czwartek, 12 października 2017

OD Aizrel CD Ethian'a DO Derek'a

Prychnęłam cicho patrząc, jak odchodzi. Zgrywał silnego i niezależnego, co nieco mnie bawiło. Spojrzałam na zegarek i jeszcze raz na kartkę, którą dostałam od szatyna. Do obiadu została ponad godzina, co dawało mi kilka możliwości. Wzięłam swój plecak, po czym udałam się do swojego nowego domu. Mieszkanie było małe, co w sumie mnie ucieszyło. Przynajmniej będzie mniej przestrzeni do sprzątania.  Rozejrzałam się dookoła. Nie było źle. Kanapa, dwa fotele, mnóstwo szafek, drzwi prowadzące do niewielkiej łazienki i łóżko na antresoli, do której można było się dostać za pomocą wąskich schodków.
- Da się żyć - mruknęłam do siebie, rzucając cały swój dobytek na sofę.
Szybko rozpakowałam zawartość bagażu. Co prawda większość miejsca zajęła broń, ale kilka półek na ubrania i parę książek się znalazło. Po raz kolejny spojrzałam na zegarek. Czterdzieści pięć minut. No ładnie. Szybko poszłam się ogarnąć. Wycierając ręcznikiem głowę, zaczęłam przy okazji drugą ręką szukać kabury z para ordnance p14-45. Zajęło mi dobre pół godziny, zanim przypomniałam sobie, gdzie go wcisnęłam. Jęknęłam cicho, zauważywszy, która jest godzina. Świetnie. Znowu sobie nie poćwiczę. Chociaż... Czy ktoś sprawdza obecność na posiłkach? Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie i, po wysuszeniu włosów, wyszłam z domu i udałam się w oddalony zakątek "posiadłości".


Założyłam zatyczki i za cel obrałam sobie oddalone o kilkanaście metrów drzewo. Już miałam wymienić magazynek, kiedy poczułam, jak ktoś brutalnie chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Skrzywiłam się delikatnie z bólu i wyciągnęłam stopery z uszu. Dopiero po chwili ogarnęłam, kto przede mną stoi. No to się... wkopałam. Przełknęłam ślinę.
- C-coś się stało? - starałam się zabrzmieć pewniej, chociaż w takiej sytuacji nie było to proste.
W końcu któremu starszemu chce się fatygować po jakiegoś szaraczka? Uśmiechnęłam się nieco histerycznie, spinając się jeszcze bardziej.
- Czemu nie ma cię na obiedzie? - spytał ciemnowłosy, obserwując każdy mój ruch.
Powoli, bardzo powoli, zaczęłam chować broń do kabury. Ponoć jeśli zrobi się to wystarczająco wolno, koty tego nie zauważą. On przypominał kota. No, może nie kota. Wielką, czarną pumę, która w każdej chwili mogła rzucić się na ofiarę. W co ja się wkopałam.
- To jednak sprawdzają obecność? - zaśmiałam się nerwowo.

Derek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz