środa, 21 marca 2018

Od Sebastiana cd. Aoife


Nie no, super. Po prostu ZA.JE.BI.ŚCIE. Nie ma to przecież jak rzekomo współpracować, a kiedy przychodzi co do czego, najzwyczajniej w świecie zamilknąć i siorbać jakieś cukrowe świństwa, uznając mnie za swojego adwokata. Z początku nawet łudziłem się, że ta doda coś od siebie — dorzuci zasrane trzy grosze, w jakikolwiek sposób pokazując, że ona również brała w tej akcji czynny udział. Aoife jednak była jak zaczarowana — całą swoją uwagę poświęciła na przyglądaniu się zawartości szklanki, chyba za pomocą samego spojrzenia próbując rozpoznać składniki napoju w niej się znajdującego.
Posyłając w jej stronę iście jadowite spojrzenie, zerknąłem w Jego kierunku, chcąc rozpocząć krótkie streszczenie tego, co się wydarzyło. Mówiłem bez chwili zawahania czy też zbędnych przerw, nie odwracając nawet na sekundę wzroku od jego postaci. Co jak co, ale teraz przyda się cała zdolność do ściemniania, jaką obdarzyła mnie Matka Natura. A przynajmniej niemówienia o wszystkim z należytą dokładnością, pomijając w ten sposób niektóre szczegóły. W taki oto sposób przemilczałem moment upuszczenia figurki na chodnik, a także jej świecenia podczas podróży. Całe szczęście aktualnie już tego nie robiła, znów wracając do swojej poprzedniej, nudnej i drewnianej postaci. Teraz tylko mieć nadzieję, że nie przypomni jej się o zostaniu kulą dyskotekową, nim my nie zdążymy się oddalić na więcej niż kilometr. Inaczej może być kiepsko.
-... i natychmiast ją przynieśliśmy. — zakończyłem swój marny monolog i nim ugryzłem się w język, dodałem — Nie ma za co.
Taa... Kiedyś zacznę żałować tego niewyparzonego języka. Być może nawet nie będę musiał długo czekać, gdyż widząc wzrok Czarta utkwiony we mnie, ten dzień nie mógł się dobrze skończyć, a przynajmniej dla mnie. Cisza panująca w pomieszczeniu po moich słowach była wręcz przytłaczająca, a widząc biegającą spojrzeniem ode mnie do Niego Aoife, zacząłem poważnie zastanawiać się nad tym, czy aby nie nabawi się przez to zaraz skrętu szyi. Ciągnęło się to w nieskończoność, aż wreszcie wystąpił jakiś progres, będący co najmniej podejrzany. Coś zdecydowanie jest bowiem na rzeczy, bo przecież bez powodu by tak się nie zachował. Już wiem nawet, skąd wzięło się określenie szatański uśmieszek. Jasny gwint, mogę zacząć się od niego uczyć, bo przy Nim wyglądam jak najprawdziwszy w świecie amator.
- W porządku... — zaczął, zostawiając figurkę na jednej z półek. I albo mi się zdawało, albo gdy tylko odwrócił się do niej plecami, jej oczy rozjarzyły się bladoniebieskim światłem. Niedobrze — Mam nadzieję, że wcześniej nie została uszkodzona. Wystarczyłby bowiem jedynie drobny uszczerbek, by znajdująca się w niej moc zaczęła powoli i niekontrolowanie się ulatniać... — przeciągał, spoglądając przelotnie w naszą stronę. Zaraz po tym zajął miejsce w wyglądającym na niesamowicie drogi fotelu, splatając palce ze sobą i kładąc łokcie na oparcia mebla. Ja natomiast wiedziałem jedno: On wie — Bo wy nic takiego nie zrobiliście, prawda?
Odpowiedziała mu jedynie głucha cisza, będąca chyba potwierdzeniem jego przypuszczeń. Nie spuszczając nawet z niego wzroku, doskonale widziałem z wolna ogarniający go gniew. Co racja to racja, spieprzyliśmy tak proste zadanie. Pytam ja się tylko, dlaczego to na mnie oboje patrzą, jakbym był winny tego wszystkiego. Tak, oboje. Aoife nie miała chyba najmniejszego zamiaru pomóc mi w jakikolwiek sposób, zamiast tego powtarzając zachowanie Lucyfera. Co najmniej irytujące.
- Wynocha. — Jedno Jego słowo, a wypowiedziane z takim naciskiem oraz tonem, że odechciało mi się wszystkiego.
Jak powiedział, tak też zrobiliśmy. Czym prędzej wyszliśmy z pomieszczenia, na odchodnym słysząc słowa w obcym nam języku. Podejrzewam jednak, że nie było to nic dobrego, a na pewno nie w stosunku do nas. Nikt nawet nie może sobie wyobrazić, jak bardzo wkurwiony byłem, o wściekłości na idącą obok jak gdyby nigdy nic dziewczynę nawet nie wspominając. Taa, najlepiej wkopać kogoś innego, samemu milcząc i nie przyznając się do niczego. W sumie sam mogłem wpaść na tak zacny pomysł, nagle zdając sobie sprawę z tego, że jestem niemową. Albo wziąć jakiś soczek i pić go przez cały czas, tak jak ona. Aoife, najwyraźniej zdając sobie sprawę z tego, że o niej myślę (chociaż pewnie nie tak, jak by chciała) obróciła głowę w moją stronę, przypatrując się przez chwilę.
- Wyglądasz jak dziecko, które nie dostało wymarzonego prezentu pod choinkę.
Przed zbyt szybką odpowiedzią, której zapewne wnet bym pożałował, uprzedziło mnie pojawienie się kogoś na naszej drodze. Był to jeden ze Starszych... mający imię albo na D, albo na A. Pomimo tego, że nie są w ogóle do siebie podobni, zawsze ich mylę. Zupełnie, jakbym nie mógł przypisać imienia do osoby. Dobra, mniejsza o to. Nie chcąc już więcej nikomu się dzisiaj narażać, instynktownie zszedłem mu z drogi, zmniejszając w ten sposób odległość od idącej obok mnie dziewczyny, jemu pozostawiając dość szerokie przejście. Kiedy jednak nas mijał, posłał w naszym kierunku pełne zawodu oraz swego rodzaju obrzydzenia spojrzenie, by zaraz po tym zniknąć gdzieś na drugim końcu korytarza. Co to, on też już wie o naszej wtopie?
- Odezwiesz się w końcu, czy będziesz udawał obrażonego na cały świat nastolatka? — omal nie burknęła.
W odpowiedzi na to, zupełnie jakbym był niepoczytalny umysłowo, roześmiałem się w głos. Ruch ten w znacznym stopniu zbił z tropu dziewczynę, która chyba nie zrozumiała, jak wielką gafę popełniła. Jeśli jednak ktoś myśli, że mi przeszło, jest w ogromnym błędzie.
- Jakbyś nie zauważyła, ciągle jestem nastolatkiem. A przynajmniej z wyglądu. —w tym też momencie mina całkowicie mi zrzedła, po czym dodałem chłodnym tonem — Nie tylko tutaj się pomyliłaś. Nie jestem obrażony. Ja jestem wkurwiony.


Aoife?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz