niedziela, 8 października 2017

Od Key CD. Ethian'a

Uniosłam lewą brew, lekko się śmiejąc. Oparłam prawe ramię o wilgotną korę i raz jeszcze zilustrowałam chłopaka.
- Wyglądasz na takiego. Dobrze wiedzieć – wypowiedziałam te słowa z pełną powagą, mrużąc przy tym oczy. W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech, który brzmiał nieco lekceważąco.  – Tak w ogóle Key jestem. Key Colonele.
Wyciągnęłam dłoń ku mężczyźnie, jednak ten nie od razu zrobił to samo. Na jego twarzy pojawiło się chyba zdziwienie. Wykonał jednak ten sam gest, a jego kącik ust wygiął się delikatnie ku górze.

- Ethian Moon. – jago głos wydawał się lżejszy niż przedtem. Zabrałam rękę, chowając  ją do kieszeni. Zrobiłam krok ku niemu, patrząc na koronę drzewa. Liście powoli traciły swój żywy kolor. Deszcz padał coraz bardziej i wcale nie wyglądało, aby miał zaraz zakończyć. Przez moment dało mi się wyczuć jego zapach, który był niesamowicie męski. Przygryzłam wargę, opamiętując się.
- Słyszysz? – dopiero teraz usłyszałam, że próbuje nawiązać ze mną kontakt.
- Wybacz, zamyśliłam się. – podrapałam się po głowie, lekko spuszczając wzrok.
- Zauważyłem. – zaśmiał się. Nic więcej nie mówiąc, wyszedł nieco poza chroniące przed wodą liście i wyciągnął rękę.  Nawet nie zauważyłam kiedy deszcz odpuścił. Powoli dołączyłam do chłopaka, stojąc teraz obok niego.
- To kiedy mnie przekonasz? – nawiązałam do wcześniejszej rozmowy, uśmiechając się zadziornie.
- No proszę, jak się domaga. – bardziej brzmiało jakby mówił to do siebie. Zaraz jednak spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. – Wybacz, ale sprawy wyższej wagi wzywają.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, a Ethian już znikł z mojego pola widzenia. Pokręciłam głową i zaśmiałam się do siebie.
- No tak… Też mam przez Ciebie więcej roboty.  – powiedziałam do siebie i ruszyłam do swojego pokoju, aby zabrać potrzebne narzędzia. Już po chwili byłam gotowa na dalsze śledztwo. Jeszcze raz dokładnie zilustrowałam informacje o ofierze. Przez moment chciałam nawet zrezygnować  z tego polecenia, ale wiedziałam, że to niewykonalne. On byłby raczej średnio zadowolony. Zabrałam najpotrzebniejsze kartki i wyszłam na świeże powietrze. Powinnam poczekać, aż nieco się ściemni, ale chęć jak najszybszego zakończenia zadania wygrała. O tych godzinach było zdecydowanie więcej ludzi. Czułam się przez to nieswojo i nie do końca pewnie. Znajdowałam się teraz niedaleko rynku, przy wielkim budynku jakiejś korporacji. Ludzie, którzy mnie mijali byli tak różni i tak inni, że w pewnym momencie zatęskniłam za zwykłym życiem. Przed oczami miałam widok bawiących się rówieśników. Nadal widziałam jak na mnie patrzą. Ich wzrok wyrażał pogardę i obrzydzenie. Po chwili obraz się zmienił i moje wspomnienia zmieniły się na te mniej przyjemne. Natychmiast ocknęłam się i przywołałam do porządku własne ciało i umysł.
Według zebranych przeze mnie wiadomości to właśnie tutaj pracowała blond włosa. Sama ukryłam się za pobliskimi roślinami, tak aby zostać niewidoczna.
W końcu wyszła. Nadal bił od niej dziwny blask, a ja czułam zazdrość. Przeklęłam pod nosem, ganiąc samą siebie. Po cichu ruszyłam za nią. Dzisiaj nie wyglądała już na wystraszoną. Wręcz na taką, której wczoraj nic się nie przydarzyło.
Po niedługim czasie okazało się, że wcale nie wróciła do swojego domu. Udała się do dziwnie i niechlujnie wyglądającego budynku, a po chwili dołączyli do niej inni. Musiałam sprawdzić co jest w środku i o czym rozmawiają. Z taką też myślą cicho zakradłam się do środka. W budynku było czysto i schludnie, wbrew wcześniejszym pozorom. Moje ciemne ubranie zbyt bardzo się odznaczało, ale nie chciałam jeszcze się wycofywać.
Podążałam za odgłosami rozmowy, aż w końcu trafiłam pod pomieszczenie spotkania. Przykucnęłam pod drzwiami, przybliżając do nich ucho.
- Musimy coś z nimi zrobić! – uniesiony głos na pewno należał do kobiety. Nie byłam jednak pewna czy do mojej ofiary.
- Jeszcze nie teraz. – męski i poważny głos rozniósł się w mojej głowie jeszcze bardziej.
- Mam nadzieje, że twój plan się sprawdzi.  – nie bardzo rozumiałam o czym mówią, ale na pewno nie wyglądało to na zwykłe spotkanie, zwykłych ludzi. Nagle wszyscy za drzwiami ucichli,  a ja napięłam mięśnie. Reszta to były tylko sekundy. Otwieranie drzwi, moja ucieczka i jego śmiech. Nawet nie próbowałam podejmować obrony, wybrałam ucieczkę. Nie mogłam pozwolić na porażkę, a w tym momencie to właśnie zostawienie tej sprawy było wygraną.
Po powrocie do „obozu” od razu zawiadomiłam o całej sprawie Pana.
- Rozumiem. – zmarszczył czoło. – Dobrze się spisałaś, to już nie jest twoje zadanie.
- Dlaczego? – zdziwiłam się. – Dałabym sobie radę.
- Nie dałabyś. – zakończył zdecydowanie. Zacisnęłam żeby i tylko lekko się pokłoniłam, wycofując się z pomieszczenia. Nie mogłam pozwolić na zdenerwowanie Jego. Ale byłam zawiedziona, że nie mogę kontynuować  tego zadania. W końcu działo się coś wartego zainteresowania, a ja znów musiałam zostać od tego odsunięta.
Wróciłam do mieszkania i wzięłam gorącą kąpiel, aby nieco odreagować. Nie chciałam tego przyznawać, ale musiałam – jego słowa mnie zraniły. Czułam się w tym momencie bezużyteczna i po prostu słaba.


Rankiem  zjawiłam się na śniadaniu tylko na chwilę. Nieodpowiedzialne byłoby nie przyjść, ale z drugiej strony nie chciałam tutaj siedzieć. Niedługo potem udałam się do lasu, aby trenować. Nie mogłam się jednak skupić i nic mi nie wychodziło. Ostatecznie usiadłam pod drzewem i wpatrywałam się w piękne, błękitne niebo. W przeciwieństwie do ostatnich dni pogoda naprawdę dopisywała.

Ethian?:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz