poniedziałek, 2 października 2017

OD Patch'a CD Ellipson

Noc. Jedyna pora, w której czuję się wolny. I to nie dlatego, że gwiazdki świecą, a Księżyc łaskawie odbija światło Słońca. W ciemności można się zgubić. Można przechodzić niezauważonym, po cichu robić te wszystkie rzeczy, których za dnia nie wolno. Korzystając z resztek słonecznego światła, wyciągnąłem kask i poszedłem do mojej ulubionej i chyba jedynej zabawki. Założyłem ochraniacz na głowę, po czym zapiąłem go pod brodą, przy okazji krzywiąc się, gdy poczułem delikatny, chropowaty zarost na twarzy. Jeśli nie zapomnę, a lenistwo pozwoli, to kolejne co zrobię, będzie ogarnięcie zarostu. Potrząsnąłem delikatnie głową, pozbywając się tej z lekka chorej myśli. Zaraz naciągnąłem rękawiczki na dłonie, po czym odpaliłem motocykl. Od razu odczułem swego rodzaju satysfakcję, słysząc ryk silnika. Uśmiechnąłem się do siebie, po czym ruszyłem. Szybko dotarłem do pustej, szerokiej i krętej drogi prowadzącej do Appalachów, najlepszych w okolicy gór do jazdy. I w sumie jedynych. Gładko pochylając się w zakrętach, mogłem zapomnieć o wszystkich niepowodzeniach z dzisiejszego dnia. I wczorajszego. I wszystkich innych dniach wstecz. Jazda na motocyklu dawała mi złudne poczucie wolności. Jednak w takich momentach o tym nie myślałem. Po prostu w pewien sposób cieszyłem się, czując jak zimny, wieczorny wiatr owiewa odsłonięte skrawki mojej skóry i przenika przez ubranie.


Moje zadowolenie jednak prysło, gdy poczułem jak tylne koło postanowiło się uślizgnąć podczas zakrętu. Cudem utrzymałem maszynę, ale kosztowało mnie to mocnym przytarciem prawego kolana. Akurat w dzień, w którym postanowiłem zostawić ochraniacze w szafie. Mimo wszystko dziękowałem samemu Lucyferowi, że jednak postanowił mnie oszczędzić i nie wywaliłem się na tym cholernym zakręcie. Jednak ten jeden drobny incydent zaważył na tym, że postanowiłem szybciej wrócić do domu. Zaraz zawróciłem motocykl i ruszyłem w drogę powrotną. Po niespełna godzince byłem już w naszej siedzibie. Szybko odstawiłem jednośladowca do garażu i ruszyłem do swojego mieszkanka. Moje zadowolenie nie trwało długo, ponieważ nie dość, że czułem jeszcze ranę na kolanie, to dodatkowo ktoś postanowił siedzieć w najciemniejszym miejscu na ścieżce. Potknąłem się o obcą mi osobę, a z moich ust wydobyło się ciche "cholera". Wystawiłem ręce po obu stronach postaci, by zamortyzować upadek i przy okazji jej nie zgnieść.
Kiedy tylko nasze ciała z niemałym hukiem opadły na ziemię, do moich nozdrzy dostał się delikatny zapach cynamonu wymieszanego z żurawiną. Uśmiechnąłem się delikatnie i spojrzałem w dół, by zobaczyć kto taki leży pode mną. Mój uśmiech tylko się poszerzył, gdy tylko ujrzałem te rozwścieczone, czekoladowe oczy.
- No co tam, ślicznotko? - wymruczałem zadowolony.

Ellipse? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz