wtorek, 13 marca 2018

Od Aaron'a C.D Sam

Kolejna nieprzespana noc w moim przypadku nie była niczym nadzwyczajnym. Koszmary dręczyły mnie coraz częściej i coraz dobitniej uświadamiały mi , jak bardzo jestem bezradny w stosunku do losu, który zawładnął moim życiem i przewrócił je do góry nogami. Chodziłem dookoła jeziora, oglądając odbijający się w tafli srebrny księżyc, zastanawiając się jaki powinien być mój kolejny ruch. Zdążyłem już sobie uświadomić, a raczej przyjąć do wiadomości, że z moich planów sercowych pozostał tylko pył i nic więcej, nie widziałem sensu w brnięciu dalej w zatracenie.

Dalej zastanawiałem się, czy na pewno chcę zostać w tym miejscu. Widząc ją, czując jej zapach i obecność nie potrafiłem być obojętny, co tylko pogarszało sytuację, w której się znajdowaliśmy. Najgorsze było to, że wyjazd rozmiażdżyłby mnie już do końca, nie pozostawiając nic. Najmądrzejszym wyjściem była śmierć, najlepiej w celu poświęcenia się dla kogoś, bolesna i długa. Pierwszy raz od wieków, myślałem o tym naprawdę poważnie. Wtem usłyszałem szelest i głośne dudnienie. Ziemia trzęsła się pod czyimiś stopami. Istota była już daleko, lecz kamień rzucony z odpowiednią siłą powinien bez problemu jej dosięgnąć pomimo tego, że uciekała z ogromną szybkością. Tak, uciekała na pewno.… Nie zastanawiałem się długo. Chwyciłem w dłoń pierwszy lepszy kamień z brzegu jeziora i zamachnąłem się. Ciężar przedmiotu przeciął powietrze i spotkał się z potylicą uciekiniera, momentalnie posyłając go na ziemię. Dotarcie do niego zajęło moment, dziękuje Czarcie za szybkość przewyższającą wiatr. Gdy znalazłem się na miejscu, ostra woń krwi przedarła się do moich nozdrzy. Nie zamierzałem rzucić aż tak mocno, w dodatku nieznajomy posiadał już jedną ranę znajdującą się w nodze. Drażniony zapachem kucnąłem obok ciała i przewróciłem je na plecy. Szybko zorientowałem się z kim miałem do czynienia, więc zwlekanie nie było teraz najlepszym wyborem. Nagle, obok świsnęło powietrze, a krew rozbryzgnęła się dookoła, plamiąc mi białą koszulę i twarz. Walczyłem z odruchem wymiotnym, czując na twarzy wyżerającą niczym kwas ciecz.
- Mogłaś uprzedzić. – mruknąłem wycierając twarz rękawem, wzrok kierując na starszą. Bezuczuciowo patrzyła na martwego już osobnika, oraz na krew, która lała się wodospadem z jego szyi, ponieważ Starsza poderżnęła mu gardło.
- Co robił w strefie. – mruknęła niespokojna po czym zaczęła przeszukiwać jego ubranie. W pierwszej chwili chciałem zwrócić jej uwagę, powiedzieć że to nie zgodne z zasadami etyki i że w ten sposób nie oddaje szacunku zmarłemu, ale dla pewnej części mnie, nie miało to żadnego znaczenia. Rose nie ominęła żadnej kieszeni, a upewniwszy się, że jegomość na pewno już nie dycha, złapała go za nogę i pociągnęła w stornę willi.
- Może uda mi się coś z niego wyciągnąć. Kto wie jakie ciekawe informacje może mieć w głowie. – rzuciła na odchodne. Również chciałem wstać i odejść, lecz moim oczom ukazało się coś nietypowego. Nie za duży zeszycik, przesiąknięty słodkimi perfumami. Bez zastanowienia chwyciłem go w obie ręce, zaś nogi same poprowadziły mnie w odpowiednie miejsce. Wchodząc na drewniany podest zapukałem raz, potem kolejny i jeszcze jeden. Po braku odzewu wkroczyłem do środka a pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zauważalne ślady bójki. Zląkłem się, widząc na ziemi znieruchomiałe ciało mej drogiej. Niemniej jednak w tej samej chwili ulżyło mi, gdyż nie mogła być martwa. Ująłem jej ciało w barkach i pod kolanami by przenieść je na miękkie łóżko i nakryć kocem. Sina plama malująca się na połowie jej twarzy mogła mówić tylko o jednym – jak bardzo uderzyła  głową o coś bardzo twardego. Przysiadłem obok i wciąż się jej przyglądając, z nadludzką delikatnością założyłem za jej uszy kilka niesfornych kosmyków włosów, które dotychczas przysłaniały jej twarz.
- Jesteś taka piękna. – mruknąłem, oglądając jej bladą, usianą setkami uroczych piegów twarz. Byłem pewny, że nie może mnie usłyszeć, dlatego też nie bałem się wyznać szczerości. Nie mogłem przecież wyznać jej tego w oczy, to mogłoby nas oddalić. Relacja która obecnie między nami istniała, nie należała ani do najlepszych, ani do najgorszych i szczerze wolałem aby tak zostało. Nie zniósłbym kolejnej straty, nie zniósłbym tego przepełnionego strachem i brakiem zrozumienia spojrzenia. Nie zniósłbym tej rozłąki… Gładziłem jej dłoń, zastanawiając się, co by było gdybyśmy nie wyjechali wtedy z nowego orleanu. Gdybym nie pozwolił jej się ode mnie oddalić, gdybym nie odstąpił jej na krok. Jak wtedy potoczyłyby się nasze losy? Lepiej, gorzej, nie mam pojęcia i nigdy się już nie dowiem, lecz gdybym mógł wstanie cofnąć czas zrobiłbym to, lecz do chwili, w której się poznaliśmy, do chwili podczas której dostrzegłem ją po raz pierwszy a moje serce zostało powtórnie rozpalone. Ni stąd ni zowąd dziewczyna nabrała gwałtownie powietrza do ust, podnosząc się do siadu. W jednej oberwałem lewym sierpowym prosto w szczękę, który w dodatku posłał mnie na kolano na zimną ziemię.
- Mocną masz rękę. – sapnąłem podnosząc się na równe nogi, wykrzywiając twarz w grymasie. Tępy ból  roznosił się po całej mojej czaszce, co tylko spowodowało u mnie złość i zirytowanie. Dziewczyna dopiero po chwili zrozumiała z kim ma do czynienia, momentalnie wyskoczyła z łóżka chcąc podejść bliżej, lecz zatrzymałem ją jednym ruchem ręki.
- Znalazłem coś Twojego. – mruknąłem bezemocjonalnie, wyciągając w jej stronę dłoń z pokrytym krwią zeszytem. Samatha przez krótką chwilę nie dowierzała własnym oczom, lecz nie czekała długo, a by chwycić w ręce swoją zgubę i ogromnym oddechem ulgi przytulić ją do piersi. Opadła na miękki plusz łóżka kierując w moją stronę wymowny wzrok. Nie musiałem czekać długo. Walker przełamała się i zaczęła opowiadać co się wydarzyło i choć niektóre szczegóły mogła ominąć, nie darowała sobie. Moje ciało na powrót przejął lęk o jej osobę, jednakże łącząc się z gniewem nie tworzył dobrej mieszanki.
- A co z nim?..- po zakończeniu historii dopytała niepewnie, jakby bojąc się każdej  możliwej odpowiedzi.
- Nie żyje. Bierz rzeczy, od dziś nie ruszasz się z willi, póki nie wymyślimy czegoś sensowniejszego. – odparłem stanowczo. Dziewczyna zaprzeczała, starała się nawet ze mną kłócić, lecz szybko dotarło do niej, że spór ze mną  nie ma najmniejszego sensu. Poczekałem aż spakuje ubrania i kosmetyki w dużą torbę podróżną. Wrzuciła do niej jeszcze kilka rzeczy, których nawet nazwy nie znałem. Po niespełna trzydziestu minutach wyszliśmy z chaty i szybko przemaszerowaliśmy do wielkiego domu, jakbyśmy chcieli uciec przed nocą. Zaprowadziłem Samanthę do swojego lokum, w którym jeszcze nie tak dawno, bo zaledwie wczoraj przeprowadziliśmy jakże ciekawą konwersację. Odstawiłem na kanapę jej torbę i skierowałem się do drzwi.
- Spróbuj położyć się spać. Rano porozmawiamy. – powiedziałem sucho po czym zabrawszy z szafy komplet świeżych i czystych ubrań udałem się do łazienki w celu odświeżenia ciała i umysłu.


Sam? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz