poniedziałek, 2 października 2017

Od Ellipson do Patch'a

Gwiazdy. Co ludzie w nich widzą? To tylko punkciki na niebie, które są już codziennością w naszym nudnym życiu. Tak zawsze myślałam. Wszyscy inni wpatrywali się w nie z zachwytem, wyszukiwali przeróżne cytaty o ich blasku, a ja? Ja teraz zastanawiam się, jak można być tak... głupim? Jedni poświęcili swoje całe życie gwiazdom, kosmosowi. Ja miałam gdzieś cały wszechświat... i wzajemnie. Nadal mnie nie zachwycają gwiazdy, księżyc lub wschody, zachody słońca. Są takie... zwyczajne. Dobrze, czasami bywam wdzięczna księżycowi, kiedy zgubię komórkę, a on tak jasno świeci, że bez problemu ją znajdę... jednak, po co zachwycać się nad tak głupimi, błahymi rzeczami? Przewracam się na bok, w stronę odsłoniętego okna. Od kilku tygodni mam problemy ze synem. Nie wiem, skąd to się wzięło, jednak strasznie mnie to irytuje. Dlaczego? Ponieważ wtedy moje myśli schodzą na tematy gwiazd jak teraz. Czym dla mnie są gwiazdy? Codziennością i złymi wspomnieniami. Przypominają mi się oczy matki, które odbijały zawsze te lśniące punkciki, kiedy siedziała na balkonie, rozkoszując się kolejną dawką. Przymykam oczy, chcąc uniknąć natrętnego światła księżyca. Nie lubię wracać do tych wspomnień. Odpowiedź jest prosta — one są śladem tej dawnej Ellipson, która była słaba. Choć z wiekiem uczyłam się, jak być silną, jak działać bez skrupułów... To te wspomnienia teraz wracają. Niestety, nie jestem białą kartką. Chyba to jest mój największy minus. Umiem dostrzegać swoje minusy i plusy, umiem też niektóre z tych minusów likwidować, jednak tego nie da się stłumić. Choć moje uczucia przypominają w danym momencie tylko popiół, który pozostał z wielkiego ognia, to nie potrafię zasmakować swojej przeszłości jak ich. Przy innych osobach idzie gładko, ale przed samą sobą? Nie. Jęczę cicho, kiedy uświadamiam sobie, że w tym momencie nie zasnę. Od dawna chodzę zmęczona, co zbyt dobrze na mnie nie wpływa. Rozmasowuję skronie, przeklinając ten głupi sen. Co mi doskwiera? Oczywiście nie mam pojęcia, ale wiem co, mi przeszkadza. Nuda. Siedzę w tym domku i nic się tu nie dzieje. Nie spotkałam nikogo ciekawego, co jest chyba moim przekleństwem. Nie ma się kim zabawić, czyli jest jednym słowem nudno. Nie ma nawet żadnej dramy! Moje życie ogranicza się do chodzenia tam i tu, spożywania posiłków i rozmowy z jakimiś nowymi przybyszami. W sumie... ta rozmowa wygląda bardziej jak pytanie, gdzie coś jest i jedną odpowiedź "spierdalaj". Spoglądam w stronę obrazu, który przedstawia jakąś panienkę. Jej oczy są zwrócone wprost na mnie. Cały czas zapominam o zdjęciu tego obrazu, bo troszku mi przeszkadza.
Wzdycham ciężko, wychodząc spod tej ciepłej i milusiej kołdry. Chyba umrę z nudów, jeśli zostanę w tym łóżku. Podchodzę do okna i spoglądam w otaczającą mnie ciemność. Kocham mrok. Można w nim się skryć, słuchać wszystkich rozmów, cicho pociągać za sznurki. Cień był zawsze najlepszym rozwiązaniem, nikt nie podejrzewał o nic mnie, bo ja trzymałam się na uboczu, w zaciemnionym kącie. Teraz mam problem. Mam cień, mam wszystko, czego mi potrzeba do zabawy, ale niestety bez marionetki nic się nie zrobi. Czuję zimno bijące od okna. Lubię chłód, jest takim odzwierciedleniem mojej osobowości. Nie widzę nic złego w byciu oschłym czy lodowatym, nic a nic. Ech, nie znoszę swoich nocnych, wewnętrznych monologów. Są one tak nietrzymające się kupy, że najchętniej poszłabym spać. Tutaj kolejny problem, nie mogę usnąć. Człapię powoli w stronę szafy, bo wpadłam na jakże cudowny pomysł posiedzenia sobie na schodach i rozmyślania o tym chujowym świecie. Zabieram z półki czarne spodnie, które szybko zakładam. Wkładam pod nie swoją za dużą koszulkę do spania. Nie biorę bluzy, bo jak wspomniałam, lubię zimno. Wsuwam stopy w białe kapcie, wiedząc, że nie będę chodzić po ziemi. Bez jakiegoś szczególnego zastanowienia wychodzę z domu... Nie nazywam go moim. Nigdy. Ja nie mam swojego domu, nigdy nie miałam. Nawet pewnie nie wiem, co znaczy dom w przenośnym słowa znaczeniu. Uważam, że ta wiedza jest mi zbędna. Nigdy już w tym pogrobowym życiu się nie przyda.
Wzydycham po raz kolejny tej nocy, czując lekki chłód, który powoli zaczyna lekko sczypać mnie we twarz. Sunę po drewnianym podłożu, słysząc głośno i wyraźnie jak moje kapcie stukają o drewniany pomost. Siadam na drewnianych schodku, opierając łokcie na kolanach. Spoglądam w dal. Cała nasza siedziba jest dość dobrze oświetlona, więc wszystko dobrze widzę, nie muszę wyostrzać zbytnio zmysłów. Wplatam swoje palce we włosy, wlepiając wzrok w jeden z oświetlonych domów. Nawet nie wiem, do kogo należy. Tak, nie znam tu zbyt wielu ludzi. W sumie lubię poznawać nowych znajomych. Dlaczego? Ponieważ wtedy mam zajęcie, mogę śmiać się z ich uczuć, zakłopotania w niektórych sytuacjach... oni sami nigdy pewnie nie będą interesujący. Jestem zbyt pogrążona we własnych myślach, kiedy z oddali słychać kroki. Myślę w tym czasie o ludziach, o ich uczuciach, które są tak... głupie. Łatwo można je zranić, co ja zresztą robię z chęcią. Ludzie zawsze zachowują się tak schematycznie, że łatwo jest przewidzieć ich reakcje na różne sytuacje, jeśli tylko zna się dobrze ich charakter. Mimo mojej sporej kariery w niszczeniu ludziom życia nie jestem w stanie przewidzieć jeszcze wszystkich odruchów ludzi... ale przecież mam dużo czasu. Kroki stają się coraz głośniejsze a ja, mimo iż jestem bardzo uważana, nie słyszę ich nadal. Siedzę w zaciemnionym kącie budynku, obserwując życie tego miejsca... raczej rzadko ktoś się teraz pojawia. Pewnie większość wykonuje zadania od Niego albo śpi.
Kiedy wreszcie słyszę te przeklęte kroki, to troszkę jest już za późno. Czuję tylko ból, kiedy ktoś na mnie wpada i przewala się przeze mnie. Tylko syczę w bólu, kiedy ta osoba ciągnie mnie w dół. Tuż po schodach. Zajebiście, prawda? Specjalnie siadłam w ciemnym miejscu, żeby mnie nikt nie zauważył, ale jak widać, w tym momencie przeciwstawia się to przeciwko mnie. No jaka chujowa noc. Naprawdę cały nasz upadek trwa kilka sekund, po którym ląduję na tej osobie, którą okazuje się facet. Może nawet go kojarzę? Chyba tak, kilka razy widziałam go na stołówce. Zrzuca mnie z siebie, powodując tym samym, że jęczę jeszcze bardziej z bólu. Obracam się na plecy. Ten gostek mi za to srogo zapłaci, przysięgam.
— Nie widzisz, gdzie chodzisz? — syczę obolała. No co za człowiek? Podnoszę się na łokciu, rzucając mordercze spojrzenie mężczyźnie. Mam gdzieś, czy jeszcze żyje.
— Cholera — wydusza z siebie facet.
— Chyba cię kurwa nawiedza. — Stwierdzam, że ziemia jest miękka i z powrotem kładę się na nią plecami. Zatłukę go. Nie jestem zła ani trochę, okej?

Patch? Wybacz za błędy, jutro je poprawię ;p 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz