poniedziałek, 12 marca 2018

Od Sam CD Aaron'a

- Musi Ci naprawdę bardzo zależeć, skoro tu jesteś.
Spojrzałam gniewnie na mężczyznę znad zakrwawionej chusteczki, którą przytykałam do nosa. Właściwie, wyglądał bardzo normalnie, jak na faceta, który mnie tak urządził. Był wysokim, szczupłym, niebieskookim blondynem, ubranym w kaszmirowy, błękitny sweter i jasne spodnie. Ideał każdej matki, przeszło mi przez głowę. Jak bardzo od tego odbiegał. 
Ja też pokazałam klasę. Jego rozwalony łuk brwiowy mówił sam za siebie. Przez krótką chwilę zmartwiłam się, że może mu coś być, bo gdy starał się zapalić papierosa, cały chwiał się na nogach i nie mógł trafić. Bardzo krótką.
- Myślę, że etap poznawania już za nami. - parsknęłam, odrzucając papier. Odchyliłam się na fotelu i zamknęłam oczy.
- Przypomnij mi, dlaczego nie miałbym cię teraz zabić?

Roześmiałam się. Mój głos odbił się w małym pokoju skrzekliwym echem.
- Lubisz chodzić na układy. Widziałam cię. Gdyby ojczulek się dowiedział, byłoby... nieciekawie. A poza tym, mam ofertę nie do odrzucenia.
Przez chwilę nie słyszałam nic oprócz głośno wydychanego powietrza. Chyba w końcu udało mu się zapalić szluga.
- Nie wiem, czy taka nie do odrzucenia. To w końcu tylko jeden Servant.
Otworzyłam oczy i skierowałam ku niemu głowę. Przyglądał mi się niczym drapieżnik, czekający na błąd swojej ofiary. Na jego nieszczęście, ja nie byłam ofiarą.
- Jeden Servant, który w ostatnim miesiącu zabił pięćdziesięciu Kredusów. Nie powiesz mi, że to zły układ.
Spojrzałam na niego triumfalnie. Tak, odrobiłam pracę domową.
- Wystawię ci go jak na tacy.
- Znienawidzą cię.
- Nie obchodzi mnie to. - wstałam ciężko i powlokłam się do okna. Deszcz tworzył na szarym asfalcie parkingu kałuże, w które co rusz wpadali ludzie, próbując dostać się do samochodów. - Jeden człowiek za mnie i moich bliskich. Nie proszę o wiele.
W pokoju zapadła cisza. Czekając, aż mężczyzna się namyśli, wyjęłam z kieszeni telefon i zaczęłam go przeglądać. Zdjęcia moje i Aaron'a z Nowego Orleanu. Oboje radośni, wyglądaliśmy na zakochanych. Uśmiechnęłam się smutno pod nosem. Moje serce wyło z rozpaczy na myśl o rozstaniu.
- Zgoda.
Zgasiłam telefon i odwróciłam się do blondyna. Patrzył na mnie spod spuszczonych rzęs.
- Ale bez numerów. Bo zabiję ciebie i wszystkich twoich piekielnych znajomych.
- Bez obaw. Zależy mi tylko na jednym.
Obserwowałam, jak podniósł z podłogi plecak i udał się z nim w kierunku drzwi.
- Będę tu we wtorek wieczorem. Przygotuj się.
- Do zobaczenia. - odparłam i podeszłam, by za nim zamknąć, ale w przejściu jeszcze mnie zatrzymał. Jego przenikliwe, jasnoniebieskie oczy przewiercały mnie na wskroś.
- Radzę ci się dobrze zastanowić, czy jesteś tego pewna. Nie będzie odwrotu.
- Jestem pewna... - ucięłam dalszą część zdania.
- Wiesz. - dodał jeszcze ostrzegawczo. - Ktoś kiedyś może przyjść do mnie z taką samą prośbą, jak ty teraz. Tylko wtedy celem możesz być ty.



Resztki snu ulotniły się z mojego umysłu, a ja zerwałam się z łóżka zlana potem. W końcu! Serce chciało wyrwać mi się z piersi, ale mózg pracował na intensywnych obrotach. To prawdopodobnie było wspomnienie! Miałam ochotę pobiec z tym natychmiast do Starszego, pomimo późnej pory, jednak powstrzymałam się. Musiałam to najpierw zapisać, żeby nie zapomnieć. Żeby tylko nie zapomnieć.
Sięgnęłam po swój zeszyt pod poduszkę, jednocześnie wyciągając drugą rękę w kierunku włącznika lampki. Kiedy jednak go nacisnęłam, nic się nie stało. Chatka pozostawała pogrążona w mroku.
I wtedy to zobaczyłam. Całkiem wyraźny cień na tle kuchni. Nie poruszał się, ale wiedziałam, że nic w moim pokoju nie rzuca takiego. Kształtu człowieka.
Zamrugałam, myśląc, że może mi się przywidziało, ale gdy uchyliłam powieki, postać dalej tam stała. Gwałtownie bijące serce nagle się zatrzymało, a ja wydałam cichy jęk.
Zerwałam się z łóżka jak rakieta, z zeszytem pod pachą. W dwóch krokach dopadłam drzwi i wpadłam na nie mocno, gdyż były zamknięte na klucz. W tamtej chwili poczułam na sobie dotyk silnych ramion.
W następnej szybowałam poprzez pokój, na końcu uderzając w ścianę. Opadłam na podłogę i zaczęłam kaszleć.
Napastnik szedł w moją stronę. Nawet jeśli nie widziałam go za dobrze z powodu wszechogarniającej ciemności i obraz mi się trochę rozmazywał, słyszałam jego ciężkie kroki. Nie zawracając sobie głowy wstawaniem na nogi, przeczołgałam się do kuchni.
Złapał mnie za stopę w chwili, gdy sięgałam po nóż. Nie udało mi się go chwycić, ale spadł na podłogę koło mnie. Nadludzką siłą wyciągnęłam ciało wprzód i złapałam za trzonek, po czym szybko i na ślepo wbiłam w nogę włamywacza. Poczułam charakterystyczną łatwość, z jaką ostrze wbija się w mięso.
Westchnął ostro, ale oprócz tego nie wydał żadnych innych dźwięków. Opadł na kolana i przyciągnął mnie bliżej, boleśnie zaciskając pięść na włosach z tyłu mojej głowy. Zamachnął się i uderzył nią o parkiet.
Odpadłam po pierwszym razie. W głowie i uszach mi szumiało, nic nie widziałam, ale jakimś cudem, zachowałam jeszcze świadomość. Uderzył jeszcze dwa razy, bardziej ze złości, po czym puścił. Poczułam na policzku chłód podłogi, a potem notatnik wyszarpywany z mojej ręki. Wszystko okryła zbawienna ciemność.



Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz