niedziela, 15 października 2017

Od Nico C.D Nicolasa

- Grazie.
- Co?
- Dziękuję.
Chłopak odwrócił się i popatrzył na mnie z pogardą, ale nie tak jak wcześniej. Teraz w tym spojrzeniu dało się dostrzec też nutkę... Rozbawienia?
- I po co mi dziękujesz?
Wzruszyłem ramionami. To normalne, że dziękujesz osobie pomagającej ci. To naprawdę dziwna osoba.
- No... Pomogłeś mi, więc ci dziękuję.
Nie byłem ciekaw reakcji chłopaka. Wiele osób już mnie biło, wyzywało. Nie jest to dla mnie nowością. Jednak Nicolas nawet nie raczył nawet do mnie podejść. Potraktowałem to jako dobry znak. Nie muszę być na pierwszym planie. To między innymi dlatego, że nikt przez długi, naprawdę bardzo długi czas nie zwracał na mnie uwagi, nadal żyję. Matka powiedziała mi kiedyś " La parola è d'argento, e il silenzio è d'oro (wł.: Mowa jest srebrem, a milczenie złotem)". Teraz zaczynam wierzyć w sens tych słów.
Podczas gdy ja zastanawiałem się nad wymienionymi przed chwilą... Problemami? Mój przewodnik zdążył już usiąść przy stole i zacząć spożywać w spokoju posiłek. Rozejrzałem się w poszukiwaniu wolnych miejsc. Zauważyłem też ich kompletny brak. Jedyne wolne miejsce znajdowało się obok mojego nowego znajomego. Z cichym westchnieniem powlokłem się do stołu. Odsunąłem ciężkie krzesło i usiadłem. Przede mną leżał talerz ze spaghetti. Kochany makaron. Zacząłem konsumować giętkie nitki z sosem. Mają tu naprawdę niezłych kucharzy, to muszę przyznać. Po skończonym posiłku, widząc, że większość zbiera się już do wyjścia, ja zrobiłem to samo. Po co mam siedzieć przy pustym stole. Nicolas również w pośpiechu opuszczał pomieszczenie. Nie mając planów na dzisiejszy dzień, wypaliłem prosto z mostu:
- Uch, Nicolas?
Chłopak odwrócił się do mnie.
- Czego?
- No, bo-ta rozmowa musiała naprawdę ciekawie wyglądać. - Możesz mnie odprowadzić do domu?
Szatyn wyglądał, jak gdyby ktoś walnął go w twarz. Po chwili jednak oprzytomniał.
- Po co?
- Nie wiem jak tam dojść.
Mój znajomy westchnął ciężko i spojrzał na mnie z politowaniem. Nieznacznie kiwnął głową i wyszedł ze stołówki, a ja za nim. Przez dłuższy czas szliśmy w milczeniu. Po chwili przypomniałem sobie, o sprawie dosłownie najwyższej wagi.
Przeszukiwałem kieszenie płaszcza, by w końcu wyjąć około jedną czwartą tabliczki czekolady zawiniętą w opakowanie. Co prawda gorzkiej, ale czekolada to czekolada. Odłamałem kawałek i wziąłem do ust. Wyciągnąłem rękę z czekoladą w stronę Nicolasa.
- Vuoi?
- Nie gadaj po Włosku.
- Chcesz?
Chłopak odłamał kawałek. Jak na mój gust trochę za duży, ale co tam. Po zjedzeniu całej czekolady i garści cukierków, znalezionych przeze mnie w kieszeni postanowiłem jakoś rozwinąć, a raczej rozpocząć, rozmowę.
- Lubisz czekoladę?
Mój rozmówca w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
- Ja uwielbiam.
- To widać-mruknął.
W końcu doszliśmy do mojego małego domu. Nicolas już chciał odejść, lecz ja stałem w drzwiach.
- Nie wejdziesz na herbatę?
Szatyn popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem.
Nicolas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz