poniedziałek, 12 marca 2018

Od Derek'a C.D Aizrel

Ostatnie kilka tygodni spędziłem w osamotnieniu, daleko poza granicami stanów zjednoczonych, dlatego spróbujcie wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy podczas odżynania głowy delikwentowi piłą mechaniczną, przez głośny odgłos silnika przedarł się sympatyczny i dobrze wszystkim znany dzwonek iphone’a. Telefonu od Diabła odrzucić nie mogłem, tak więc po wysłuchaniu co miał mi do powiedzenia, nie zostało mi nic jak zabrać manaty i wpakować się w pierwszy lepszy samolot powrotny. Szczęście mi dopisało bo po niecałych dwudziestu czterech godzinach byłem już w domu.
Zostawiłem swoje rzeczy w części mieszkalnej i po odświeżeniu wyruszyłem dalej czynić swoją powinność. Podróż wewnątrz dużego, nieco przypominającego czołg Dodge’a Durango minęła bardzo przyjemnie i szybko, a to było najważniejsze. Mój cel oddalony był od atlanty o dwieście kilometrów, lecz nie narzekałem. Pokonanie tej trasy minęło jak mrugnięcie powieką. Następnie nadszedł czas na odnalezienie odpowiedniego departamentu i załatwienie kilku mniej ważnych formalności. Po kolejnej godzinie dane było zobaczyć mi jej smukłą sylwetkę i te rude, przydługie włosy. Mruknęła coś nie do końca zrozumiale, na co jedynie przewróciłem oczami. Ujmując ją w ramionach i pod kolanami, dźwignąłem do góry, nie czekając na pozwolenie. W drodze do auta mruczała coś pod nosem, głównie było to narzekanie dotyczące jej porażki. Nic dziwnego, sam miałem podobnie, kiedy odnosiłem klęskę, choć w porównaniu do niej nigdy nie dawałem się złapać. Morderstwo to już inna sprawa. Aizrel nie potrzebowała dużo czasu, kawałek drogi z budynku do auta nie sprawił jej trudności w zaśnięciu w moich ramionach. Ciekawiło mnie czym była aż tak zmęczona. Bez konsultacji usytuowałem kobietę na tylnych siedzeniach, wraz z kocem i poduszką, które czekały od niej całą drogę od Atlanty. Mi zaś nie zostało nic więcej jak zabrać kartonik z rzeczami, podpisać zbędne papiery i wyruszyć w drogę powrotną. Kiedy droga rozpościerała się przede mną zastanawiałem się co takiego zrobiła i jak długo musiało jej nie być, skoro Czart posłał po nią eskortę w postaci mojej osoby. Kto wie, może czekał na nią z karą? W połowie drogi ciszę zakłóciło długie ziewnięcie, któremu zawtórował cichy jęk spowodowany przeciąganiem.
- Wyspałaś się, księżniczko? – spytałem nie ukrywając uśmiechu i żartobliwego tonu. Spoglądnąłem w lusterko, w którym dostrzegłem naburmuszoną i wciąż odrobinę podpuchniętą twarz rudowłosej. Jej mina wywołała u mnie krótką salwę śmiechu, która najwyraźniej ją oburzyła, gdyż dostałem po głowie. Zaraz dziewczyna przelazła z tylnego siedzenia do przodu, odpychając na bok subtelność i ostrożność.
- Gdzie jesteśmy? – spytała, zapinając pas. Po chwili przeczesała włosy dłonią, ponownie ziewając.
- Jeszcze jakaś godzina i dom. – spoglądnąłem na nią dyskretnie po czym kontynuowałem. – Doszły mnie słuchy, że wybrałaś się na zlecenie. Sądząc po miejscu skąd Cię zabrałem, rozumiem że misja wykonana? – uniosłem brwi, wracając spojrzeniem na drogę.
- Becke nie żyje, tak jak zażądano w papierach. – mruknęła, rozkładając się w fotelu. W odpowiedzi skinąłem głową. Nie potrzebowałem drążyć tematu. Sam miałem na rękaw krew ludzi, których kartoteki przeglądałem każdego dnia. Później nastała cisza, jednakże dziewczyna nie wytrzymała w niej długo. Poczęła wypytywać mnie o miejsce pobytu i zajęcia jakie wykonywałem, dlaczego zniknąłem. Na to ostatnie nie odpowiedziałem. Po prostu wzruszyłem ramionami bo, jak mam jej powiedzieć, skoro sam nie jestem tego w stu procentach pewien? Widząc moją reakcję nie drążyła tematu. Wręcz przeciwnie, zaczęła opowiadać o swoim zleceniu, mimo że ją o to nie prosiłem. W ten sposób minął nam czas aż do naszego schronienia. Po zatrzymaniu wozu, wyskoczyłem na świeże powietrze i podszedłem do bagażnika. Aizrel szybko znalazła się obok, chcąc odzyskać swoje rzeczy.
- Na Twoim miejscu poszedłbym wziąć prysznic, a potem skierowałbym się prosto do Czarta. On nie lubi czekać, przecież wiesz. – zacząłem.
- Dlaczego mi doradzasz? –spytała zdezorientowana. Na jej twarz zawitał grymas, zaś jej ramiona skrzyżowały się na klatce piersiowej.
- Czy ja wiem? Może zaczynam Cię lubić, a może po prostu mam w tym jakiś cel. – odparłem wzruszając ramionami po czym zasalutowałem w jej stronę i obróciłem się na pięcie. Udałem się prosto do jadalni. Boże, umierałem z głodu.

Ariel? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz