona, położyłam się na łóżku i wpatrzyłam w sufit.
Dziwny dźwięk, przypominający brzęczenie wdarł się do mojego umysłu. Otworzyłam oczy i spanikowałam, nic nie widząc. Zaraz jednak sobie przypomniałam, że przecież jest noc i światła są zgaszone. Byłam w szpitalu. Dalej słyszałam to brzęczenie. Nie miałam pojęcia, skąd dochodziło, a może brzmiało tylko w mojej głowie?
Zobaczyłam delikatną smużkę światła prowadzącą pod łóżko. No tak, telefon! Musiał mi wypaść, kiedy zasnęłam. Ale kto by do mnie dzwonił? W dodatku o tej porze.
Opadłam na kolana i po chwili trzymałam w dłoni swój telefon, jeszcze pobrudzony krwią. Mały wyświetlacz starego samsunga pokazywał numer, który niczego mi nie mówił. Tak dawno nikt do mnie nie dzwonił, że przez chwilę po prostu siedziałam na podłodze, nie wiedząc, jak się odbiera. Po sekundzie wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Ha... halo?
- Hmm, nie spodziewałem się, że odbierzesz.
- Kto dzwoni? - spytałam niepewnie, pełna złych przeczuć. Zdałam sobie sprawę, że dobrze znam ten głos zbyt dobrze ze swoich koszmarów. Miałam wrażenie, że się przesłyszałam, albo że to jakiś zły sen.
- Och, daj spokój. Tyle razy krzyczałaś moje imię, przeżywając orgazm, a teraz nie wiesz, kim jestem?
Powoli wstałam. Zaczęłam się rozglądać dookoła, analizując każdy cień na ścianie. W słuchawce rozbrzmiał cichy śmiech.
- Podoba mi się ta nowa wersja. Sammy, prawda?
- Jak mnie znalazłeś? - podeszłam do okna i lekko uchyliłam żaluzje. Na zewnątrz panował mrok.
- Naprawdę mamy o tym rozmawiać? Nie widzieliśmy się w końcu tak długo. Ale skoro już musisz wiedzieć, to nie było tak trudne jak sobie wyobrażasz. Całkiem nas mało na tym świecie. 
Mówił o Servantach. Zimny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie i sprawił, że niemal upadłam. On wiedział, wiedział wszystko. Łapałam powietrze haustami czując, że jeśli nie dostarczę mózgowi zwiększonej ilości tlenu, zemdleję.
- Po co dzwonisz?
- Muszę mieć powód?
Milczałam, aż westchnął.
- Chciałem spytać, czy nasz kolega Aaron złamał dwie nogi, czy tylko jedną.
Serce podeszło mi gardła i zaczęło boleśnie szamotać się w piersi.
- Ty sukin...
- A więc dwie. - zaśmiał się sucho, a w tle usłyszałam brzęk szkła. - Pewnie bardzo cierpisz, co?
- Dlaczego to robisz?! - wykrzyknęłam, ale uciszyłam się, kiedy usłyszałam jakiś dźwięk na korytarzu. Opadłam na łóżko i przetarłam twarz dłonią. Byłam bliska płaczu ale nie chciałam, żeby się dowiedział. - Dlaczego mi to robisz? Nie dość mnie już skrzywdziłeś?
- Skrzywdziłem? - parsknął, przedrzeźniając mnie. - Wybawiłem cię od tego, Sue. Nienawidziłaś tamtego życia.
Zabrakło mi słów, a ramiona niepokojąco się zatrzęsły.
- Nienawidzę cię. Nienawidzę tego, co mi zrobiłeś.
Po raz kolejny usłyszałam jego śmiech, złowieszczy. Zapowiadał coś złego.
- Och, kotku. Ty dopiero mnie znienawidzisz.
Po tych słowach się rozłączył, a ja w szoku, spędziłam kilka następnych godzin nie ruszając się z miejsca. Po moich policzkach płynęły łzy, cały czas. Wszystko wróciło, ból, strach, upokorzenie...
Chciał zemsty. Chciał zabrać mi wszystko, tak jak poprzednim razem, byłam tego pewna.
Skrzywdził już Aaron'a i nie zawaha się, przed skrzywdzeniem pozostałych. Poczułam żółć podchodzącą mi do gardła.
Nie. Otarłam twarz i wstałam. Tym razem będzie inaczej. Nie będzie strachu. Nie z mojej strony.
W mojej głowie zaczął kiełkować plan. Powstrzymam Madox'a, cokolwiek planował. Nie zabierze mi życia kolejny raz.
Wzięłam wszystkie swoje rzeczy, w tym odzyskaną torbę z rzeczami, którą pielęgniarka musiała przynieść, gdy spałam i cicho opuściłam salę.
To nie będzie łatwe, myślałam, przemierzając korytarze. Będę musiała zaryzykować wszystko, co zbudowałam na nowo, wszystko, co kocham.
Będę musiała go... zostawić.
Z wielkim bólem serca stanęłam przed szklanymi drzwiami, które kilka godzin wcześniej wydawały mi się taką przeszkodą. Sięgnęłam za biurko oddziałowej i nacisnęłam przycisk otwarcia. Obok leżały kluczyki. Wahałam się krótko, zanim je wzięłam. Sytuacja kryzysowa wymagała kryzysowych rozwiązań. Miła pani powinna zrozumieć, prawda?
Przeszłam przez drzwi, rozglądając się wkoło. Miałam nadzieję, że pielęgniarki ani lekarza nie ma w pobliżu. Pacjenci również mi nie przeszkadzali. Zakładając, że w tym szpitalu na dalekiej prowincji jacyś się znajdowali. Teraz zależało mi tylko na tym, by dostać się do Aaron'a.
W końcu znalazłam go w jakiejś sali. Wyglądał tak bezbronnie i krucho, gdy leżał na szpitalnym łóżku. Weszłam do środka i usiadłam na niskim krześle obok niego. Pomimo głębokiego snu, jego rysy znaczyło zmęczenie. Zerknęłam na kawałek jasnej, odsłoniętej skóry na jego piersi. Rany goiły się normalnym jak na Servanta tempem, a to była bardzo dobra wiadomość. Skierowałam wzrok na jego twarz, sine powieki i uśmiechnęłam się słabo.
- Zmaściłam, prawda?
Nie dał żadnego znaku życia. Pochyliłam się i oparłam łokcie na kolanach.
- Kilka godzin temu naprawdę byłam dobrej myśli. - oznajmiłam cicho, wzdychając. - Myślałam, że jak się obudzisz, wyznam ci miłość, a ty weźmiesz mnie w ramiona i będziemy żyć razem długo i szczęśliwie. Naiwne, prawda?
Zadziwiłam się po raz kolejny nad tym, jak bardzo był przystojny. Pomimo tej całej aparatury wokół, masy kabli, dalej był tym samym Aaron'em, w którym byłam zakochana. Nie mogłam oprzeć się pokusie i dotknęłam palcami jego łuku brwiowego, zjeżdżając do policzka. Rozkoszowałam się dotykiem jego skóry. Miałam wrażenie, że robię to ostatni raz i pewnie tak było.
- Ale tak nie będzie.
Cofnęłam się na miejsce i skuliłam ramiona. Poczucie winy zżerało mnie od środka, ale musiałam to powiedzieć. By się rozgrzeszyć.
- Będę zła. Będę najgorszą z najgorszych. Nie będziesz wiedział, co się dzieje. I znienawidzisz mnie.
Wstałam i ostatni raz się nad nim pochyliłam. Dotknęłam jego warg swoimi, słonymi od łez.
- Ale nie zapomnij mnie. Nigdy mnie nie zapominaj.
Wyszłam z sali, nie odwracając się.



Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz