Był naiwny. Został przecież utrzymany przy życiu jako najniższy w hierarchii. Szczególnie przez pierwsze dni czuł się dosyć zdegradowany więc nie zdziwił się zupełnie gdy jego pierwszym zadaniem było dostarczenie jakiejś paczki z punktu A do punktu B. Miał jednak cichą nadzieję, że jego pierwsze zadanie chociaż w małym stopniu by nawiązywało do jego profesji. No chociażby schowane jakiś zwłok. Przecież pracował przy nich, przez kilka lat. Wiedział jakich metod używa policja i jak oraz gdzie skutecznie takiego trupa schować. Nie mówiąc o tym, że jeśli taki umarlak był świeży to niektóre organy można by opchnąć za niezłą sumkę a samego trupa wykorzystać na inny sposób ( ͡° ͜ʖ ͡°). Rozmarzył się lekko przypominając sobie pewne blade ciało rozłożone na zimnym, żelaznym blacie stołu do sekcji zwłok.
- Innym razem.- Potrząsnął głową i spojrzał na pobliską wystawę sklepową, a właściwie na swoje odbicie w szybie. Stał sam po środku ulicy, mimo że to właśnie o tej porze miasto zaczynało swoje drugie życie. Zupełnie jak teraz on. Spojrzał w oczy odbicia. Czy ktoś go pamięta zza życia? Zauważyli coś w ogóle, czy został wymazany z ich życia dla bezpieczeństwa? Jego ojciec choć jakoś nigdy nie przepadał za rozmowami ze swoim jedynym synem, a nikt ze znajomych nie dał mu znaku życia przez miesiąc od kiedy przyjął umowę, więc sprawa mogła być jasna, a jednak dla niego nie była. Spojrzał znowu na ulicę i stwierdził, że nie jest łatwe bycie martwym. Zacisnął dłonie mocniej na szarym papierze paczki. Czuł jak w środku coś drgało. Jak serce z arytmią sztucznie podtrzymane przy swojej pracy. W jednej chwili poczuł, jakby jego zadanie miało jakiś głębszy sens, jakby dostarczenie tej małej paczuszki było czymś co miało zacząć efekt motyla prowadzący do jakiejś totalnej masakry. Przyspieszył kroku w przypływie nagłej ambicji. Jak ma być chłopcem na posiłki to proszę bardzo! Lucyfer jeszcze się dowie, że jest wartościowym Severantem ohoho!
Ożywiony, mimo chłodu i podejrzanych przechodniów, skręcił do baru "The Vortex". Nie wiedział wiele o postaci której miał przekazać pakunek, tylko tyle, że też jest severantem i siedzi w barze przy stoliku z odwróconym do góry nogami pustym kieliszkiem. Wszedł do środka i rozejrzał się. Bar nie był zatłoczony, ludzie zwykł przychodzić tu o późniejszych porach. Szybko dostrzegł jedyną osobę, która spełniała wymagania. Siedziała w ciemniejszym kątku przy oknie. Była to rudowłosa kobieta, o bardzo ładnej linii ust, która wyglądała na jego rówieśniczkę, chociaż jej sposób bycia wskazywał na o wiele większe doświadczenie. Omiatała lokal znudzonym spojrzeniem więc przysiadł się. Zielone oczy w końcu na niego spojrzały ale domyślił się, że był przez nią obserwowany dużo wcześniej.
- To ty jesteś adresatem. Prawda?
- Tak. Sądziłam, że wyślą kogoś młodszego...- Mruknęła badając go wzrokiem.
- Aż tak staro wyglądam?- Uniósł jedną brew i potarł swój szorstki przez zarost podbródek. Może faktycznie przydałoby się ogolić. Zobaczył jak kobieta chowa paczkę do torebki.- Skoro już tu siedzimy, może będziesz chciała złożyć zamowienie?- Zaproponował.
- W sumie zgłodniałam czekając na ciebie. Nie spieszyło ci się.- Powiedziała z lekkim wyrzutem jakby znali się co najmniej parę lat.
- Ach, moje maniery. Lucjan Nikolajowicz Warfstaszov. Cała przyjemność po mojej stronie. - Uśmiechnął się do niej przedstawiając się.
- Aizrel Minette.- Podała mu smukłą dłoń. Dostrzegł jednak jej lekki grymas przy nosie, jaki czasem się ma widząc coś nieprzyjemnego. Nie zdziwił by się gdyby się okazało, że dorastała w trakcie zimnej wojny albo jeszcze wcześniej.
- Spokojnie, rosyjskie mam tylko nazwisko.- Powiedział to jednak z tak szelmowskim uśmiechem, że ciężko było uwierzyć w jego słowa.- Jestem ciekaw w jakie kłopoty wpadłaś za życia, że siedzisz teraz tutaj...
Aizrel? Tak ładnie prosiłaś c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz