Noc zapadła już dawno. Była nad wyraz ciemna i dość chłodna nawet jak na tę porę roku. Żaden promień księżyca nie przedarł się przez gęste chmury zasłaniające całe niebo. Na dodatek wiał wiatr i rozwiewał jego luźne kosmyki ale on miał rozpiętą kurtkę, która również luźno powiewała na wietrze. Nie było mu zimno jednak nie pogardziłby latarką lub naładowanym telefonem. Jego padł już w pół drogi. Polegając więc bardziej na innych zmysłach niż wzrok kierował się w stronę obranego wcześniej celu. Nikomu nie powiedział, że tego popołudnia włamał się do pewnego, chyba tajnego, pomieszczenia i czytał akta, które Lucyfer trzymał swojej siedzibie. Miał nadzieję, że nikt się o tym nie dowie albowiem zobaczył w papierach całkiem niezłą dziewczynę i uznał, że szkoda by nie było jej podpatrzeć. Nawet nie miał planu, uważając, że gdyby doszło do konfrontacji, zacząłby improwizować. Rozejrzał się z ulgą po polance gdy wzrok przywykł do ciemności i ku swojej uciesze zauważył, że mieszkanie do którego zmierza ma zgaszone światła. On też starał się nie zdradzić swojej obecności.
Wiatr najwyraźniej stanął po jego stronie gdy wiszcząc między koronami drzew, zagłuszał jego kroki w błocie, które powstało po stopniałym śniegu. Gdzieś nawet jeszcze szumiał cicho nieduży potoczek, który nie mógł wsiąknąć w jeszcze zamarzniętą ziemię. Ostrożnie wszedł na drewniane stopnie aby te nie skrzypiały a następnie równie ostrożnie wybił szybę w drzwiach by wejść. Brzdęk wydawał się o wiele głośniejszy z powodu panującej ciszy, przerywanej tylko wiatrem. Żadne światło jednak nie zapaliło się. Czyżby nikogo nie było w domu? Ominął stłuczone kawałki szkła. Rozejrzał się i zamknął powoli drzwi za sobą. Przecież włamywanie się do cudzych mieszkań nie było powodem aby takich drzwi nie zamykać. Mieszkanko było zadbane a w powietrzu unosiła się woń wybielacza, męskich perfum, być może lekko zgniły, słodkawy zapach krwi i... lawendy? Chyba lawendy ale mógł się mylić. Zrobił kilka ostrożnych kocich kroków w głąb pomieszczenia. Znalazł włącznik światła więc z niego skorzystał. Zauważył, że pomieszczeniem obok była sypialnia. Zajrzał do niej jak ciekawski kociak jakby spodziewał się, że jego ofiara będzie leżeć naga i czekać na niego w seksownej pozie. Z rozczarowaniem zauważył źródło zapachu. W łóżku samotnie leżała, męska sylwetka. Brunet leżał na plecach w poplamoinej koszuli. Głowę miał lekko przechyloną jakby się prosił by dać mu wianuszek i zrobić jedno z takich słodkich zdjęć do szantażu.
- Sziet. Złe mieszkanie...- Spojrzał za siebie na ubłocony parkiet i rozbitą szybę w drzwiach.- No trudno.- Wzruszył ramionami. Nie wiedział do kogo się włamał ale skoro tu już jest to się rozgości. Przy okazji panoszenia się po cudzym mieszkaniu naładował swój telefon i naprawił szybę tym co znalazł. Wybór padł na srebrną taśmę klejącą. Tym samym sposobem "naprawił" ubłoconą podłogę: po prostu zalepił ślady taśmą. Zdziwił się jednak, że gospodarz jeszcze śpi i nie robi mu wykładu na temat “Kim jesteś? Co tu robisz?” więc do niego podszedł i go poszturchał. Brak reakcji go lekko zaniepokoił. Spojrzał na tors mężczyzny. Okazało się, że servant po prostu goi rany prawdopodobnie zadane w walce. Uśmiechnął się szeroko i wyjął swój skalpel. Kucnął przy ciałku faceta po czym odchylił jego koszulę z biodra. Zastanowił się chwilę, a po niecałe minucie dał upust swojemu artystycznymi talentowi i wyrył tam serduszko w którym zawarł piękny napis “Beniz" nucąc cicho. Gospodarz nadal spał nieświadomy, że gdy się obudzi jego biodro będzie bogatsze o nową bliznę. Potem pokręcił się po mieszkaniu by dowiedzieć się z kim ma doczynienia, ale żadna z jego rzeczy nie była podpisana. Nawet pokaźna kolekcja noży i bóg wie jeszcze jakich narzędzi była czysta. Poszukiwania trwały aż znalazł go w końcu w telefonie, gdzie w rozmowie z którymś starszym było tylko jego imię, lub ksywka: Madox. Spojrzał jeszcze raz na słodko śpiącego mężczyznę. W sumie to jakby na niego nie patrzeć nawet był przystojny i jak najbardziej ruchable, ale chyba nie był w typie Lucjana. Potarł swój szorstki podbródek zastanawiając się co go czeka gdy Mad się obudzi i co jeszcze może z nim zrobić zanim się ocknie. Nie bał się, że coś mu zrobi. W końcu też w razie śmiertelnych obrażeń zapadłby w sen a mężczyzna nie wyglądał na zdolnego by zrobić coś powtornego. Nawet jeśli, to chciał się dowiedzieć jakich metod by się dopuścił. Nie mówiąc o tym, że najpierw musiał by go dopaść. No chyba, że nasłałby na niego starszych, bo chyba tylko przed nimi czuł coś na kształt respektu. Uniósł kącik ust. W jego głowie kiełkowało już kilka pomysłów. A szczególnie podobał mu się jeden z wyjazdem do Atlanty razem z jego nieprzytomnym kompanem. Teraz gdy był w śpiączce, to dopóki nie zregeneruje ran to prawie jakby był trupem albo bardzo pijanym kumplem. Musi tylko się upewnić, że Mad zostanie w takim stanie jak najdłużej i nie obudzi się zbyt wcześnie to wtedy będzie miał przyjaciela zombiaka. Zdecydował a przed jego oczami przewinęła się masa możliwości. Najpierw zrobił sobie z nim zdjęcie. Czuł że w Atlancie zrobią sobie prawdziwą sesję zdjęciową rzeczy, których zrobili razem. Podniósł ciało owego mężczyzny z łóżka. Był cięższy niż wyglądał.
- Chodź księżniczko. Jedziemy na masę przygód <3
Wyszedł razem z nim ostrożnie. Przed nimi była dłuuuga noc. Tylko Lucjan jeszcze nie zdawał sobie sprawy jak bardzo…
Wiatr najwyraźniej stanął po jego stronie gdy wiszcząc między koronami drzew, zagłuszał jego kroki w błocie, które powstało po stopniałym śniegu. Gdzieś nawet jeszcze szumiał cicho nieduży potoczek, który nie mógł wsiąknąć w jeszcze zamarzniętą ziemię. Ostrożnie wszedł na drewniane stopnie aby te nie skrzypiały a następnie równie ostrożnie wybił szybę w drzwiach by wejść. Brzdęk wydawał się o wiele głośniejszy z powodu panującej ciszy, przerywanej tylko wiatrem. Żadne światło jednak nie zapaliło się. Czyżby nikogo nie było w domu? Ominął stłuczone kawałki szkła. Rozejrzał się i zamknął powoli drzwi za sobą. Przecież włamywanie się do cudzych mieszkań nie było powodem aby takich drzwi nie zamykać. Mieszkanko było zadbane a w powietrzu unosiła się woń wybielacza, męskich perfum, być może lekko zgniły, słodkawy zapach krwi i... lawendy? Chyba lawendy ale mógł się mylić. Zrobił kilka ostrożnych kocich kroków w głąb pomieszczenia. Znalazł włącznik światła więc z niego skorzystał. Zauważył, że pomieszczeniem obok była sypialnia. Zajrzał do niej jak ciekawski kociak jakby spodziewał się, że jego ofiara będzie leżeć naga i czekać na niego w seksownej pozie. Z rozczarowaniem zauważył źródło zapachu. W łóżku samotnie leżała, męska sylwetka. Brunet leżał na plecach w poplamoinej koszuli. Głowę miał lekko przechyloną jakby się prosił by dać mu wianuszek i zrobić jedno z takich słodkich zdjęć do szantażu.
- Sziet. Złe mieszkanie...- Spojrzał za siebie na ubłocony parkiet i rozbitą szybę w drzwiach.- No trudno.- Wzruszył ramionami. Nie wiedział do kogo się włamał ale skoro tu już jest to się rozgości. Przy okazji panoszenia się po cudzym mieszkaniu naładował swój telefon i naprawił szybę tym co znalazł. Wybór padł na srebrną taśmę klejącą. Tym samym sposobem "naprawił" ubłoconą podłogę: po prostu zalepił ślady taśmą. Zdziwił się jednak, że gospodarz jeszcze śpi i nie robi mu wykładu na temat “Kim jesteś? Co tu robisz?” więc do niego podszedł i go poszturchał. Brak reakcji go lekko zaniepokoił. Spojrzał na tors mężczyzny. Okazało się, że servant po prostu goi rany prawdopodobnie zadane w walce. Uśmiechnął się szeroko i wyjął swój skalpel. Kucnął przy ciałku faceta po czym odchylił jego koszulę z biodra. Zastanowił się chwilę, a po niecałe minucie dał upust swojemu artystycznymi talentowi i wyrył tam serduszko w którym zawarł piękny napis “Beniz" nucąc cicho. Gospodarz nadal spał nieświadomy, że gdy się obudzi jego biodro będzie bogatsze o nową bliznę. Potem pokręcił się po mieszkaniu by dowiedzieć się z kim ma doczynienia, ale żadna z jego rzeczy nie była podpisana. Nawet pokaźna kolekcja noży i bóg wie jeszcze jakich narzędzi była czysta. Poszukiwania trwały aż znalazł go w końcu w telefonie, gdzie w rozmowie z którymś starszym było tylko jego imię, lub ksywka: Madox. Spojrzał jeszcze raz na słodko śpiącego mężczyznę. W sumie to jakby na niego nie patrzeć nawet był przystojny i jak najbardziej ruchable, ale chyba nie był w typie Lucjana. Potarł swój szorstki podbródek zastanawiając się co go czeka gdy Mad się obudzi i co jeszcze może z nim zrobić zanim się ocknie. Nie bał się, że coś mu zrobi. W końcu też w razie śmiertelnych obrażeń zapadłby w sen a mężczyzna nie wyglądał na zdolnego by zrobić coś powtornego. Nawet jeśli, to chciał się dowiedzieć jakich metod by się dopuścił. Nie mówiąc o tym, że najpierw musiał by go dopaść. No chyba, że nasłałby na niego starszych, bo chyba tylko przed nimi czuł coś na kształt respektu. Uniósł kącik ust. W jego głowie kiełkowało już kilka pomysłów. A szczególnie podobał mu się jeden z wyjazdem do Atlanty razem z jego nieprzytomnym kompanem. Teraz gdy był w śpiączce, to dopóki nie zregeneruje ran to prawie jakby był trupem albo bardzo pijanym kumplem. Musi tylko się upewnić, że Mad zostanie w takim stanie jak najdłużej i nie obudzi się zbyt wcześnie to wtedy będzie miał przyjaciela zombiaka. Zdecydował a przed jego oczami przewinęła się masa możliwości. Najpierw zrobił sobie z nim zdjęcie. Czuł że w Atlancie zrobią sobie prawdziwą sesję zdjęciową rzeczy, których zrobili razem. Podniósł ciało owego mężczyzny z łóżka. Był cięższy niż wyglądał.
- Chodź księżniczko. Jedziemy na masę przygód <3
Wyszedł razem z nim ostrożnie. Przed nimi była dłuuuga noc. Tylko Lucjan jeszcze nie zdawał sobie sprawy jak bardzo…
Madox?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz