sobota, 10 marca 2018

Od Sam CD Aaron'a

Pierwsze dni wiosny upływały podobnie. Zmęczona koszmarami wstawałam rano, szłam na śniadanie, a potem Rosalie mówiła mi, co robić. Czasem nie robiłam nic, snując się bez celu po wiosce, z rzadka dostawałam jakieś zlecenia. Na początku trochę się ich bałam, ale nie były specjalnie trudne. Miałam wrażenie, że Rosalie wybierała takie,  żebym zbytnio się nie namęczyła. Była tutaj na razie moją jedyną znajomą, oprócz Aaron'a oczywiście.
Unikał mnie, ale nie winiłam go za to. Nie było dnia, bym o nim nie myślała. Obrazy, które pokazała mi Starsza były niczym nieco łzawy dramat, ale nie potrafiłam traktować ich inaczej. Nie potrafiłam traktować inaczej jego, jak na to zapewne zasługiwał. Żałowałam jedynie, że nie mogę być dla niego tą, którą obdarzył uczuciem. Tamta Samantha odeszła, a zostałam ja. Nieporadna Servantka bez celu w życiu.
Rosalie powiedziała mi, że to się kiedyś już raz zdarzyło. Pomaga mi szukać lekarstwa, ale twierdzi, że to będzie trudne. Najwyraźniej blokadę założył mężczyzna, z którym obudziłam się w hotelu - to mogło tłumaczyć, skąd wiedział o mnie najważniejsze rzeczy. Tylko on mógł ją zdjąć, tak jak Rosalie wcześniej zdjęła moją. Istniał jednak poważny problem. Wiedziałam jedynie,  że nazywa się Carter, nawet nie pamiętałam do końca jak wyglądał. Starsza starała się go odszukać, niestety bezskutecznie. Zapadł się jak kamień w wodę.
Bez niego moje wspomnienia nie będą kompletne. Obrazy z pamięci Aaron'a były kroplą w morzu mojego jestestwa. By poznać siebie i pozbyć się koszmarów kolejny raz, moją nadzieją był tajemniczy nieznajomy.




Skończyłam pisać i zamknęłam zeszyt. Czy zapisywanie swoich przemyśleń pomagało?  Odpowiedź brzmiała: średnio. Tylko ręka mnie od tego bolała. Robiłam to w innym celu. Pisałam, by już nigdy nie zapomnieć. Tylko w ten sposób to miało sens.
Przeciągnęłam się na łóżku. Wstawał kolejny piękny dzień po kolejnej, nieprzespanej nocy. Z powodu słońca nie czułam się zmęczona, byłam nawet pełna energii. Nie chcąc dłużej leniuchować, ześlizgnęłam się na parkiet i popędziłam do łazienki. Umyłam się, uczesałam i nałożyłam makijaż, uwzględniając w to krwistoczerwoną szminkę. Tak przygotowana, podeszłam do szafy i zaczęłam przerzucać ubrania, szukając czegoś na ciepły, słoneczny poranek. Przez ostatni tydzień robiłam gruntowny porządek. Pogrzebowe stroje starej Sam odeszły, zastąpiły je nowe, przyjemne dla oka i eleganckie. Dziś padł wybór na szarą, ołówkową spódnicę  i jasnoróżowy sweterek. Zarzuciłam na to ciemną dwurzędówkę, po czym wyszłam z chaty, wprost na rażące słońce.
W powietrzu czuć było wiosnę. Ptaki śpiewały, kwiaty przebijały się przez skorupę ziemi, drzewa pokrywały się młodymi, zielonymi listkami. Odetchnęłam głęboko i w dobrym humorze ruszyłam do jadalni. Nie uznawałam stania w miejscu i użalania się nad sobą. Wolałam działać, iść do przodu, dokładnie tak, jak teraz! Gdzieś w głębi duszy odczuwałam smutek, ale nie pozwoliłam mu wypłynąć na powierzchnię. W przeciwnym wypadku naiwne domysły i niepewność wkrótce zniszczyłyby mnie całkiem.
Dotarłam do willi i weszłam do części jadalnej. Znalazłam się tu chwilę przed czasem, nie było jeszcze wszystkich. Ignorując natarczywe spojrzenia kilkorga obecnych Servantów, zajęłam miejsce pod oknem i wpatrzyłam się w las za szybą.
- Cześć. - usłyszałam głos nad głową i spojrzałam w tamtą stronę. Nade mną stał czarnowłosy mężczyzna w garniturze i uśmiechał się dziwnie. Po plecach przeszły mi ciarki.
- Cześć. - odpowiedziałam, siląc się na spokój, którego zdecydowanie nie odczuwałam w tej chwili.
- Mogę się dosiąść?
Nie czekając na pozwolenie, zajął krzesło obok, zakładając nogę na nogę. Oparł brodę na zaciśniętej dłoni i przyglądał mi się z zamyśleniem. Poczułam się niezręcznie.
- Naprawdę to zrobiłaś. - rzekł z podziwem. Zmarszczyłam brwi. Albo gada od rzeczy, albo... wie coś, czego ja nie wiem.
- Co zrobiłam?
Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając zęby. Coś bardzo mi w nim nie pasowało. Odczuwałam niepokój i chłód, choć nie miałam się czego bać. Wokół byli przecież ludzie.
Mężczyzna sięgnął ramieniem za moje oparcie. Krzesło zaszurało na drewnianej podłodze. Włoski na karku stanęły mi dęba na ten dźwięk.
- Usunęłaś pamięć, oczywiście. - odparł ściszonym tonem i mrugnął do mnie. W pierwszym momencie sens jego słów nie przebił się przez bariery mojego umysłu, ale miałam wrażenie, że powiedział coś ważnego.
- Czekaj. Sądzisz, że to ja...
Nieznajomy westchnął z udawanym zniecierpliwieniem i pochylił się bardziej. Jego usta dotykały niemal mojego ucha.
- Nie sądzę. Jestem tego pewien.
- Odsuń się.
- Nie.
Chwycił palcami kosmyk moich włosów i odsunął mi go za ucho. Nie miałam się gdzie schować, a jego bliskość mnie przerażała. Zaczęłam się pocić.
- Gdybym chciał cię skrzywdzić, zrobiłbym to bez obaw o świadków. Taki już jestem. - posłał mi olśniewający uśmiech i odchylił się na krześle. Odetchnęłam z ulgą, pomimo jego groźnych słów. Może jeszcze nie byłam gotowa na wyjście do ludzi.
- Dlaczego miałabym to zrobić? Usunąć sobie pamięć? - dopytałam, choć nie byłam pewna, czy chcę usłyszeć odpowiedź. Mężczyzna upił łyk wody i odstawił szklankę na stół.
- Z bardzo prostego powodu. Mnie.
Spojrzałam na niego. Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Żartujesz, prawda? To jakiś dowcip?
Obruszył się, niezadowolony.
- Nie. Dlaczego miałbym?
- Nie rozumiem. Kim jesteś?
- Kimś, kto zrobił ci bardzo złe rzeczy i z chęcią by je powtórzył.
Zmroziło mnie. Jego ton szybko spadł z pogodnego do... sama nie wiem. To nie była zwykła nienawiść. To było coś o wiele gorszego, mroczniejszego. Ten głos zwiastował śmierć. Moją śmierć.
- Sam?
Szybko przeniosłam spanikowany wzrok na Aaron'a, który wszedł głównymi drzwiami. Zmarszczył brwi, jakby wyczuł zagrożenie. Błagałam go w myślach, by mi pomógł, zanim nieznajomy postanowi zrealizować swoje postanowienie.
Tymczasem on również dostrzegł Starszego. Prawie niedostrzegalnie skinął mi głową, po czym wstał. Poprawił marynarkę i skierował się w stronę wyjścia. Tymczasem Aaron najwyraźniej doszedł do jakiegoś wniosku, bo ruszył w moją stronę. Obaj minęli się w wąskim przejściu i myślałam, że nieznajomy szturchnie go ramieniem, ale w ostatniej chwili uchylił się i zrobił gest w stylu salutu. Następnie przemknął szybko do drzwi i już go nie widziałam.
Ręce mi się trzęsły, gdy Aaron do mnie podszedł. Spojrzałam na jego obojętną twarz. Strach w moich oczach musiał w nim coś poruszyć, bo po wyraźnym wahaniu westchnął ciężko i przysiadł na miejscu nieznajomego.
Cieszyłam się, że mnie nie zostawił. Potrzebowałam go. Potrzebowałam przyjaciela.
- W porządku?



Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz