sobota, 17 marca 2018

Od Sebastiana cd. Aoife


Nie powiem, gładko poszło. Minie zapewne trochę czasu nim tamten biedny staruszek, który dotychczas był właścicielem trzymanej pod moją kurtką figurki, zorientuje się w sprawie jej zniknięcia. Wówczas ta powinna się już znaleźć u swojego pierwotnego właściciela, a my siedzieć w swoich własnych, czterech ścianach. Aby jednak znów móc wręcz rzucić się na kanapę, wcześniej włączając to cudowne urządzenie nazywające się telewizorem, a następnie spędzić resztę dnia na oglądaniu jakichś odmóżdżających seriali, najpierw trzeba było wrócić. A to może okazać się co najmniej trudne, jeśli chcesz przejechać przez Atlantę w godzinach popołudniowych. Wtedy właśnie, jakby na umówiony wcześniej sygnał, ogrom ludzi wypływa z przeróżnych budynków, wywołując tłok nie tylko na chodniku, ale i drodze. Nawet jeśli z tym pierwszym mógłbym sobie nie poradzić, z tym drugim nie powinno być większego kłopotu. Jechać bowiem autem w korku to jedno, a motocyklem to zupełnie coś innego. A właśnie, skoro już o tym mowa.


- Czym jesteś? — czując na sobie jej pytające spojrzenie, dodałem w ramach wyjaśnień — Samochód, motor, rower, hulajnoga, piechota?
Ta prychnęła w odpowiedzi, chwilę później informując, że dostała się tutaj dzięki czterem kółkom, przy okazji wspominając coś o marce auta i o tym, że mogę się z nią zabrać. Mnie natomiast mało obchodziło, jaki też salon firmowy opuścił jej sprzęt — nie zapytałem się przecież po to, żeby szpanować, zazdrościć czy też zatroszczyć o bezpieczny powrót dziewczyny. Bardziej interesowało mnie bowiem to, czy będę miał okazję na pozbycie się tego „zbędnego balastu”, który przeszkadzałby mi podczas jazdy. I jak się okazało, istnieje możliwość na dostarczenie figurki bez mojego wkładu własnego, a i w stanie nienaruszonym. W tym właśnie celu niezbędna była pomoc Aoife, która — kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy — poniekąd sama zgodziła się już na to wcześniej. No bo jak to, mnie by podwiozła, a figurki nie zabierze? Poza tym przecież to nie jest nic takiego. Wykorzystując zatem okazję, wyjąłem ukrywaną dotychczas własność Czarta, wręcz wpychając w ręce dziewczyny. Kiedy zdawało mi się, że chwyciła ją dostatecznie mocno, zwolniłem uścisk wokół jej podstawy, co okazało się straszliwym błędem. Szczęście w nieszczęściu, że wykonana była ona z drewna wzmocnionego dodatkowo metalem, gdyż w przeciwnym wypadku, zamiast dostarczyć ją w jednym, dotarłaby do rezydencji w dwóch, jak nie trzech kawałkach. Oboje zareagowaliśmy niemal w tym samym czasie, lecz całkowicie odmiennie. Aoife czym prędzej pochyliła się nad przedmiotem leżącym na ziemi, chcąc zapewne ocenić ewentualne szkody, jakich mógł się on nabawić poprzez upadek na chodnik. Ja natomiast chwyciłem się za głowę, przeklinając soczyście. Zwróciłem tym uwagę kilku idących obok mnie osób, którzy moje słownictwo skomentowali typowym już „niewychowaniem młodzieży”. Ja jednak miałem to prosto gdzieś, modląc się wręcz o to, by figurka była cała. W przeciwnym wypadku On nas zabije. Zginiemy po raz drugi, tym razem już bez zmartwychwstania.
- Uważałbyś trochę, debilu. — Omal nie wykrzyknęła, znów stając na równe nogi i przyglądając się uważnie trzymanemu posążkowi.
- Trzeba go było mocniej trzymać. — Odpowiedziałem, podobnie jak ona przyglądając się uważnie każdemu milimetrowi drewna.
Na całe szczęście tak bardzo, jak na starą ona wygląda, tak bardzo wytrzymała była. Niewyobrażalny kamień spadł mi z serca, podobnie chyba z resztą jak u dziewczyny. Zaraz po tym zapowiedziała, że lepiej będzie, jeśli to ona ją teraz zabierze. Nie przeciwstawiłem się temu, jedynie w duchu dodając, że taki był plan od początku. Zaraz po tym każde z nas poszło w swoją stronę, a dokładniej w kierunku pozostawionego wcześniej środka lokomocji. Ironia losu czy też nie, musiałem pokonać jedynie jedno skrzyżowanie więcej niż Aoife, która po dotarciu do swojego samochodu, czym prędzej zajęła miejsce kierowcy, figurkę wkładając na te przeznaczone dla pasażera. Nim zdążyłem dojść do końca ulicy, gdzieś za moimi plecami dało się słyszeć pisk opon, a zaraz po tym klaksony niezadowolonych kierowców, kiedy to ona zapewne — wbrew przepisom ruchu drogowego — wymusiła pierwszeństwo. Wtedy też właśnie zdałem sobie z czegoś sprawę. Jeśli ona wróci sama do rezydencji, a ja dołączę do niej dopiero po jakimś czasie, wówczas wyglądałoby to tak, jakby to dziewczyna zrobiła wszystko sama. Ja natomiast byłbym uznany za darmozjada, który nawet palcem nie kiwnął. Nie zastanawiając się zatem długo, możliwie jak najszybciej znalazłem swoją maszynę, zaraz po tym rozpoczynając swego rodzaju pościg. I znów auto przegrało w tej zacnej bitwie z motocyklem, kiedy to ono musiało wiernie stać w kolejce przed światłami, a ja mogłem sobie spokojnie przejechać między sznurami samochodów, wzrokiem szukając jednocześnie własności Aoife. Udało mi się to dopiero na trzecim skrzyżowaniu, które było ostatnią bramą oddzielającą Atlantę od drogi międzymiastowej, z której to można dostać się do rezydencji, wykorzystując jeden z licznych zjazdów. Zanim jednak znaleźliśmy się poza miastem, zatrzymałem motocykl tuż obok auta dziewczyny, znajdującego się niemal pod samymi światłami. Tam pozwoliłem sobie zapukać kilka razy w jej okno, czym najwyraźniej ją przestraszyłem. Świadczyło o tym nagłe spięcie mięśni, a także wyraz twarzy wyrażający zaskoczenie. Zmienił się on jednak niemal natychmiast, kiedy tylko zobaczyła mój gest nasuwający na myśl salut żołnierza, po którym ponownie ruszyłem przed siebie, przystając dokładnie przed przejściem dla pieszych. Tam, po zmianie świateł na odpowiedni kolor, ruszyłem wraz z innymi w kierunku „autostrady ku wolności”. Jak można się oczywiście spodziewać, po niedługiej chwili wyprzedziła mnie Aoife, która lawirując pomiędzy innymi samochodami, dość szybko zaczęła znikać mi z oczu. Nie chcąc jednak na to pozwolić, powtórzyłem jej technikę, przypominając tym nieco uczepionego niej rzepa. W taki oto sposób przejechaliśmy dobre trzy kilometry, a tablice znajdujące się nad drogą informowały o zbliżającym się naszym zjeździe. Zanim jednak zdążyliśmy się do niego zbliżyć, dziewczyna zatrzymała się z piskiem opon przy prawej krawędzi jezdni. Z ledwością zrobiłem to samo co ona, ryzykując tym samym możliwością zostania naleśnikiem na masce kierowcy jadącego za mną. Inne auta zaczęły nas omijać szerokim łukiem, niejednokrotnie pokazując swoje rozdrażnienie poprzez używanie klaksonu. Ja jednak nie zwróciłem na to jakiejkolwiek uwagi, bardziej interesując się tym, że Aoife wyszła z samochodu, patrząc na jego wnętrze... z przerażeniem?
- Co ty odpierdalasz, do diabła? — zapytałem po zdjęciu kasku.
- Figurka... — zaczęła.

Aoife?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz