sobota, 14 października 2017

Od Nicolasa Christiana do Nicolasa

Siedziałem na miękkiej pościeli i patrzyłem w jeden z nieodłącznych elementów każdego domu, w tym wypadku — ścianę. Trwałam w tej pozycji dobre kilka minut. Dlaczego? Nie wiem. Zostałem sługą Lucyfera zaledwie parę dni temu, a już czuję się jak ostatni śmieć. Nie mam zbyt wysokiej samooceny, a ten fakt sam w sobie nie wpływa na nią pozytywnie. Może prysznic dobrze mi zrobi. Podniosłem się z cichym jękiem i powlokłem się do dość małego pomieszczenia zwanego łazienką. Zdjąłem z siebie warstwy ciuchów, wyrzuciłem do pralki i wszedłem do pokaźnych rozmiarów kabiny prysznicowej. Odkręciłem wodę. Oczywiście gorącą. Pod taką najlepiej jest myśleć. Woda o temperaturze około 36 stopni Celsjusza leniwie spływała po moim ciele. Wziąłem na rękę odrobinę szamponu i powoli zacząłem doprowadzać moje włosy do stanu dokładnego namydlenia. Poczułem znajomy, świeży, a zarazem słodki zapach mięty. Gdy uznałem, że moje loki są już odpowiednio czyste, spłukałem pianę, ukazując ciemnobrązowe włosy. Wyszedłem z kabiny prysznicowej i otuliłem się szczelnie ręcznikiem. Ręką otarłem zaparowane lustro i przez chwilę przyglądałem się swojemu odbiciu. Jak zwykle, widziałem tam nieudacznika, któremu nic się w życiu nie udało.
Szybko porzuciłem tę myśl i otworzyłem szafkę obok lustra z zamiarem wyjęcia z niej kolejnego ręcznika. Chwilę błądziłem wzrokiem po jej zawartości, aż natrafiłem na biały, puszysty kawałek materiału. Od razu otarłem nim włosy i wyszedłem na korytarz. Po przejściu paru kroków, w sypialni ubrałem obowiązkowe elementy ubioru. Luźny T-shirt z nadrukiem, jeansy i oczywiście bieliznę. Podszedłem do małego czajnika elektrycznego podłączonego do kontaktu. Większej kuchni mieć nie mogę, choć w sumie to dobrze. Przynajmniej domu nie spalę. Zagotowałem wodę i poświęciłem się szukaniu suszonej mięty. Na pierwszy ogień wystawiłem szafkę, na której stał czajnik. Otworzyłem jej drzwiczki i wzrokiem zacząłem błądzić po jej zawartości. A herbaty brak. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Znalazłem dwie tabliczki czekolady studenckiej. Na opakowaniu było widać w pośpiechu nakreślony napis "Na czarną godzinę". Uśmiechnąłem się do siebie. Mieszkam tu może trzy dni i już zdążyłem zrobić "zapasy na zimę". Zamknąłem szafkę i zabrałem się do konsumpcji zastygniętej kakaowej masy z dodatkami. Gdy odbywałem pokorną pielgrzymkę do czarnego kosza na śmieci, w celu wyrzucenia opakowania po czekoladzie, katem oka zarejestrowałem kartonowe pudełko z paczkami suszonej mięty leżące za czajnikiem. Wziąłem kubek i wrzuciłem do niego saszetkę pełną pokruszonych listków, po czym zalałem ją wrzątkiem. Z tak przygotowanym naparem położyłem na łóżku i co jakiś czas wstawałem by upić łyka herbaty. Przyłożyłem wargi do krawędzi kubka i delikatnie posmakowałem herbaty. Poczułem ból i oddaliłem naczynie od ust. Rada na przyszłość: wrzątek jest gorący. To, co jest gorące, może poparzyć. Zakląłem w duchu i dotknąłem delikatnie górnej wargi. Delikatnie pulsowała. Po, raz kolejny, tym razem na głos, dopuściłem się cichego bluźnierstwa. Już i tak jestem sługą Jego. Co mi szkodzi. Dosłownie rzuciłem się na pachnącą pościel. Moje włosy były jeszcze mokre więc gdy wstałem z łóżka, zauważyłem mokrą plamę tam, gdzie wcześniej leżała moja głowa. Ignorując ten fakt, wyszedłem z sypialni i założyłem ciężkie, czarne wojskowe buty, czarny płaszcz z niezliczoną ilością kieszeni i szary szalik. Wyszedłem z domu i skierowałem się w stronę stołówki, uprzednio zamykając drzwi na klucz i chowając owo narzędzie do kieszeni. Po drodze patrzyłem się na praktycznie wszystko. Drzewa, ptaki w gniazdach, mniejsze dzikie zwierzęta chowające się w krzakach przede wszystkim, co jest większe od nich. Można by rzec, że to miejsce byłoby idealne. Oczywiście nie jest. My, Servanci, my wszyscy jesteśmy sługami Lucyfera. Wsadziłem ręce w kieszenie i wbiłem wzrok w ziemię. Szedłem i szedłem, rozmyślając, (chociaż szczerze mówiąc, nie wiedziałem nawet, gdzie jest jadalnia, ale to szczegół) aż w końcu musiało się to stać. To, czyli zderzenie. Mnie z innym mężczyzną. Upadłem na tylną część ciała, podczas gdy druga strona obecnej tutaj niedogodności tylko się zachwiała. Po chwili podniosłem wzrok na postać, z którą się zderzyłem i zorientowałem się, że w dość nieszablonowej pozycji leżę na ziemi przed wyższym ode mnie o parę centymetrów chłopakiem o brązowych, lśniących włosach i orzechowych oczach. Podniosłem się szybko. Pewien, że nie otrzymam przeprosin od szatyna, sam wyszedłem z ową inicjatywą.
- Przepraszam. Moja wina.
Nicolas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz