Zatarłem ręce obserwując mały obłoczek pary, który wydobył się z moich ust. Przeniosłem wzrok z puszystego śniegu, na jej usianą piegami twarz. Wpatrywałem się w nią dłuższą chwilę, chcąc rozgryźć co miała na myśli, mówiąc to. Z jednej strony cel jej słów był logiczny, lecz z drugiej, wyczuwałem w nich pewien podtekst.
- Takich jak ty zabija się, bo stanowią zagrożenie i problem. – mruknąłem, nie odwracając wzroku od jej twarzy. Dziewczyna poruszyła się nie spokojnie i choć w świetle księżyca nie widziałem zbyt wiele, miałem wrażenie, że nieco zmalała kuląc się, a ponadto pobladła na twarzy. – Od początku sprawiałaś problem, dlatego Rosalie zdecydowała, że wymaże Ci niepotrzebne wspomnienia. – dodałem po chwili, starając się zachować obojętność.
- Niepotrzebne? –dziewczyna odparła nie chowając urazy. Obruszyła się i wyprostowała plecy, ukazując tym jeszcze bardziej swoje niezadowolenie.
- A potrzebne? Dowiedziałaś się, kim jesteś, skąd pochodzisz, jak umarłaś. Tak to Tobą wstrząsnęło, że chciałaś zamordować starszą, a odbiło się to na jej podopiecznym. W toku tych wydarzeń nie spostrzegłem niczego, co mogłoby się komukolwiek przydać. Ani waśń między wami, ani krzywda która się przez ową kłótnie dzieje. – mruknąłem zjeżdżając wzrokiem na taflę jeziora. Wiedziałem, że moje słowa raczej do dziewczyny nie dotrą, tym bardziej, że pewnie nie raz już usłyszała taką gadkę od kogoś innego.
- Czyli zgadzasz się ze mną, że ja zawiniłam. – odparła Samantha, obejmując się szczelniej ramionami.
- Nie, nie zgadzam. Sądzę, że obie strony zawiniły, a do zgody prędko nie dojdzie, więc to już kwestia czasu, kiedy znów skoczycie sobie do gardeł. – westchnąłem po czym przetarłem twarz dłonią. Zacząłem zastanawiać się, czy nie lepiej by było znów na jakiś czas odciąć się od tego wszystkiego, pomyśleć o czymś przyjemnym, czymś co nie skończy się rozlewem krwi, a o to było trudno, ze względu na wydarzenia sprzed kilku ostatnich tygodni. Przepełniony myślami, natrafiłem na pewne drzwi, które otwarły przede mną nowy, nie do końca racjonalny, aczkolwiek wygodny plan. Podniosłem się z ławki, stając na równe nogi, a oczy skierowałem na dziewczynę, która również skierowała swój wzrok na moją osobę.
- Chodź. – mruknąłem, po czym bez wahania wyciągnąłem rękę po jedną z jej dłoni. Kiedy już odnalazłem ją dotykiem, zacisnąłem palce na zimnej skórze Samanthy i pociągnąłem w swoim kierunku. W jednej chwili dziewczyna wpadła prosto na mój tors, gdyż użyłem nieco zbyt wiele siły. Uśmiechnąłem się do niej chytrze, by po niespełna sekundzie złapać ją w talii i zacząć prowadzić w kierunku jej domku. Kiedy dotarliśmy na ganek przystanąłem na schodach, chowając ręce do kieszeni.
- Odpocznij, a gdy się obudzisz spakuj ulubione rzeczy. Będę czekał pod willą o jedenastej. – mruknąłem, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Chcesz się mnie pozbyć? – spytała dosyć niepewnie, wkładając kluczyk do zamka. Zaraz odwróciła się w moim kierunku, dzięki czemu bez problemu mogłem odnaleźć jej oczy. Smutne, przepełnione niepewnością i strachem. Pokręciłem głową na boki. Szybko pokonałem dzielącą nas odległość, stając naprzeciw dziewczyny. Zdezorientowana przywarła plecami do drewnianych drzwi za nią, opuszczając bezwładnie ręce wzdłuż ciała. Prawą dłoń usytuowałem nad jej lewym ramieniem, opierając ją mocno o nieprzyjemną, drewnianą strukturę. Pochyliłem się i z nadludzką delikatnością, wolną dłonią założyłem opadający kosmyk jej ciemnych włosów za ucho. Zaraz przybliżyłem się bardziej, czując jej zimny policzek na swoim własnym, po czym wyszeptałem jej prosto do ucha.
- Samantho, nawet gdybym musiał, nie zrobiłbym tego. Jeśli miałbym wybrać między chłostą a podniesieniem na Ciebie ręki, stokroć wybrałbym karę, bo nie wybaczyłbym sobie Twojej krzywdy. A gdybym miał poprzez niesubordynację, obejrzeć ten świat po raz ostatni, rad byłbym mając świadomość, że uratowałem jedno z istnień, Twoje. – obserwowałem, jak mój ciepły oddech wywołuje na jej szyi gęsią skórkę. Powoli oddaliłem twarz, pozostawiając na jej policzku delikatnego całusa. Zaraz wcisnąłem ręce w kieszenie i patrząc na nią ostatni raz tej nocy rzuciłem cicho.
- Śpij dobrze. – po tym ukłoniłem się a kroki swoje skierowałem do własnego lokum.